21

13 1 0
                                    


 Nie wiedział nawet jak do tego doszło. W jednej chwili był z Roninem i Manishą, słuchając jak karmią go kolejną fanaberią, kolejną nadmuchaną ideą, że trzeba położyć kres landyńskiej supremacji, a potem próbował uciec, potem udawał, że wcale nie uciekał i Manisha zaczęła być podejrzliwa, ale zapatrzony w niego Ronin ciągle stawał w jego obronie. W każdej wolnej chwili wpajano mu jak bardzo los go nie oszczędzał i jak temu wszystkiemu winni byli jego rodzice i landyńczycy. Jak Ruch od początku chciał go wykorzystać, zrobić z niego nową twarz oporu wobec opresji systemu... Ale Luca wiedział lepiej. Nikt nigdy nie naciskał na niego żeby dołączył do Ruchu. Nikt mu chyba tego nawet nie zaproponował, ale i tak czuł, że to była jakaś opcja. Po prostu nigdy nie widział potrzeby, żeby coś z tym zrobić.

Łatwo było wyczuć, że jedną z osób, które Ronin miał zamiar zabić był Armen. Ronin wydawał się gardzić młodszym Pharą, ale jednocześnie go podziwiać. Luca zrozumiał, że ta gra, którą wyczuwał, kiedy zaczął wchodzić w ten cały bałagan toczyła się między Roninem a Armenem, tylko że żaden z nich nie chciał wprost tego przyznać. Ale tylko oni rozumieli co się działo, mieli jakieś pełniejsze spojrzenie niż reszta. Największym przeciwnikiem na drodze Ronina był Armen i dopóki ten nie grał zespołowo nie wydawał się bardzo niebezpieczny, ale i tak było oczywiste, że to była kwestia czasu aż landyńczyk powie „sprawdzam".

Zgodnie z tym, co powiedziała Manisha, Ronin wyznawał mu wszystko, odpowiadał na każde zadane pytanie. I robił to jeszcze z kompletnym brakiem jakiejkolwiek powściągliwości. Luca uważał, że było to niezwykle naiwne. Sam nigdy w swoim życiu nie byłby w stanie komukolwiek powiedzieć coś tak otwarcie, tak bez strachu. To po prostu nie leżało w jego naturze. A Ronin chciał dzielić się z nim każdą swoją myślą, ponadto naciskał na niego, aby sam też próbował się do niego otworzyć, ale rozumiał, że Luca miał przed sobą długą drogę zanim uda im się naprawić lata traumy spowodowanej przez „popierdolony landyński system".

– Dlaczego w ogóle dołączyłeś do Ruchu? – zapytał go Luca przy pierwszej lepszej okazji, gdy Ronin oczarowywał go swoimi wizjami.

Luca musiał mu przyznać, że mówił w sposób porywający. Nawet kiedy od rzeczy to po prostu chciało się go słuchać, łapało się każde słowo. Był niezwykle charyzmatyczną osobą i potrafił wyczuć czy miał czyjąś uwagę czy nie. Bawił się swoim słuchaczem, pozostawiał luki, które druga osoba mogła wypełnić zadając pytanie – i czuło się wtedy jakby brało się w rozmowie czynny udział, jakby było się bliżej, zauważanym. To była swego rodzaju misterna manipulacja i Luca ją zauważał, ale i tak się na nią łapał.

– Kluczem są landyńczycy. Bez nich nie byłoby przecież całego konfliktu – powiedział z tą swoją naturalną pewnością i łatwością, bo dokładnie wiedział, wydawał się przemyśliwać każde swoje działanie i przypominał w tym wszystkim trochę Armena. – Mając ich uwagę miałem uwagę świata. Było dla mnie od początku jasne, że jak piękne
i honorowe nie byłyby idee Ruchu, to nie miały odpowiedniej siły przebicia. I wiem co myślisz, przecież zdobyłem mandat poselski, przecież miały być rozmowy. Ale co by z nich wyniknęło? Byłem silny dopóki byłem ukryty, teraz nadal jestem. Pośród landyńczyków, jako reprezentant Ruchu, byłbym zobowiązany do ustępstw i kompromisów. Mogłem mieć rację,
a i tak mój głos byłby mniej słyszalny. Tak wygląda teraz ten świat. Nie liczy się prawdziwa prawda, a prawda tego, kto mówi głośniej. Dlatego potrzebna jest tragedia, skandal! Nie szum czy szmer aktywistów, ale krzyk! Moje zniknięcie było katalizatorem całego powstania Ery. Ilu ludzi nagle się obudziło? Ktoś musiał zginąć, żeby wyrwać ludzi z tego wygodnego otumanienia. I to musiał być ktoś rozpoznawalny, ktoś taki jak ja. To kim byłem dla Ruchu było tylko barankiem ofiarnym, uzasadnieniem i powodem zapoczątkowania bardziej agresywnych działań bardów.

Galimatias - Imię za życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz