Ronin okazał się dość specyficzną osobą. To, co Luca zrozumiał szybko to, że jego brat był kimś niebezpiecznym. Kimś kogo drogi nie należało nieroztropnie przecinać. Na ogół wydawał się spokojny, radosny, w oczy rzucały się jego zdolności liderskie i łatwość z jaką posługiwał się słowami. Ale było w nim też coś szalonego, coś niezrównoważonego. To jak potrafił utknąć we własnych myślach z odległym wzrokiem i uśmieszkiem, jak wybuchał gwałtownie, jak roztaczana wokół niego aura strachu w ogóle go nie wzruszała...
Był nieugięty i twardy. Dowodził z łatwością – mówił każdemu co ma robić, ale gdy spotykał się z oporem był bezwzględny. Kompletnie inną twarz pokazywał Luce.
Miejscem docelowym ich podróży z Santany okazał się Chalon, a konkretnie budynek znajdujący się przecznicę od tutejszego parlamentu.
Chalon różnił się od Santany pod wieloma względami. Tutejsze budynki były większe, podobnie jak i ega ich mieszkańców. Ulice były szersze, było więcej billboardów, nowoczesnych latarni. Na każdej ulicy można było dostrzec kawiarnie czy kwiaciarnie. Krzaczki były schludnie poprzycinane i policjanci spacerowali po chodnikach pijąc kawę
z jednorazowych kubeczków. Mieszkańcy byli zaaferowani, pędzili załatwiać swoje sprawy – zapatrzeni tylko na własne problemy i zmartwienia. Nikt nie zwracał uwagi na czarną furgonetkę, która leniwie toczyła się po landyńskich drogach i dla Luci zdawała się jedną, wielką, tykającą bombą.Od czasu wjazdu do miasta siedział w napięciu, bojąc się że w każdej chwili Ronin może rozkazać swoim ludziom atak. Jednak gdy dojeżdżali do parlamentu, który rozpoznał po ogromie, monitoringu i zabezpieczeniach, Luca naprawdę sądził, że tutaj nastanie jego koniec. Już widział oczami wyobraźni jak kierowca furgonetki przebija się przez bramę
i wjeżdża na plac. Obserwował Ronina kątem oka i nie byłby zaskoczony, gdyby ten wyciągnął nagle jakąś bombę czy coś podobnego i ze śmiechem nie postanowił ich wysadzić razem z budynkiem parlamentu.Nic takiego jednak nie miało miejsca. Luca odetchnął z ulgą, gdy pojechali dalej,
a potem skręcili. Zatrzymali się przed budynkiem i furgonetka zjechała w dół na podziemny parking.– Przepakowujemy się. Znacie procedury – zarządziła Lena.
Luca spojrzał na nią ze zdziwieniem, ale Ronin spokojnie wyskoczył na zewnątrz
i spoglądał na niego czekając aż za nim pójdzie. Wydawał się rozbawiony jego zdezorientowaniem.– W porządku? – zapytał świdrując go spojrzeniem.
Luca potaknął niepewnie.
– Nie stresuj się tak. Z nami jesteś bezpieczny – powiedział dotykając jego ramienia. – Obiecuję.
Ton, którego użył na końcu był znaczący, brzmiał jak obietnica sama w sobie i ciarki przeszły Luce po plecach, kiedy tak na niego patrzył. Zaraz jednak otrząsnął się z dziwnego stanu i ponownie uśmiechnął niczym niezrażony.
Bardowie zaczęli coś robić przy rejestracji furgonetki, a potem wyjęli wielką płachtę
i zaczęli pracować w zgodnym rytmie. Lena wyciągnęła GPS'a nachylając się nad kierownicą, a potem dołączyła do boku Ronina, który skinął z pochwałą głową i wskazał na wyjście z parkingu.W trójkę skierowali się do windy.
– Wyglądasz jakbyś szykował się do kolejnej ucieczki – zażartowała Lena i odgarnęła mu włosy z czoła. – Już po wszystkim, Luca. Możesz w końcu odetchnąć.
Luca wcale nie czuł jakby mógł w końcu odetchnąć. Nadal nie czuł się bezpiecznie. Ronin obejrzał się na niego z troską i zaniepokojeniem, i przez chwilę szukał czegoś na jego twarzy. Musiał coś znaleźć, bo jakieś zrozumienie pojawiło się w jego oczach.
CZYTASZ
Galimatias - Imię za życie
RomansaNie ma niczego ważniejszego niż imię... Luca robi, co może żeby przetrwać. Porzucony, samotny i zagubiony może polegać tylko na sobie, a kiedy zawodzi sam siebie oddaje swoje ciało za ciepły posiłek i łóżko. Jednak wszystko się zmienia, gdy Ronin...