3

11 1 0
                                    


– Jechałeś kiedyś pociągiem?

– Nie – odpowiedział Luca, ale z zawahaniem.

Roger podniósł tylko brew przyglądając się mu jak sprawdza rozkład jazdy na dworcu.

Miri było dużym miastem, ale o wiele mniejszym od Santany, które było miejscowością rozbudowaną i pełniącą funkcje bardziej administracyjne niż rozrywkowe. Miri było trochę jak stare Los Angeles, a przynajmniej tak skategoryzował je Luca, bo tym jak odkrył atlasy z fotografiami w jednym z przytułków. Nigdy nie opuścił terenów starej Europy, ale widział Santanę jako kolebkę urzędów, edukacji i innych poważnych spraw tej strefy. Wokół Santany znajdowały się jeszcze inne miejscowości, w tym Chalon pełniący rolę stolicy okręgowej z siedzibą strefowego rządu, Koeden – największe centrum przemysłowe,
a także Adreft, najbogatsze miasto mieszkalne, które kiedyś zajmowało się jedynie handlem, ale ten przeniósł się bliżej Santany, na której południu znajdowały się siedziby jednostek obronnych i naukowych.

Jeśli Roger się nie mylił to najbliższe getto znajdowało się na północny–wschód od Santany, dokładnie pomiędzy Koeden i Chalon, a główny Instytut przy centrum wojskowym na granicy Santany i stolicy. Krótko mówiąc – Chalon zaczął otaczać się niemożliwymi do przekroczenia dla eryjczyka zespołami zamkniętymi, co nie wróżyło niczego dobrego.

– Odjazd jest o północy, przez Koeden, więc będziesz w Santanie o drugiej, może trzeciej rano.

– Jaki jest dzień tygodnia?

– Za dwie godziny będzie poniedziałek.

– Wiesz, że już kiedyś mieszkałem w tak dużym mieście jak Santana? Nie było tam bezpiecznie.

– Tym razem będzie inaczej – obiecał Roger kładąc dłoń na jego ramieniu. – Jeszcze trochę i sprawa z Roninem ucichnie...

– To było ponad pół roku temu i jest coraz gorzej. Eryjczycy nie odpuszczą.

Roger wywrócił oczami, ale wiedział, że Luca miał rację. Może próbował uspokoić samego siebie albo powaga tego wszystkiego dopiero teraz stała się dla niego jasna. Wcześniej nie starał się angażować, ale odkąd trafił na tego młodego eryjczyka nic nie było takie jak przedtem. Nie potrafił go zrozumieć, nie rozumiał skąd biorą się tacy ludzie i po raz pierwszy w swoim życiu zaczął mieć wątpliwości, co do tego jak wyglądał ten świat.

– Prawda jest taka, że bez Ronina, bez jednego przywódcy, eryjczycy do niczego nie dojdą, a jeśli ktoś nieodpowiedni zostanie wyłoniony, to może być wasz koniec.

– Mówisz mi to jakbym tego nie wiedział.

Eryjczycy nie potrafili się zorganizować i to tylko częściowo była ich wina. Nie mając nazwiska we współczesnym świecie, który skonstruowali landyńczycy nie dało się niczego załatwić, nie tak żeby to miało znaczenie. Eryjczycy byli także zbyt dumni, wielu z nich było zbyt uprzedzonych, jak na przykład elita. Ilu eryjczyków dorastało we względnym dostatku ucząc się o tym, że landyńczycy byli źli, że ich nienawidzili, że nie należy im ufać ani traktować jak ludzi Ery? Luca przecież wiedział, że młodzi landyńczycy nie przejmowali się eryjczykami, nie uważali ich za gorszych, jedynie za innych. Każdy jest przecież inny,
a bardowie tylko upewnili świat, że są zagrożeniem. Elita eryjska alienowała się od pozostałych, na niej spoczywała odpowiedzialność, ale dopiero Ronin zdołał wyrwać się ze szponów antypatii. Niewiele dobrego z tego jak widać wyszło. Landyńczycy porwali go
i ukryli, może nawet zabili, bojąc się zmian, które byłyby przecież przełomowe
i nieprzewidywalne.

– Będę wiedział jeśli coś pójdzie nie tak – powiedział mu jeszcze Roger zanim Luca wszedł do pociągu, który czekał kilka minut przed północą na stacji. – Możliwe, że Pati ci pomoże, ale jestem w trakcie przekonywania.

Galimatias - Imię za życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz