13

8 1 0
                                    


Luca nigdy nie przypuszczał, że uda mu się odnaleźć swoją rodzinę. Że ma jakąkolwiek szansę, aby dowiedzieć się skąd pochodzi, skąd się wziął. Niespecjalnie mu też na tym zależało prawdę mówiąc.

Dorastając bez rodziców, bez ludzi, którzy powinni kochać go bezwarunkowo, nie wiedział, za czym powinien tęsknić, choć czuł pewnego rodzaju pustkę. Kiedy był młodszy tworzył własne wersje tego, dlaczego był sam, opierając je na historiach innych sierot. Jego rodzice zginęli ratując mu życie, zaginął, gdy uciekali przed landyńczykami, zmarli zanim mógł ich zapamiętać – przez głód lub jakąś chorobę... W jego wyobrażeniach nigdy nie było rodzeństwa. Jako dziecko wiedział, że rówieśnicy potrafią być niebezpieczni, że jeśli któryś byłby sprytniejszy od niego lub odniósł wrażenie, że jest silniejszy, to Luca byłby
w tarapatach. Gdy nocował w ośrodkach dla młodzieży eryjskiej trzymał się od innych
z daleka, chroniąc swojego posiłku i paczek od patronów jakby były to najcenniejsze rzeczy w jego życiu. Wtedy mogły być.

W tym samym czasie, kiedy on tracił przytomność z wycieńczenia, Ronin nieświadomy ich pokrewieństwa żył w lepszych warunkach niż większość nawet elitarnych eryjczyków.

I można by się spodziewać, że Luca czułby do niego żal. Że byłby zły, nawet zawistny, że los tak źle go potraktował. Tak byłoby zdecydowanie prościej, ale on widział to wszystko inaczej. Nie chował nawet wielkiej urazy do Onory i Maximusa, wiedząc, że musieli to być ludzie uprzedzeni, ludzie mali. Ludzie zbyt zapatrzeni na własną reputację, zbyt głęboko wierzący w eryjskie wartości, aby przejąć się życiem kogoś takiego jak Luca...

Eryjczycy nie byli wcale lepsi od landyńczyków – pomyślał, ale zaraz się zreflektował.

Eryjczycy nie różnili się od landyńczyków, bo za oboma słowami kryli się ci sami ludzie. Gdyby landyńczycy mieli podobną historię i prawa do tych, które mieli eryjczycy, to czy postąpiliby inaczej? Byłoby tak jak powiedział Egan – nie wszyscy, nie wszędzie, ale...

Idiotyczne.

– Zeszłej nocy TOL utworzył akta dla Luci – powiedział Danny, gdy zjawił się ze swoją regularną wizytą następnego wieczora.

Armen marszczył brwi siedząc po turecku na kanapie i czytał jakieś wydruki, które przyniósł mu brat. Luca próbował dojrzeć co na nich było, ale po pewnym czasie dał sobie spokój i wzdychając opadł na fotel.

– Kim jest TOL? – zapytał.

– To armia – mruknął Armen pod nosem, krzywiąc się jakby jakakolwiek interakcja
z Lucą sprawiała mu prawdziwy dyskomfort. – Tajne Oddziały Landu.

– To jest coś takiego?

– Nie słuchałeś jak powiedziałem, że są tajne? – spytał retorycznie tracąc cierpliwość.

Od spotkania z Eganem nie miał jej praktycznie wcale.

Danny wydął usta i rozejrzał się po nich podejrzliwie.

– Coś się stało? – zapytał.

Luce drgnęła brew i zerknął na Armena, ale ten udawał, że w ogóle nie usłyszał pytania.

– Nie. Nic się nie stało – odpowiedział siląc się na skonfundowany ton.

I Danny wydawał się to kupić, dopóki Armen nie rzucił papierów na stół, jakby sprawiły mu osobistą urazę.

– Wiesz, Ronin był najlepszym kłamcą jakiego znałem.

Luca nie rozumiał dlaczego Armen atakował go w ten sposób i to jeszcze przy Danny'm, ale głupio pozwolił mu wciągnąć się w jego grę.

Galimatias - Imię za życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz