5

15 1 0
                                    


 Po kilku tygodniach rana postrzałowa przestała być już większym problemem, choć czasem nadal sprawiała mu ból. Gdy za bardzo nadwyrężał swój bok to zaczynał śmiesznie chodzić, ale ból nie był odrętwiający i przez większość czasu był w stanie go ignorować. Nie był tak straszny czy też niebezpieczny, żeby nie pozwolić mu pracować, a ponieważ był młody i relatywnie zdrowy, ludzie wokół niego ucieszyli się, że w końcu będą mieli dodatkową parę rąk do pracy. Zajęcia w getcie nie były jakoś bardzo zajmujące – były męczące, ale nudne. Przez pierwszy tydzień, jako nowicjusz, zajmował się katalogowaniem jedzenia, porządkowaniem paczek, które dostarczali landyńczycy i kilka razy musiał spędzić noc przed wejściem do sali bankietowej hotelu, która służyła za magazyn i pilnować, żeby nikt nie próbował niczego ukraść. To były najlepsze zajęcia jakie można było tu dostać.

Fife był wodzem, a przynajmniej tak żartobliwie przezywali go niektórzy eryjczycy. Inni uważali go za zdrajcę, a jeszcze czasem można było usłyszeć komentarz, że był tyranem. Luca generalnie nie przejmował się tymi komentarzami, ale rozumiał powściągliwość z jaką obchodzono się ze starszym eryjczykiem. Landyńczycy komunikowali się tylko z nim, ufali mu, że będzie pilnował porządku wewnątrz getta. Fife rozumiał, że zamieszki, niesubordynacja mogą mieć marne skutki dla mieszkańców więzienia i starał się jak mógł, aby ich życie tutaj było jak najspokojniejsze. Musiał czasem podejmować trudne decyzje, więc Luca nie zazdrościł mu jego roli, ale rozumiał odpowiedzialność, jaka spoczywała na jego ramionach, choć momentami sam czuł się zirytowany bezwzględnością mężczyzny. Tylko dwa razy był świadkiem tak zwanego „oficjalnego odwetu".

Zdarzało się, że do getta trafiał ktoś, kto przedtem doniósł landyńczykom na jakiegoś eryjczyka, czy zrobił coś podobnie idiotycznego i zbierała się grupa próbująca się zemścić.
W takich chwilach Fife musiał przedsięwziąć jakieś działania, a wiedział, że jeden człowiek nie może przeciwstawić się woli grupy, więc zezwalał na ukaranie takiego delikwenta. Pobicia, okaleczania czy gwałty – były ogólnie potępiane, ale gdy dochodziło co do czego, wszyscy zdawali się rozumieć, że czasem trzeba było przymknąć oko.

Eryjczycy byli tu podzieleni tak jak wszędzie. Ci, którym powodziło się lepiej poza gettem trzymali się razem i traktowali pozostałych nawet z zawiścią i rozgoryczeniem. Inni, których getto uratowało przed śmiercią z głodu lub zamarznięcia, rozkwitali za kratami, a ci którzy byli pomiędzy tymi dwoma grupami trzymali się na uboczu, przystosowywali się. Starali się nie zwracać na siebie uwagi, zaszywali się, byli praktycznie bez problemowi –
z małymi wyjątkami. To dzieci były najgorsze. Opiekunowie wysyłali te maluchy, żeby kradły, żeby podsłuchiwały – oczywiście w celach szantażowych... Wykorzystywali je, żeby zmanipulować landyńczyków w dostarczeniu większej ilości leków, które potem sami ćpali. Opuszczone dzieci wysyłano wtedy do hotelu Syrenka i Luca od czasu do czasu widywał jakiegoś malucha lub dzieciaka, ale bardzo rzadko. Nie wiedział, co się z nimi działo. Na początku to go nie przejęło, sam był otumaniony lekami, które mu podawano, aby mógł dużej pracować pomimo kontuzji, ale kiedy zaczął je odkładać jego umysł począł się rozjaśniać. Zaczęły się pytania.

Dlaczego landyńczycy ich tu trzymali? Czemu dostarczali jedzenie? Skąd brały się te leki? Gdzie zabierano dzieci, kiedy ich opiekunowie umierali?

Któregoś dnia, tuż przed kolacją, dwóch eryjczyków wpadło na niego przed hotelem
i po chwili zamyślenia kazali mu iść za nimi. Luca wstał i wytrzepał spodnie z kurzu. Obeszli główną ulicę i skręcili w jedną z alejek na zachodnią część getta. Tamtejsze bloki były
w gorszym stanie, jeden był całkiem zapadnięty. Wyglądał jakby dach został oderwany tworząc urbanistyczny wulkan miejski. Była tu tylko jedna pracownia, w której zawsze cuchnęło siarką.

Galimatias - Imię za życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz