{15}

1.8K 79 20
                                    

Weszłam zaraz za Pedrim i Gavim do wielkiego budynku obświetlonego ledami dookoła. Wchodząc odrazu można było poczuć zapach alkoholu, papierosów i innych narkotyków,
rozglądając się po pierwszej sali w każdym rogu lub stali ludzie, wciągający coś oczywiście.

Spojrzałam aby z przerażeniem na twarz Gonzaleza i ruszyłam prosto za nim, nie wiedziałam gdzie idziemy i gdzie jestem, wiedziałam tylko że jest tu gorsza patologia niż w Barcelonie i nawet Dortmundzie.

Szłam uważnie za dwójką młodych hiszpanów oglądając się do tyłu w stronę Siry i innych którzy też szli właśnie za nimi.

Moją głowę zaśmiecały myśli o zakładzie i o tym że to będzie dla mnie trudna wygrana jeśli wogóle zdołam to wygrać. Po chwili chodzenia przez tłumy ludzi wreszcie dotarliśmy na piętro wyżej gdzie były siedzenia najwidoczniej tylko dla nas, szybko usiadłam na pierwszej lepszej kanapie obok mnie gdy poczułam przepływające ciepło na swoim płatku ucha.

-Zaczynamy. -szepnął do mnie brunet siadając ponownie na przeciwko mnie.

Czułam że mogę tego nie wygrać, alkohol który się tu znajdował był w znacząco dużej ilości, jestem pewna że upije się jak nigdy zważając na fakt że obok mnie pewnie będą siedzieć moi nie zawodni kompani do picia.

-No to co pijemy! -krzyknął Ansu trzymając już jedną butelkę w dłoniach.

Widząc szklaną butelkę z przezroczystą cieczą oddziaływującą na mnie w zły sposób spojrzałam się tylko na chłopaka przede mną który już wcześniej wbijał we mnie swoje czekoladowe tęczówki przepełnione iskrami arogancji i egoistyczności z swoim cwaniackim uśmieszkiem, ten widok doprowadzał mnie do takiego szału że samowolnie chwyciłam za kieliszek napełniony wódką i przechyliłam go wypijając całą zawartość.

-Chyba ktoś wiedział że będę tu ja Mia i Ansu. -zaśmiał się Torres wskazując na liczną ilość szklanych butelek które stały idealnie ułożone obok nas na drugim stoliku.

-Upić mnie chcecie znowu. -pokręciłam głową uśmiechając się by zakryć swoje zwątpienie zakładem.

-Oczywiście. -mruknął Gavi posyłając mi chytry uśmiech.

Kolejna kolejka alkoholowych trunków właśnie mijała, moja głowa dawała znaczące alarmy że już powoli robi się źle ale nie do takiego stopnia że mogłabym coś już odwalić co zmiotło by z nóg Gavirę który czeka tylko na taki moment w dzisiejszym dniu.

Odeszłam lekko od stołu przy którym siedzieli inni łapiąc w dłoń paczkę papierosów i jedną zapalniczkę, przechodząc pomiędzy siedzeniami spojrzałam się znacznie na dwie dziewczyny po czym udałam się na najbliższe wyjście tarasowe by dokarmić swojego raka rzecz jasna.

Wyszłam przez szklane, przezroczyste drzwi łapiąc w usta jednego czerwonego malboro w tym samym czasie przesuwając spiralkę od małego klipera, zaciągnęłam pierwszy raz wypuszczając na powietrze dosyć sporą ilość dymu, zauważając nie opodal krzesła nie zawahałam się aby na nich wygodnie usiąść z papierosem w palcach.

Usiadłam wygodnie na krześle a raczej fotelu który miał wygodne poduszki na oparciu i zaczęłam przyglądać się widokowi jaki można było dostrzec w miejscu gdzie się aktualnie znajdowałam.

Wypalając już pierwszego papierosa po czym szybko sięgnęłam po drugiego usłyszałam lekkie przesunięcie drzwi tarasowych oraz ich mocne trzaśnięcie,
nie odwracając głowy dalej dopalałam swojego papierosa aż w końcu obok mnie usiadł w ogóle nie znajomy mi mężczyzna.

Kątem oka lustrowałam wygląd mężczyzny, miał na sobie taką samą koszulę jaką miał Gavi tylko różnił się jasną barwą włosów, koniec końców odwróciłam swoje boczne oko od jego osoby i nadal zatapiałam się w przepięknym widoku.

Say I'm yours... | Pablo GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz