24

2.1K 115 16
                                    

Lena

Samochód zatrzymał się gwałtownie, szarpiąc moim ciałem, które bezwładnie uderzyło w przedni fotel. Wymioty już dawno ustąpiły, pozostawiając za sobą ból żołądka oraz nieprzyjemny posmak w ustach. Poprawiam swoją pozycje, rozglądając się na boki. Mrożąc oczy, staram się dostrzec coś w śród ciemności. Większość ostatniej drogi pokonaliśmy przez gęsty las. W którymś momencie nawet udało mi się zasnąć ze zmęczenia. Podróż zajęła nam więcej czasu niż się tego spodziewałam. Przynajmniej dwa razy zatrzymaliśmy się na szybkie tankowanie, na których mogłabym bez problemu uciec. Tylko nie było ku temu powodów żebym musiała to robić. Dobrowolnie skazałam się na taki los. Chce zrobić wszystko żeby uratować ojca nawet jeśli to ja mam zginąć.

— Bez żadnych numerów. I tak nikt ci nie pomoże. — odzywa się kierowca, spoglądając na mnie we wstecznym lusterku. Zupełnie jakbym już wcześniej tego nie słyszała, przecież dobrze wie, że jestem tu w jednym celu.

Kiedy już chciałam mu odpowiedzieć, nagle ktoś szarpnął drzwiami których się trzymałam, przez co moje ciało zachwiało się od tak niespodziewanego ruchu. Ktoś złapał mnie mocno za ranie, wyszarpując z pojazdu. Nie szarpałam się, tylko potulnie w milczeniu pozwalałam na takie traktowanie. Przecież sam się o to prosiłam, sama wzięłam sprawy w swoje ręce.  Pozostaje mi nic innego jak grać na zwłokę i czekać aż Luciano mnie namierzy. Wiem, że to zrobi, już nie raz udowodnił mi, że jest zdolny do najróżniejszych dziwnych rzeczy oraz nic się przed nim nie ukryje. 
Ze zdziwieniem dostrzegam rozpadająca się drewnianą chatkę, która na pierwszy rzut oka wyglada na zaniedbaną oraz opuszczoną. Spoglądam na mężczyznę, który bez żadnego  wysiłku mnie ciągnie w stronę rudery. Krótkie ciemne włosy, oraz mocno wystając nos, usta mocno zaciśnięte tworzą wąska prostą linie tyle jestem w stanie dostrzec.Jego palce boleśnie wbijają mi się w skórę, zapewnie tworząc siniaki. Nie odważam się jednak odezwać.

— Panie przodem. — odezwał się do mnie zachrypniętym głosem, popychając na zamknięte drzwi.

Zdołałam wyciągnąć szybko ręce przed siebie, żeby zamortyzować zderzenie z drzwiami. Przełykając gorzką ślinę, drżącymi palcami łapie za klamkę naciskając ją. Skrzypnięcie zawiasów oraz mój nierówny oddech jest jedynym dźwiękiem w całym pomieszczeniu. Wydaje się, że nawet drzewa przestały kołysać swoimi liśćmi. Wszystko ucichło, czerń pomieszczenia przerażała mnie posyłając mojej wyobraźni różne scenariusze. Zaczęłam się naprawdę bać. Deski w podłodze wydały dźwięk protestu jakby nie mogły dużej wytrzymać naszego ciężaru. Na oślep zamierzałam małymi kroczkami do przodu.

— Na prawo. — odezwał się mężczyzna, podarzajacy za mną. — przesuń dywan, znajdziesz klapę, podnieś ją i zejdź po schodach.

Wykonałam jego polecenie, przez chwile się wahając. Dźwięk kół toczących się po żwirze, utwierdził mnie w przekonaniu że zostałam już bez drogi ucieczki. Kierowca który mnie tu przywiózł już odjechał. Nagle dopadły mnie wątpliwości. Byłam święcie przekonana, że Luciano namierzy mój nadajnik w telefonie, który ukryłam w bucie, lub chociaż posłuży się tablicami które mu wysłałam. Nie przewidziałam tego, że kierowca odjedzie a mój telefon może być poza zasięgiem. Teraz Luciano napewno nie będzie miał jak mnie namierzyć. Zacisnęłam pięści, w tym samym momencie mężczyzna znów się do mnie odezwał.

— Szybciej, nie mamy całego dnia, już za późno na wątpliwości.

Ruszyłam schodami, pomagając sobie przy tym rękami. Nie chciałam spaść, schody wydawał się być mocno stromę. Gdzieś w połowie drogi, zaświeciła się neonowa żarówka która podświetliła mi drogę. Świeciła na tyle, żebym mogła zobaczyć zarys betonowej podłogi. Musiałam oddychać przez usta, ponieważ smród zgnilizny oraz czegoś jeszcze nieprzyjemnego wprawiał mnie w wymioty.

Defective SoulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz