Teo

27 3 0
                                    

-Szefie!

Spojrzałem w kierunku drzwi, zastanawiając się komu jest tak życie nie miłe by mi przeszkadzać o tej porze. Nawet nie silił się aby zapukać. Wparował jak do siebie i zdyszanym głosem poinformował.

-Złapaliśmy szpiega...

Zerwałem się i nie bacząc na niekompletny ubiór poszedłem za nim. Na karę za brak manier jeszcze przyjdzie czas.

-Grzebał w naszych śmieciach. Sądzę, że szukają informacji... – relacjonował przez całą drogę.

W holu czekało kilku moich ludzi żywo zafascynowanych swoim znaleziskiem.

-Odsuńcie się. – rozkazałem i zacząłem się przyglądać szmacianej kulce przed sobą. Otoczona przez kilkunastu uzbrojonych mężczyzn nawet nie drgnęła. Skinąłem na jednego z nich aby przedstawił mi tego „szpiega". Złapał go za ramiona i postawił do pionu.

-Dla kogo pracujesz? – zapytałem jednak odpowiedziała mi tyko głucha cisza. Podszedłem bliżej i chwyciłem za zasłaniający jego głowę kaptur. Pociągnąłem go ku sobie na tyle mocno, aby mógł zobaczyć twarz swojego mordercy. W wyniku tego nagłego szarpnięcia spod jego przydużych ubrań wyleciały foliowe torebki z niedojedzonym jedzeniem. Nie to jednak było najdziwniejsze. Twarz szpiega była śnieżnobiała i prawie cała przysłonięta kruczoczarnymi włosami zza których spoglądały na mnie pełne wściekłości oczy. Kobiece, duże oczy... Usłyszałem pojedyncze śmiechy i odgłosy wściekłej radości. Znalezisko stało się bardziej niż interesujące.

-Powtórzę raz jeszcze. Dla kogo pracujesz? – wyszeptałem stanowczo, nie zwalniając uścisku na jej karku.

-Zbieram jedzenie dla schroniska ojca Festera. – odparła dumnie, chociaż jej aktualny stan uważałbym za gorzej niż beznadziejny. Zerknąłem na leżące na ziemi pakunki. Nie wyglądała ani tym bardziej nie śmierdziała jak bezdomna co mnie nie przekonywało ku jej wersji

-Nie jestem bankiem żywności. Nie powinnaś tutaj przychodzić. – warknąłem i wypuściłem jej ubranie z ręki.

-Wyrzucacie dużą ilość dobrego jedzenia. To marnotrawstwo!– odparła odważnie całkiem nie zważając do kogo się odzywa. Stojący obok mężczyzna momentalnie ją spoliczkował aż zachwiała się na nogach.

-Uważaj jak się odzywasz! – wysyczał podnosząc kolejny raz rękę w jej kierunku. Zaczęła się wyrywać, jednak silny męski uścisk był nie do pokonania. Rozerwała jednak swoją kurtkę, wysypując kolejne pakunki i ukazując się nam w pełnej okazałości. Teraz nawet byłem sam zdziwiony, co ktoś o takiej figurze robił w moim śmietniku. Na ulicy zabijali by się o jej ciało.

-Szefie, z chęcią nauczymy ją pokory. – odparł, wpatrując się obleśnym wzrokiem w jej biust.

-Wystarczy. Zaprowadźcie ją do mnie. Jej historia w ogóle nie trzyma się kupy. Albo powie prawdę albo... zabierze ją z sobą do grobu. A wy sprawdźcie okolicę, nie chce kolejnej nocnej niespodzianki – rozkazałem groźnie i ruszyłem w kierunku sypialni.

Spoglądała na mnie ze strachem w oczach. Lęk unieruchomił jej stopy i dopiero po mocnym szturchnięciu ruszyła za mną. Nie sądziłem, że byłaby w stanie mnie zaatakować, chyba że tak dobrze udawała. Kobiety potrafiły być cholernie zdradziecki i niebezpieczne. Podążający z nią ochroniarze obserwowali każdy jej ruch.

-Zdejmijcie z niej ta szmatę i zostawcie nas samych. – wykonali mój rozkaz z przyjemnościom obmacując jej jędrne ciało. Krzywiła się z obrzydzeniem ale nie była już tak bojowo nastawiona jak przed chwilą. Do tego jej napuchnięty policzek uzmysławiał jej, że trafiła do piekła. Piekła w którym rządzi prawdziwy Diabeł...

-Zacznijmy od początku. Dla kogo pracujesz? – zapytałem spokojnie, nalewając sobie szklankę zimnej wody.

-Dla ojca Festera – powiedziała cicho ale z przekonaniem.

-Jak masz na imię? – moje pytanie sprawiło, że zaczęła się czerwienić i unikać mojego wzroku. Staliśmy naprzeciwko siebie. Nie mogła przede mną uciec.

-Jak masz na imię? – powtórzyłem ale nadal nie odpowiadała. Ponownie złapałem jej kark i przyciągnąłem do siebie.

-Zadałem proste pytanie. Jak masz na imię, do cholery? – warknąłem zniecierpliwiony jej zachowaniem. Kobieta zadrżała i zacisnęła mocno powieki, jakby bała się wydusić z siebie słowo. W końcu jednak otworzyła delikatnie usta i wyszeptała słowa, których się nie spodziewałem.

-Nie wiem...

Wypuściłem jej ubranie z rąk. Kolejna sierota przygarnięta przez jakiegoś nawiedzonego księżulka, uważającego się za dobrego samarytanina. Czemu ludzie sobie to robią. Koniec końców i tak wszystkich nas zeżrą robale po co dopowiadać sobie jakąś historie o życiu wiecznym.

-Nie wiesz jak się nazywasz i trafiłaś tutaj przypadkowo? – zapytałem z sarkazmem lecz ona pokiwała głową. – Wiesz chociaż czyj to dom? – zaprzeczyła. Świetnie. Staram się aby mój zabójca mógł wejść i ze mną skończyć, a zamiast tego bez problemu wchodzi tutaj jakaś przybłęda i kradnie resztki ze śmietnika. Cholerna ironia losu.

-Juro stąd wyjdziesz i módl się, abym więcej cię nie spotkał. Zrozumiano? – spojrzałem na nią z obrzydzeniem. – Spisz tam. – wskazałem jej mój gabinet. Zaraz sprawdzę, czy jest tak niewinna jak twierdzi. Dokumenty leżące na biurku zainteresują tylko winnego, wiec może rzeczywiście więcej nikt jej nie zobaczy. Uśmiechnąłem się pod nosem i położyłem na łóżku.

Dziewczyna stała w miejscu gdzie ją zostawiłem, wpatrując się we wskazane drzwi i we mnie. Zaskoczyłem ją. Zbyt długa grzywka przysłaniała jej oczy jak woalka ale i tak widziałem w nich dezorientacje pomieszaną ze strachem. Co zrobisz bezimienna dziewczyno?

-Nie powinnam tutaj zostawać. Ojciec Fester będzie się martwić. – wymamrotała, zaciągając nerwowo rękawy bluzki na dłonie.

-Jak cię wypuszczę, to nie dojdziesz dalej niż do holu a będziesz już miała na karku moich ludzi. I oni nie wypuszczą cię tak... bezinteresownie. – otworzyła usta, aby coś powiedzieć ale chyba rozumiała moją aluzję.

-Słuchaj, uznaj to za akt łaski, cud albo inne brednie tego całego ojca Festera. Jestem zmęczony i chciałbym w końcu iść spać. Tobie radzę to samo. – rozkazałem co w końcu odniosło jakiś skutek bo dziewczyna udała się do pokoju. Skulona jak zbity pies jeszcze kontrolnie spoglądała w moim kierunku, czy aby nie szykuje na nią jakiegoś ataku. Głupiutkie dziewczę naprawdę uważało, że coś takiego mnie bawi. Gdyby chciała mnie zabić rozcinając tchawicę, to wtedy byłaby bardziej interesująca. Ale niestety tak popieprzoną laskę znałem tylko jedną i na moje nieszczęście byliśmy rodziną. 

Dolce VendettaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz