Teo

16 3 0
                                    

Vendetta była bystra. Słuchała mnie lecz nie widziałem na jej twarzy zaskoczenia gdy opisywałem okrutne zbrodnie, których dopełniali się inni członkowie mafii. Strach czaił się w jej ochach jedynie pierwszego dnia. Teraz zaczynała się dostosowywać do sytuacji i odnajdować w niej miejsce dla siebie. Sądzę, że doskonale zrozumiała swoje zadanie. Uszkodzenie auta Victora było tego przykładem. Jej dobre serce nie pozwoliło na pozostawienie go samego ale w sumie dobrze się stało. Doktorek z kliniki już pewnie rozpuścił plotki o ataku i mojej tępawej panience. Nie tylko ja korzystałem z jego usług. Wszystko układało się zgodnie z planem. Teraz nadchodził czas na mój atak. Wszystko musiało być przygotowane do perfekcji. Miała tylko jedna szansę, by wywrzeć jak najlepsze wrażenie. A rozpoczęcie zemsty na Torovie było idealną sytuacją. Za atak na Victora miałem ochotę wypruć mu wnętrzności i wywiesić w tej jego rosyjskiej twierdzy. Nikt tak jawnie nie wymierzył broni w moją stronę. Rozpoczęła się wojna, którą miałem zamiar wygrać w białych rękawiczkach, ociekających krwią moich ofiar.

-Co o niej sądzisz? – wyrwał mnie z zamyślenia głos Victora.

Wysłałem go by zadomowił Vendettę. Od teraz będzie jedyną na stałe przebywającą w tym domu kobietą, nie licząc sprzątaczek i kucharek. Miała być zawsze blisko mnie i panoszyć się w rezydencji jak mało kto.

-Jest jak księga z białymi kartkami, na których tekst jest zapisany niewidzialnym atramentem.- moja wypowiedź go rozbawiła. Jednak jak tylko usiadł w fotelu, wykrzywił twarz w grymasie. Leki przeciwbólowe przestawały działać. Był zbyt dumny, by poprosić o odpoczynek.

-Od kiedy stałeś się takim poetą – zakpił, starając się zatuszować swój spadek formy. Znaliśmy się zbyt długo, bym to zignorował. Jako mój jedyny przyjaciel zasługiwał na wszystko co najlepsze.

-Od zawsze tylko ty nigdy nie zauważasz mojej wrażliwej strony. – westchnąłem z wyrzutem.

-Znam cię z każdej możliwej strony i żadnej nie nazwałbym „wrażliwą". – droczył się ze mną nie zważając na potęgujący ból w boku. Dobrze wiedział co było moim słabym punktem i dla kogo stawałem się największym frajerem. To była jednak już historia...

-Dostałeś coś na jej temat? – ponowił pytanie zmieniając diametralnie ton naszej rozmowy. Spojrzałem na ekran laptopa i dostarczona kilka godzin wcześniej dokumenty urzędowe.

-W bazie zaginięć nie ma nikogo nawet trochę do niej podobnego. Badanie DNA jej włosów również skończyło się fiaskiem, lecz bardziej zastanawia mnie jeden fakt. – przymknąłem ekran i zacząłem przechadzać się po gabinecie. Victor śledził mój ruch lecz chyba myśleliśmy o tym samym. Jej znajomość prawa i łatwość przyswajania informacji na temat członków mafii kierowała nas tylko w jednym kierunku. Musiała mieć powiązania z policją. Nikt bez celu nie zbiera takich danych. Jeśli była gliną powinna być w ich kartotece i formalnie istnieć. Jeszcze został nam taki trop do sprawdzenia. Potrzebowałem sprawdzić te przypuszczenia u samego źródła.

-Jeśli było by tak, jak myślisz. Mielibyśmy niezłego asa w rękawie. – odparł wyraźnie już zmęczony. Oddychał ciężko a jego powieki zaczynały ociężale opadać.

-Sprawdzę to, a ty odpocznij. – powiedziałem lecz Victor już nie słuchał.

Zasnął wtulony w zagłówek fotela. Przykryłem go kocem i wyszedłem. Musiał powrócić do formy. Przed nami ostra zabawa i nie może go to ominąć. Sprawdziłem jeszcze czy Vendetta jest u siebie. Jej sypialnia znajdowała się tuż przy mojej i naszym jedynym bezpośrednim połączeniem była szeroka loggia. Musieliśmy perfekcyjnie udawać parę. Było mi to w sumie już obojętne czy ktoś pozna prawdę o mnie ale to wpłynęłoby na mój plan. A ja nie lubiłem komplikacji, szczególnie tych, które mogą zmienić efekt końcowy.

-Potrzebujesz czegoś ode mnie? – zapytała gdy tylko uchyliłem drzwi pokoju. Stała wyprostowana jak trzcina, gotowa do wykonania rozkazu.

-Rozgość się i zapoznaj z domem. I wymyśl jakiś rzucający się w oczy pomysł na siebie. Żeby Torov nie mógł utrzymać fiuta w gaciach. – stwierdziłem bez namysłu ale ona tylko kiwnęła głową. Zrozumiała swoją rolę i liczyłem, że żaden nawet najbardziej szalony pomysł ją nie zdziwi. Jej łatwość asymilacji mnie zastanawiała. Mogła być aż tak zdesperowana, że podobnie jak ja nie oczekiwała już od życia niczego lub... miała w tym jakiś ukryty cel. Mogła nie mówić mi wszystkiego i taką wersję też brałem pod uwagę. Na moje zaufanie pracuje się długo i wytrwale. Przed nią jeszcze długa droga.

-Czy mogę wyjść sama? – zapytała, jednak w jej spojrzeniu nie było prośby. Ona mnie właśnie informowała o swoich zamiarach. Z ciekawości chciałem sprawdzić co z tego wyniknie.

-Tak. O siódmej zjemy kolację. – dodałem i udałem się do salonu. Kilkoro moich ludzi już czekało na dalsze rozkazy. Pomimo pojawienia się Vendetty moje życie musiało toczyć się dalej. Transporty broni i kokainy nie stały w miejscu. Nie mogłem wzbudzać podejrzeń. 

Dolce VendettaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz