Vendetta

15 3 0
                                    

-Dałaś pokaz. – stwierdził Victor, dopijając mojego szampana do końca. Uśmiechnęłam się do niego z podziękowaniem za ten komplement.

-Uratowałam ci dupę, jak sądzę. – dodałam dumnie. Zmarszczył brwi potwierdzając, swoją słabość w tamtym momencie.

-Jesteśmy kwita. – stuknęłam go pięścią w ramię jak dobrego kumpla.

-Idziemy po kolejne? – zapytał wskazując pusty kieliszek. Kiwnęłam głową i ponownie wciśnięta w jego bok przemierzałam salę w kierunku Teo. Mój szef był jednak otoczony przez kordon obcych mi mężczyzn, którzy starali się jeden przez drugiego coś mu wyperswadować. Kiwnięciem głowy potwierdził nasze przybycie i ponownie zanurzył się w rozmowę.

Patrząc na jego powagę nie dziwne, że był szefem. Jego władcze spojrzenie i wyprostowana sylwetka górowała nad pozostałymi. Nie mówił wiele ale swoim charyzmatycznym spojrzeniem potrafił uciszać każdego rozmówcę. Oni go szanowali i zapewne byłą to ta garstka ludzi wiernych mu ludzi. Widziałam to i czułam. Skoczyli by za nim w ogień, tak jak Victor „dał się poszatkować". Słowa tamtego idioty nie dawały mi spokoju.

Dłubałam widelcem w talerzu zastanawiając się czy powinnam go o to zapytać. Czy to nie zbyt osobista sprawa. To że ze sobą spaliśmy do niczego mnie przecież nie upoważnia.

-Coś się stało? – zapytał w końcu sam zainteresowany, nie odrywając wzroku od Teo. Była to albo moja szansa albo kolejna wpadka, jeśli chodzi o nasze relację.

-Chodzi o to... - zawahałam się czując już, że źle robię. – co mówił tamten typ. – Victor spojrzał na mnie. Przełknęłam ślinę i gapiąc się w rozpłaszczonego brokuła na talerzu zadałam w końcu to pytanie. – O co chodzi z tym „szadkowaniem się dla Teo" i z...

-Debby? – dokończył za mnie. Nie był zły. Odetchnął głęboko i pogłaskał swoją bliznę na twarzy.

-W sumie dziwie się , że tą twoją mocą znajomości wszystkiego o wszystkich, nie zapytałaś się wcześniej. – odparł rozsiadając się wygodnie na krześle i nie spuszczając swojego szefa z oczu.

-Parę lat temu do Denver przyjechał Mathias Esposito i zaczął ostrą walkę z rodziną Sola. Facet był brutalny i bezwzględny. Chciał zdobyć miasto. Tylko to się dla niego liczyło. Nie miał za grosz honoru ani szacunku do zasad. – tłumaczył a ja siedziałam zasłuchana w spokojny ton jego głosu. – Kto wpadł w jego ręce ginął i to w męczarniach. Mnie oszczędził, niestety... - zamilkł na chwilę upijając potężny łuk szampana. Po czym wznowił swoją opowieść. – Torturami chciał uzyskać informacje na temat interesów seniora Soli. Jak to mu się nie udało postanowił... zabić moją żonę. Debby. – pisnęłam, zakrywając momentalnie usta.

-Nie zdradziłeś ich mimo, że życie twojej żony było zagrożone?! – zapytałam naiwnie sądząc, że zachowanie Victora było okrutne.

-Ona i tak była już martwa, bez względu na to, co bym powiedział. Oboje o tym wiedzieliśmy. Sama poprosiła, bym pozostał wierny rodzinie. – wyjaśnił z żalem w głosie. Teraz zrozumiałam i jeszcze mocniej poczułam potrzebę bliskości z Victorem. On nie był poważny, sztywny i arogancki jak mogło by się wydawać na pierwszy rzut oka. On był po prostu cholernie smutny.

-Dlatego nigdy nie pozbyłem się blizn ani nie związałem z inną kobietą. Mają mi przypominać o obietnicy wierności wobec mojej rodziny: Deb i Teo Soli. W końcu uda mi się ich wszystkich ochronić. A tamten facet, to Thomas. Kiedyś do niej uderzał i jak widać nadal była mu bliska chociaż nigdy nie rozumiał zasad rodziny Sola tak jak ona. Dla niego liczą się tylko pieniądze i sprzedałby się każdemu bossowi, który więcej zaoferuje. – zacisnął pięści.

To były fakty. O których wiedział tamten gnój. Poświęcenie Victora uważał za zdradę. Zacisnęłam mocniej wargi aby nie rozmazać łzami makijażu. Otoczyłam tylko dłońmi pięść Victora, przekazując mu swoje zrozumienie. Pragnęłam aby wiedział, że nigdy nie będę oczekiwała od niego więcej niż może mi dać.

-Teo jest szczęściarzem mając cię u swojego boku. – powiedziałam w końcu i uśmiechnęłam się do niego szeroko. Twarz Victora złagodniała i ponownie zaczął przypominać prawdziwego siebie.

- I vice versa dolce Vendetta. - Po tych słowach poczułam, że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi. Stał się kimś na wzór ojca Festera. Ratował mnie, karcił ale wiedziałam, że siedząc w tym razem mogę zawsze na niego liczyć.

Spoglądając na znudzoną twarz mojego szefa postanowiłam jego też uratować. Prześlizgnęłam się między mężczyznami, którzy na dźwięk mojego dzwonka rozstępowali się jak morze przed Mojżeszem.

-Może w końcu poświęcisz kilka minut na taniec ze mną. Obiecałeś! – zaskomlałam, wsuwając się pod jego ramię. Rozmowy zamilkły i każdy czekał na reakcję Diabła. Teo spojrzał na mnie i ostentacyjnie zajrzał w mój wyeksponowany biust.

-Wybaczcie panowie, ale moje słowo jest cenniejsze od złota. – stwierdził i obejmując mnie w pasie poprowadził w stronę małego parkietu. Było to przytulne miejsce oddalone od gwaru przy stolikach do black jack'a i ruletki. Muzyka sączyła się z głośników a kilka wtulonych w siebie para powoli sunęło w jej rytmie.

-Aż tak było widać, że już rzygam ich towarzystwem. – zapytał, gdy zaczęliśmy swój powolny taniec. Zaśmiałam się na wspomnienie jego zdegustowanej miny, która mówiła o wiele więcej na temat jego samopoczucia w tamtej chwili.

-Jak to mówią: daj palec, a stracisz całą rękę. – odparłam z uśmiechem. Teo przysunął mnie bliżej aż poczułam jego ciepły oddech na karku.

-Jak widzę, nie znasz się jedynie na cyferkach. – wyszeptał z rozbawieniem.

-Wiem wszystko oprócz informacji o sobie, ale po co komu taka wiedza. Czy imię jest tak bardzo ważne? – zażartowałam i poczułam na piersi jak jego klatka lekko zadrgała.

-Nie jesteś już taką samą kobietą jak na początku. Ten świat tak cię zmienił. – stwierdził poważnie zmieniając ton głosu na bardziej czuły. Zanim odpowiedziałam, zastanowiłam się nad własnymi odczuciami.

-Mam teraz inne cele niż poszukiwanie własnej tożsamości. Bardziej realne. – wyjaśniłam, spuszczając wzrok. Ochrona Teo i Victora odkrywała moją słabość. Nie chciałam, by wiedział jak są dla mnie ważni.

-Twoje „cele" są już martwe. To ładunki zopóźnionym zapłonem, gdzie odliczanie się zaczęło. Zastanów się co zrobisz, gdyprzyjdzie ci zmierzyć się z rzeczywistością. – jego słowa powoli wpływały domojego umysłu i wypalały w nim dziury. Teo miał rację. Ich czas jest policzony.Znając historię Victora nawet nie musiał się domyślać, że mają wspólny cel. Cowtedy zrobię? Kim się stanę? Nie będzie już Vendetty. Znowu zostanę bezimienia...

Dolce VendettaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz