Spojrzałam na zegarek. Miałam dokładnie sześć godzin aby zmienić wygląd. Musiałam stać się panienką bossa. Schowałam do kieszeni kopertę z pieniędzmi i ruszyłam w stronę wyjścia. Zakryłam kapturem głowę i bez problemu opuściłam rezydencję. Ochroniarze spoglądali na mnie lecz żaden nie odważył się mnie zaczepić. Widzieli mnie z Victorem i to chyba jego się bali. Łapiąc taksówkę udałam się do centrum. Ekskluzywne sklepy, które do tej pory odstraszały mnie swoim luksusem teraz stanowiły mój cel. Bez chwili zawahania weszłam do środka aby wybrać coś na tyle lubieżnego by rozpalić dziką żądze w mężczyznach. Ekspedientki mierzyły mnie wzrokiem, lecz moje pojawienie się zbytnio je zaskoczyło, by teraz mnie wygonić. Do tego złowrogim spojrzeniem zza długiej grzywki odstraszałam każde potencjalne ataki.
Na jednym z manekinów dostrzegłam długą suknie, której satynowa czerń czarowała mnie swoim blaskiem. Czerń. To był kolor, którego szukałam. Uśmiechnęłam się pod nosem i czystą satysfakcją poprosiłam o kilka rozmiarów do przymierzenia. Kobiety spoglądały z obrzydzeniem na siebie wybierając, która z nich ma się poświecić. W końcu wskazałam palcem na najbardziej zawstydzoną z plakietką „Maria – uczę się". Dziewczyna nieśmiało podeszła i zmierzyła mnie. Jej dłonie drżały pod piorunującym wzrokiem pozostałych dumnych paniuś.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię. – szepnęłam w jej kierunku. – Pomóż mi a nie pożałujesz. – dodałam i mrugnęłam do niej porozumiewawczo. Chyba zadziałało, gdyż nawet się odważyła do mnie odezwać i nazwała „panią". Stojąc prawie nago w przymierzalni zauważyłam jak szczupłe jest moje ciało i mogę mieć potencjał do rozpalania męskiej wyobraźni. W momencie gdy założyłam idealnie dobrany rozmiar sukni byłam tego prawie, że pewna. Z dumą spojrzałam na swoje odbicie, któremu brakowało jeszcze tylko wizyty u fryzjera i odpowiednich dodatków.
Mając strój wyjściowy zastanowiłam się jak mogę wyglądać na co dzień. Strój dziwki odpadał. Zbyt przewidywalny. Rozejrzałam się po sklepie w wyszukiwaniu tego „czegoś".
-Szuka pani czegoś jeszcze? – zapytała odważniej Maria. Była miła i zapewne starała się zarobić na studia. Te harpie za nią, obserwujące mnie jak złodziejkę, pewnie jej tego nie ułatwiały.
-Tak... - bąknęłam i skupiłam wzrok na dopasowanym kostiumie. Marynarka i spodnie, zdawały się wyglądać znajomo. Przymierzając wybrany komplet miałam wrażenie, że już siebie widziałam w czymś takim. Koszula zapięta pod szyje i gładko upięte włosy. Moja wyobraźnia stwarzała taką wizję ale teraz twarz znacznie od niej odbiegała. Otrząsnęłam się z zamyślenia i kontynuując zakupy wybrałam jeszcze parę zestawów w różnych kolorach.
Wiedziałam już czego chcę i reszta zakupów przebiegła bez problemów. Racząc Marie sporym napiwkiem opuściłam sklep. Miny jej towarzyszek były miodem na moje serce. Torby w moich dłoniach stawały się coraz cięższe i na szczęście została mi tylko wizyta w salonie kosmetycznym i fryzjer. Ciężko było znaleźć coś na „już" ale zapach banknotów rozszerzał każdą listę rejestracji. Czekając aż grupa kobiet zrobi ze mnie bóstwo zastanawiałam się, dlaczego nie czuje się źle wydając pieniądze Teo. Nie dość, że śmierdziały na kilometr to nawet jeszcze ich nie zarobiłam. Nie czułam wyrzutów sumienia, zgadzając się na jego plan. Miałam ochotę zabić osobę odpowiedzialną za cierpienie Victora, mimo że znałam go ledwo dzień. Jakim musiałam być człowiekiem? Też pracowałam dla mafii?
Gubiłam się we własnych myślach i zasadach, które starał się wpoić mi ojciec Fester. On równie przyjął podarki od Teo dobrze wiedząc, skąd pochodzą. Najgorsze było to uczucie spokoju, jakbym wiedziała, że robię dobrze. Tylko skąd do cholery?! Ta pusta przestrzeń w mojej głowie mnie dobijała. Proste zadanie przeżycia w trakcie pobytu w kościele nie wyzwoliło takich myśli. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać głębiej nad swoją sytuacją. Dzięki temu nie zorientowałam się kiedy z włóczęgi zmieniłam się w intrygującą kobietę o czarnych jak węgiel oczach i równie mrocznych włosach okalających moja twarz. Idealnie proste kosmyki sięgały do ramion układając się w przyciętą jak od linijki linię. Grzywkę, zgodnie z moją sugestią, wycieniowano i podzielono delikatnie na dwie części. Nadal przysłaniała mi większą cześć czoła ale teraz stwarzając nutę tajemniczości.
Moja przemiana była gotowa. Włosy, paznokcie, delikatny makijaż i sterta toreb z ubraniami. Aby ulżyć sobie w niesieniu. Przebrałam się w jeden z kostiumów a stare ubrania wyrzuciłam głęboko do kosza. Dźwięk moich szpilek rozbrzmiewał ulicami San Fransisco. Spojrzenia mężczyzn podążały za mną jak obrzydliwa guma przyklejona do podeszwy. Jeden z warunków Teo zaliczony.
Przyglądałam się sobie w witrynie sklepowej, gdy w jej dostrzegłam nieduży butik. Zza szklanej szyby spoglądał na mnie ostatni z atrybutów nowej mnie. Uśmiechnęłam się na myśl o reakcji Teo i Victora. Chociaż bardziej opinia tego drugiego mnie interesowała. Czy był w stanie okazywać jakieś emocję swoją zastygłą w obojętności twarzą...
Siedząc już w taksówce trzymałam w dłoni swój skarb. Skórzana obroża ze srebrnym dzwoneczkiem w kształcie kuli i koronkowa maska. Obok leżała czarna smycz z lśniącymi zdobieniami. Idealna do wykorzystania w każdej sytuacji. Zaznaczenia władzy jak i wysłania podtekstów erotycznych. Miałam poczucie perfekcyjnie wykonanego zadania. Zanim jednak wyszłam z taksówki, założyłam niespodziankę dla szefa i rozpięłam kilka guzików koszuli eksponując zarys biustu i koronkowy stanik.
Dzwonek drgał przy każdym moim ruchu. Wzbudzał zainteresowanie. Zaskoczeni ochroniarze zastygli miejscu, widząc jak stawiam przed nimi moje zakupy.
-Zanieście do mojego pokoju. – rozkazałam z obojętnością. Jeden z nich otworzył usta, starając się coś powiedzieć lecz od razu zamilkł pod moim piorunującym spojrzeniu.
-Teraz. – dodałam ostro i pozostawiłam ich w stanie totalnego szoku.
Wkroczyłam do rezydencji Teo z wysoko podniesionym czołem. Odgłos szpilek i dzwonka przeplatały się, stanowiąc mój osobisty znak. Ruszyłam w kierunku jadalni. Właśnie dobijała siódma. Popchnęłam dwuskrzydłowe drzwi i wkroczyłam do środka. Teo zasiadał już przy stole w otoczeniu dwóch mężczyzn. Sądząc po ich minach nie byli to ochroniarze. Z resztą żaden z nich nie ma możliwości spożywania posiłków z samym szefem. Lustrowali mnie od góry do dołu, zawieszając wzrok na drgających podczas ruchu piersiach. Teo uśmiechnął się delikatnie i ze spokoje napił się wina.
-Przepraszam, za spóźnienie. To miasto jest cholernie zakorkowane. – zaszczebiotałam i złożyłam na policzku Teo delikatny pocałunek. Po jego lewej stronie znajdowało się wolne nakrycie i z chęcią je zajęłam. Prawe zapewne należało do Victora.
- Zakupy się udały, jak mniemam. – odparł, upajając się zaskoczonymi twarzami swoich gości.
Uśmiechnęłam się słodko i wsunęłam dłoń między jego uda.
-Od razu poprawiły mi humor. Nie wiem jak ci się odwdzięczyć. – wymruczałam mu do ucha, jednocześnie wsuwając dłoń głębiej aby dotknąć jego męskości.
Teo nie był podatny na moje wdzięki zapewne dlatego, że wiedział, iż to tylko gra. Jego kroczę ani drgnęło.
-Na pewno cos wymyślisz. – odparł niskim głosem i opuszkami palców drgnął dzwoneczek. Delikatny dźwięk przeszył jadalnie i spowodował, że pozostali goście ocknęli się z amoku. Nasze spojrzenia się spotkały i od razu zauważyłam uznanie w jego oczach. Nie mógł wiedzieć co planuje a mimo to zaprosił mnie na kolacje w towarzystwie jakiś ważniaków. Przecież mogłam przyjść jako bezdomna, nie obawiał się tego?
-Może będziemy kontynuować po posiłku. – stwierdził jeden z mężczyzn, kręcąc się niespokojnie na krześle. On łyknął haczyk. Przeniosłam na niego lubieżne spojrzenie, co tylko nasiliło nerwowe ruchy.
-Nie ma potrzeby. Vendetta jest wierną...suką – stwierdził Teo, głaskając mnie po głowie jak psa. Spojrzeli na siebie z dezorientacją. Chora gra Teo właśnie się rozpoczęła.
CZYTASZ
Dolce Vendetta
RomancePogrążony w smutku po stracie ukochanej osoby Teo Sola, przenosi się do San Fransisco. Ma zamiar skończyć ze swoim życiem, prowokując do zlecenia jego morderstwa najgorszych z gangsterów. Przypadkowo do jego siedziby trafia bezdomna kobieta, szukają...