Vendetta

14 2 0
                                    

Zgodnie z zapowiedzią Teo zabrał mnie do jednej z willi na obrzeżach San Fransisco. Dom wyglądał na zamieszkały, sądząc po zadbanym trawniku i porozrzucanych dziecięcych zabawkach lecz w środku nie było niczego. Żadnych mebli ani nawet tapet. Wszystko pokryto folią. Na środku ciemnego pomieszczenia siedział mężczyzna w białej koszuli, która teraz nosiła ślady zaschniętej krwi. Jego dłonie i stopy były przywiązane do krzesła ale i tak kat nie oszczędził tych części ciała. Połamane i pozbawione paznokci palce stanowiły obrzydliwy widok. Zapach kału i moczu potęgował pragnienie wymiotów.

-Komendacie Smith, budzimy się. – zadrwił Teo szturchając wypolerowanym butem nogę biedaka. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na nas jednym okiem. Drugie otoczone spuchnięta skórą było niewidoczne.

-Odpuść Sola. Nic nie wiem o planach Torova. – wycharczał, niewyraźnie.

-To już nieaktualne. Kilka osób zdecydowało się mówić. – Teo obszedł go i sięgnął z drewnianego stołu ukrytego w rogu jeden z młotków. Sprawdził w dłoniach jego wagę i z sadystycznym uśmiechem ponownie przed nim stanął.

-Moje pytanie brzmi dzisiaj: Czy poznajesz tę kobietę? – wskazał młotkiem moją postać. Mężczyzna odwrócił głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Zamarłam w bezruchu, poznając te kasztanowe oczy.

Jak tylko doszłam do siebie po wydostaniu się spod gruzów zaczęłam włóczyć się po ulicach w poszukiwaniu jedzenia. Pewnego dnia byłam już tak słaba, że siedziałam kilka godzin na ławce pod sklepem, nie mogąc się ruszyć. Wtedy zatrzymał się radiowóz i jeden z siedzących w nim mężczyzn podał mi pojemnik z kanapkami.

-Jeszcze nie czas rezygnować, życie jest pełne niespodzianek. – powiedział wtedy z ciepłym uśmiechem. Jedną z nich był ten bezinteresowny gest. Dzięki jedzeniu odzyskałam siły i nawet podzieliłam się nim z sierotą, która z wdzięczności przyprowadziła mnie do ojca Festera. Ten policjant odmienił moje życie. Teraz spotykaliśmy się ponownie ale czy miałam możliwość się odwdzięczyć?

- Nie wiem kim jest. Nie znam jej – odparł szczerze. Nie uchroniło go to przed uderzeniem Teo. Cios spadł na kolano roztrzaskując je z hukiem. Mężczyzna jęknął.

-Dobij mnie. Po prostu zakończ już tę męczarnie. W niczym ci nie pomogę. – odparł ledwo łapiąc oddech.

-O tym pozwól, że ja zdecyduje. – słowa Teo znowu przybrały ten dziwny głęboki ton. – Pozwoliłeś rozprzestrzenić się Torovi w moim mieście.

- To nie jest twoje miasto – wtrącił niepotrzebnie, gdyż po kolejnym uderzeniu ucierpiało jego drugie kolano.

-Milcz. Jesteś ze mną albo przeciwko mnie. Nie ma innego wyjścia.

-Zawsze jest wyjście. W końcu zrozumiesz, że to co robicie jest złe. – mamrotał ledwo utrzymując przytomność. Nie chciałam, by go zabijał ale nie powinien wrócić do siebie. Napad na policjanta był najcięższą ze zbrodni jaką mógł popełnić. Żyjący świadek, w tym przypadku ofiara tylko przyśpieszyłaby proces i Teo pójdzie siedzieć. Zatarcie śladów to jedyny sposób na odsunięcie podejrzeń. On dobrze o tym wiedział. Dlatego spotkania z Teo były tak ryzykowne. Ale ten człowiek mi pomógł... Powinnam spłacić swój dług.

-Co się z nim stanie? – zapytałam naiwnie się łudząc, że okaże łaskę. Jego reakcja była jednak gorsza niż mogłam się spodziewać.

-Ręka czy noga? – zamarłam, słysząc te słowa. Spojrzałam na niego ale on stał już przy stole i wybierał kolejne narzędzie tortur. Spojrzał na mnie tylko na sekundę piorunując wzrokiem, którego bał by się sam diabeł. Minuty tego człowieka były policzone. Jedyne co mogłam zrobić, to ukrócić jego cierpienie.

-Serce... - wyszeptałam i odwróciłam się w stronę ściany. Wybacz komendancie Smith. 

Dolce VendettaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz