Mój nocny dyżur okazał się dość pracowity - oprócz pana, którego przywiozło pogotowie, przybyła para, gdzie chłopak przebił sobie stopę gwoździem.
Jak już myślałam, że spokojnie usiądę sobie do dalszego czytania, to niestety młoda matka z dwuletnim dzieckiem przyjechała na prześwietlenie kręgosłupa. Chłopiec podczas skakania na łóżku mocno uderzył się o twardy, drewniany kant mebla prosto plecami. Powstał w tym miejscu bordowy siniak, lecz na moje oko kręgi nie zostały uszkodzone.
Jednak nie mnie to oceniać - nie byłam lekarzem.
Dopiero około drugiej mogłam zasiąść dalej do lektury.
Retrospekcja
20 czerwca 1935 - czwartek (kontynuacja)
- Dziadku - krwisty rumieniec przyozdobił policzki Gabriela.
Młodzieniec wydał się krztynę zawstydzony, przez co jego dłonie zaczesały niesforne blond kędziorki.
- Rozalio moja droga, cóż tam dla mnie dobrego przyniosłaś?- dziadunio ujrzawszy wiklinowy kosz mojej mamy, klasnął radośnie w spracowane prawice.
- Matka prosiła, aby dostarczyć dziadkowi świeżego pieczywa - ozwałam się, zerkając wstydliwie na Gabriela, wpatrzonego we mnie jak w święty obrazek.
- Bóg niech jej wynagrodzi zdrowiem dziecinko - pan Władek zaśmiał się pogodnie, wdychając zapach świeżego chleba.
- Idziecie stroić dzieciaki ostatni ołtarz? Młoda panna Anna wygląda zapewne na was - dziadulek usiadł z trudem na ławce, przez obolałe plecy zmarnowane pracą w polu.
- Oczywiście. Narwałam ziół i kwiatów na ostatni ołtarz - serce galopowało mi w piersi, na hoży dźwięk śmiechu Gabriela.
- Panienka Anna piekli się od samego rana - zerknąwszy na blond młodzieńca, dźwignęłam jedną brew do góry w geście zaskoczenia.
- Waćpannę widziałem wraz z przekroczeniem bramy - Gabriel pośpiesznie wyklarował swoje myśli, wskazując na ziemistą drogę.
- Wydawała się ociupinę rozdrażniona, atoli obcy mi powód niezadowolenia młodej panny - lazurowe oczy łysnęły jak dwa ogniki przez gorejącą radość.
Tyle życia, co w paniczu Janickim jeszcze nigdzie nie widziałam.
Emanował uciechą, niczym słońce w lecie - co przyciągało zalotne spojrzenie młodych dziewcząt.
- Anna sama zapewne ołtarz przystraja - dziadunio zasugerował, poprawiając czapkę na łysej głowie.
- W takim razie powinnam czmychnąć jej służyć pomocną dłonią - leciuchno skinęłam głową na pożegnanie, dygając krztynę, trzymając w rękach fałdki spódnicy.
Nie zwlekając dłużej, wróciłam do rodzinnej chaty po zebrane zioła i kwiaty, udawszy się do przyjaciółki.
Mknąc przez wioskę, mijałam kolejne ołtarze.
Dotarłszy do ostatniego z nich, stanęłam bezczynnie po środku pola.
- Anno?- objęłam spojrzeniem soczysto-zielony użytek, nigdzie nie ujrzawszy blond niewiasty.
Zdumiona wzruszyłam ociupinę ramionami, nucąc kolejne wersy pieśni.
Zdobiąc w połowie przygotowany ołtarz z wizerunkiem Jezusa Chrystusa, zapomniałam o Bożym świecie.
Zważając na białe odzienie, okrywające stół ofiarny, przystroiłam puste miejsca kwiatami.
Raptem coś w gęstwinie zaszeleściło, przykuwając tym moją uwagę. Zaciekawiona, pierzchliwie zrobiłam krok w stronę szmeru, wyciągając ku górze swoją głowę. Trwożliwie wykonałam krok, badając glebę bosą stopą. Po kolano wpadłam w zarośla, zduszając przelęknięte piśnięcie.
CZYTASZ
Pąki Białych Róż
RomanceAmelia dzięki wyprowadzce z domu rodzinnego, znajduje w zapomnianych czeluściach strychu tajemnicze dzienniki. Z pozoru zwykłe notesy, obrośnięte pierzyną kurzu. Jednak w ich wnętrzu kryje się prawdziwy skarb - wspomnienia jej praprababki, która prz...