5 - Wspomnienie chłopca z Lwowa -

133 15 481
                                    

Mój nocny dyżur okazał się dość pracowity - oprócz pana, którego przywiozło pogotowie, przybyła para, gdzie chłopak przebił sobie stopę gwoździem.

Jak już myślałam, że spokojnie usiądę sobie do dalszego czytania, to niestety młoda matka z dwuletnim dzieckiem przyjechała na prześwietlenie kręgosłupa. Chłopiec podczas skakania na łóżku mocno uderzył się o twardy, drewniany kant mebla prosto plecami. Powstał w tym miejscu bordowy siniak, lecz na moje oko kręgi nie zostały uszkodzone.

Jednak nie mnie to oceniać - nie byłam lekarzem.

Dopiero około drugiej mogłam zasiąść dalej do lektury.

Retrospekcja

20 czerwca 1935 - czwartek (kontynuacja)

- Dziadku - krwisty rumieniec przyozdobił policzki Gabriela.

Młodzieniec wydał się krztynę zawstydzony, przez co jego dłonie zaczesały niesforne blond kędziorki.

- Rozalio moja droga, cóż tam dla mnie dobrego przyniosłaś?- dziadunio ujrzawszy wiklinowy kosz mojej mamy, klasnął radośnie w spracowane prawice.

- Matka prosiła, aby dostarczyć dziadkowi świeżego pieczywa - ozwałam się, zerkając wstydliwie na Gabriela, wpatrzonego we mnie jak w święty obrazek.

- Bóg niech jej wynagrodzi zdrowiem dziecinko - pan Władek zaśmiał się pogodnie, wdychając zapach świeżego chleba.

- Idziecie stroić dzieciaki ostatni ołtarz? Młoda panna Anna wygląda zapewne na was - dziadulek usiadł z trudem na ławce, przez obolałe plecy zmarnowane pracą w polu.

- Oczywiście. Narwałam ziół i kwiatów na ostatni ołtarz - serce galopowało mi w piersi, na hoży dźwięk śmiechu Gabriela.

- Panienka Anna piekli się od samego rana - zerknąwszy na blond młodzieńca, dźwignęłam jedną brew do góry w geście zaskoczenia.

- Waćpannę widziałem wraz z przekroczeniem bramy - Gabriel pośpiesznie wyklarował swoje myśli, wskazując na ziemistą drogę.

- Wydawała się ociupinę rozdrażniona, atoli obcy mi powód niezadowolenia młodej panny - lazurowe oczy łysnęły jak dwa ogniki przez gorejącą radość.

Tyle życia, co w paniczu Janickim jeszcze nigdzie nie widziałam.

Emanował uciechą, niczym słońce w lecie - co przyciągało zalotne spojrzenie młodych dziewcząt.

- Anna sama zapewne ołtarz przystraja - dziadunio zasugerował, poprawiając czapkę na łysej głowie.

- W takim razie powinnam czmychnąć jej służyć pomocną dłonią - leciuchno skinęłam głową na pożegnanie, dygając krztynę, trzymając w rękach fałdki spódnicy.

Nie zwlekając dłużej, wróciłam do rodzinnej chaty po zebrane zioła i kwiaty, udawszy się do przyjaciółki.

Mknąc przez wioskę, mijałam kolejne ołtarze.

Dotarłszy do ostatniego z nich, stanęłam bezczynnie po środku pola.

- Anno?- objęłam spojrzeniem soczysto-zielony użytek, nigdzie nie ujrzawszy blond niewiasty.

Zdumiona wzruszyłam ociupinę ramionami, nucąc kolejne wersy pieśni.

Zdobiąc w połowie przygotowany ołtarz z wizerunkiem Jezusa Chrystusa, zapomniałam o Bożym świecie.

Zważając na białe odzienie, okrywające stół ofiarny, przystroiłam puste miejsca kwiatami.

Raptem coś w gęstwinie zaszeleściło, przykuwając tym moją uwagę. Zaciekawiona, pierzchliwie zrobiłam krok w stronę szmeru, wyciągając ku górze swoją głowę. Trwożliwie wykonałam krok, badając glebę bosą stopą. Po kolano wpadłam w zarośla, zduszając przelęknięte piśnięcie.

Pąki Białych RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz