7 - Obietnice -

128 14 444
                                    

Następnego dnia obudziłam się z bólem głowy, który pragnął rozsadzić mi czaszkę.

Mrużąc powieki od ostrego światła, które wpadało przez okno do sypialni, podniosłam się do pionu. Zakrywając przeciągłe ziewnięcie dłonią, zagarnęłam pomieszczenie zamglonym wzrokiem.

Od razu moją uwagę przykuł koc, którym ktoś mnie okrył. Podejrzewałam, że musiał tym kimś być Marcin. Zwalając z siebie materiał, stanęłam na podłodze, podchodząc nieśpiesznie do okna.

Tego dnia zapowiadała się przepiękna pogoda - niebo rozświetlił złoty blask wschodzącego słońca, zaś drzewa nawet nie ruszały swoimi gałęźmi. Oznaczało to brak jakiegokolwiek wiatru.

Wraz z cichym westchnieniem wróciłam do kanapy, zerkając na wyświetlacz telefonu. Wstałam przez budzikiem, pomimo późnego położenia się spać.

W sumie może to i lepiej?...

Cichaczem weszłam do sypailni, widząc nadal śpiącego Marcina. Chłopak leżał przykryty do pasa kołdrą, tuląc poduszkę do policzka. Założył na siebie koszulkę, co potwierdziło moje przypuszczenie o okryciu mnie kocem.

Czasami jego gesty potrafiły rozczulić, jednak z drugiej strony dostrzegałam w nim coraz więcej wad. Wniosek z tego płynął tylko jeden - musiałam od niego odejść, lecz jak to zrobić po tylu latach przywiązania?

Zaprosić go do stołu, przy herbatce i powiedzieć: koniec z nami? Tak łatwo na pewno nie mogło pójść. 

Cicho rozsunęłam szafę, wyjmując z niej białą spódniczkę oraz beżową bluzkę wraz z rajstopami. Na palcach udałam się do łazienki, gdzie przebrałam piżamy na uszykowany strój. Włosy związałam w koczka, spryskałam się perfumą i wyszłam do kuchni. Naprędce uszykowałam sobie śniadanie, pakując w przelocie do plecaka pamiętnik babci. Jakoś wolałam mieć go przy sobie, aby w wolnej chwili móc do niego zajrzeć.

Niezauważona wyszłam z mieszkania, zbiegając na klatkę schodową.

W szpitalu nie zanosiło się jednak na spokój - na korytarzu panował gwar intensywnej rozmowy.

- Ale już się nie mogę doczekać! - wszędzie poznałabym ten słodki głosik Kamili.

- Cześć dziewczyny - jak tylko pojawiłam się w okienku rejestracji wszystkie nagle zamilkły. Miałam konkretnie na myśli Baśkę oraz Anię.

- A ty nie masz dzisiaj wolnego?- spytałam zaskoczona obecnością blondynki, która przecież powinna uciekać już do domu.

Za nią swoją służbę pełniła Anka - kobieta za którą nie przepadałam. Obie konkurowałyśmy o stanowisko zastępcy kierownika i od tamtej pory raczej nie żyłyśmy w zgodzie.

- Już uciekam - Basia spokorniała na mój widok, wymijając mnie w tempie ekspresowym w drzwiach rejestracji.

Jak tylko dziewczyna się zmyła, między pozostałymi pracownikami zapanowała dość napięta atmosfera.

- Dzień dobry moje panie - do pracy przybył sam kierownik, wyraźnie zadowolony.

- Dzień dobry panie kierowniku, jak dzisiaj pan olśniewająco wygląda - Anka jak oparzona poderwała się z krzesła, udając się wraz z mężczyzną do pokoju socjalnego.

Zostając sam na sam z Kamilą, postanowiłam wybadać teren. Znałam naszą stażystkę dość dobrze i wiedziałam, że mogła mi ulec. Zerknąwszy za szybę, usiadłam na krawędzi biurka ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.

- Jest coś o czym powinnam wiedzieć?- zagaiłam łącząc nogi w kostkach, gdyż przez ołówkową spódniczkę nie mogłam swobodnie usiąść na meblu.

Pąki Białych RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz