Retrospekcja 21 czerwca 1937 (poniedziałek)
— Róziu! Rozalio tyś moja najdroższa — świergot sielskiego głosu panny Anny dobiegł zza mych pleców. Odwróciwszy się rychło na pięcie, uchwyciłam spojrzeniem filigranową kompleksję powierniczki.
Zaprzestawszy pracy w użytku, uniosłam się ździebko by wyprostować gnaty sfatygowane od motyki.
War lał się z niebios, skraplając lico każdego zimnym znojem. Ździebko ochłody zdałoby się każdemu na roli.
— Cóż się zdarzyło, żeś ty w trzewikach na niwa przybiegła? — raźno rzuciłam okiem na but panienki, umorusany od pyłu ziemi.— Matula za to cię obije — wskazałam waćpannie na pył, który przyćmił nadobność złotych nici.
— Oj tam, oj tam... — Anna zbyła me słowa ożywieniem prawicy, przybrawszy na licu rumianych wykwitów.— Dziś noc kupały — patrzałki powierniczki rozbłysły złotymi iskierkami bystrości oraz nieprzyzwoitości. Panna uknuła w makówce niecny plan.
— Oczywista oczywistość Anno — łypnąwszy kątem oka na pozostałe panny na kieracie w użytku, uładziłam motykę w dłoni.
— Wszakże waćpanno, atoli mości pan z Lwowa na naszych skromnych progach zagości — melodyjny głos młódki opieszale ściszył swój ton.
— Oczywista, wszakże upominam iż mości pan wraz z familią przybieży. Bardziej zajmująco twa sprawa me serce raduje. Ma bratnia dusza dziś zapozna swego wybranka na oblubieńca — fasunek zagościł na licu panienki.
— Obawiam się, że żaden z jegomości nie ujmie mnie za serce tak czule, tak mile jak mnie się to marzy. Tylko z jedynym przez języki płomienne w noc kupały skakać bym ja chciała, atoli ani jednego młodziana nie ma na wiosce, który sprostałby serca żądania — wprawdzie Anna to urodziwa panna, to za męża wybrać kandydata nie umiała.
Jednakże na Annie rodzina nie wymuszała zamążpójścia, tymczasem ma babka Wanda gorączkowo z każdym paniczem wyswatać mnie chciała. Nawet ze sąsiadem Kołodziejem, co u niego na roli harujemy. W leciwych latach wdowiec już panował, ze sześćdziesiąt wiosen na barkach nosił. Gdzie ja do takiego starca?
— Mną nie zaprzątaj swej głowy. Łap panicza z Lwowa i uciekaj z wioski — młódka prawice me filigranowo ujęła w swoje, zerkając w oczy.
— A co z rodziną? — trwoga ogarnęła ciało.
— Nic dobrego na zaścianku cię nie czeka moja droga. Przyszła korespondencja z Warszawy? — zagaiła Anna, zbliżając fizys do mojej.
— Czekam na epistoła, wszakże on nie nadchodzi — wyjąkałam zrównoważenie, choć ździebko warga drgnęła z przygnębienia.
Trzy luny do tyłu wysłałam korespondencję na uczelnię w Warszawie, Gdańsku oraz Poznaniu. Ma mrzonka o studiach medycznych choć na moment stała się rzeczywista. Aliści nadal nie otrzymałam choćby złej wiadomości.
Letarg to coś okrutnego dla człowieka.
Na moment oderwałam się od czytania. Zastanowiło mnie parę rzeczy.
Pierwsza z nich - czy prababcia dostała się na medycynę?
Druga - jednak odważyła się złożyć papiery na uczelnię. Patrząc na tamte czasy oraz jej, a raczej naszą rodzinkę, to wielka odwaga nią kierowała. Nie bała sięgnąć po marzenia. Dobra... Bała się, a mimo wszystko to zrobiła.
Rozsiadłam się wygodniej na fotelu, czując potworny chłód spowodowany zmęczeniem. Dochodziła powoli dwudziesta trzecia a ja do tej pory zdążyłam wypić tylko jedną kawę. Znużona uniosłam więc tyłek, idąc do pomieszczenia socjalnego.
CZYTASZ
Pąki Białych Róż
RomanceAmelia dzięki wyprowadzce z domu rodzinnego, znajduje w zapomnianych czeluściach strychu tajemnicze dzienniki. Z pozoru zwykłe notesy, obrośnięte pierzyną kurzu. Jednak w ich wnętrzu kryje się prawdziwy skarb - wspomnienia jej praprababki, która prz...