9. To koniec.

103 3 2
                                    

22.06.2022 - Teraz

Chase

Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy. Jest jeden procent szansy.

 To samo zdanie bez przerwy wybrzmiewa w mojej głowie kiedy przemierzam opustoszałe ulice przedmieść Mediolanu. Ale nie jestem sam. Jennie idzie obok mnie. I wiem, że już nigdy jej nie puszczę. Nie mogę. Nie, kiedy ją odzyskałem. Znaczy, jeszcze nie całkiem. Ale jest jeden procent szansy, ale dla mnie znaczy on ogromnie dużo. Dla niej to jeden procent szansy, żeby znów się do mnie zbliżyć, a dla mnie to szansa, żeby naprawić to wszystko co spieprzyłem. Kiedy ją zobaczyłem, przestraszyłem się. Cholernie się bałem. Że tym razem to ona mnie zostawi, a tego przeżyć bym nie mógł. Kiedy w końcu mam ją obok już tego tak nie zostawię. Jej nie zostawię.

- Wiesz, że wieczór po gali pierwszy raz od sześciu lat napisałem coś swojego?

- Tak? A mi się wydaję, że dobrze słyszałam, kiedy mówiłeś o Patricii jako o swojej muzie.

- Jennie, wiesz, że to nieprawda. Przysięgam ci, że nic mnie z nią nie łączy.

- Chase, jeżeli masz tak przysięgać, jak wtedy, gdy mówiłeś, że mnie odnajdziesz, to lepiej tego nie rób.

- Odnalazłem.

- O sześć lat za późno. 

- Wiem, słoneczko. - zatrzymuję się i przyciągam ją do siebie. Niechętnie zarzuca mi ręce na szyję, ale po chwili jednak wtula się w mój tors. Tak cholernie dobrze móc trzymać ją w ramionach. Słuchanie jej szorstkiego tonu w stosunku do mnie łamie mi serce, ale doskonale wiem, że sobie na to zasłużyłem.

- Szkoda, że nie byłam wtedy egoistką, Chase. Teraz postąpiłabym inaczej. - szepce w moje ramię.

- To nie twoja wina, słoneczko. Ja teraz też podjąłbym inną decyzję. - słyszę, jak łamie mi się głos. Matko, nie płakałem sześć lat, po czym spotykam tę dziewczynę i nagle ciągle płaczę. 

- Muszę wracać do Ocean. I tak proszę Ophelię o zbyt dużo, jest zmęczona po długim locie, a pilnuje Ocean od paru dobrych godzin.

- Proszę, powiedz mi tylko jedno. Jest do mnie podobna też z charakteru?

- Jest tobą. - słyszę i cały się rozpływam. - Dlatego było mi jeszcze trudniej.

- Kim jest Oph? 

- Moją przyjaciółką ze studiów.

- A więc studiujesz? - podnoszę z zaciekawieniem jedną brew, bo chciałbym znów wiedzieć o niej wszystko.

- Studiowałam. Jest mnóstwo rzeczy, których o mnie nie wiesz. - uśmiecha się słodko i kieruje się - jak sądzę - w kierunku swojego mieszkania.

- I zrobię wszystko, by się dowiedzieć. - dodaję.

Po chwili jesteśmy już przed pięknym apartamentem Jennie. Dziewczyna szuka kluczy, ale w tej chwili drzwi otwierają się z impetem i staje w nich szczupła latynoska z długimi czarnymi warkoczykami na głowie. Patrzy oszalałym wzrokiem na moje rudowłose słoneczko i zaczyna bardzo szybko gestykulować rękami.

- Jen! Nigdy przenigdy nie zostawiaj mnie z tym małym pomiotem diabła w godzinach wieczornych. Zaśnięcie zajmuje jej chyba ze sto lat! - przenosi swój wzrok na mnie i po chwili dodaje - Czy ty masz jakieś stwierdzone ADHD lub coś w tym stylu! Przecież to niemożliwe, żeby dziecko najspokojniejszej istoty świata było tak ruchliwe o pierwszej w nocy!

- Położyłaś ją spać o pierwszej?! - mówi Jennie z rozczarowaną miną.

- No, trochę nam się zasiedziało... Ale oglądałam mój ulubiony odcinek Przyjaciół, ten wiesz który? Musiałam go dokończyć! A potem puścił się następny...

- Dobrze! Rozumiem! Ocean była trochę nadpobudliwa, bo to dziecko, kurwa, zasypia o dwudziestej!

- Hej, nie miej za wysokich oczekiwań! Dobrze wiesz, że mam tylko starsze rodzeństwo!

Jennie tego nie komentuje tylko przewraca oczami. Przed wejściem do mieszkania posyła mi jeszcze uśmiech i znika.

- Ej ty, kochasiu! - krzyczy do mnie na odchodne Ophelia. - Zrób jej coś znowu, to ci nogi z dupy powyrywam! I Ocean będzie pierwszym i ostatnim dzieckiem, które spłodzisz!

- Dobra, zrozumiałem! - mówię i szybko stamtąd uciekam. Jeszcze chwila i dowiedziałbym się z pewnością paru rzeczy, których nie chcę wiedzieć. 

Wracam do domu i ku mojemu zdziwieniu w salonie świeci się mała lampka. Podążam za światłem i widzę Patricię siedzącą na kanapie i oglądająca Kardashianki. Zawsze tego nienawidziłem.

- To koniec, Patricia. - mówię bez emocji, a dziewczyna odwraca się gwałtownie i patrzy na mnie.

- Nie taka była umowa! - zaczyna wrzeszczeć.

- Dokładnie taka. Mieliśmy być razem, jeśli nie uda nam się zbudować życia z kimś, kogo naprawdę kochamy. Mi się to uda. Więc to koniec.

- Nie możesz mnie teraz zostawić!

- Dlaczego?

- Bo jestem w ciąży.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I was your museOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz