8. Paradoks.

101 4 0
                                    


Wtedy - 13.07.2016

- Jeszcze raz! - krzyczę z wyraźną irytacją w głosie. Chase przygryza wargę i zaczyna grać tę frazę od nowa. Próbuję więc znów zatańczyć ten krok, ale znowu tracę równowagę. 

- Chodź tu. - Chase przerywa grę i klepie miejsce obok siebie.

- Nie! Chase, zawody są za półtora tygodnia! Muszę się tego nauczyć! - Chase jednak nadal patrzy na mnie niewzruszony, a ja mam ochotę wyrwać sobie parę włosów z głowy albo wydłubać Mu oczy.

- Czemu nie grasz? - moje ręce opadają wzdłuż ciała i spuszczam głowę, kiedy chłopak wyciąga nogi przed siebie i wskazuje na miejsce przed sobą nie odzywając się słowem i nie sięgając również po gitarę.

Widząc, że nie ma zamiaru chwycić gitary ulegam i siadam pomiędzy Jego nogami opierając się plecami o klatkę piersiową Chase'a.

Chase. Często zimny. Wręcz lodowaty. Czasami nawet dosłownie przez Jego chorobę. Jego oczy - głębokie. Bardzo. Jego dusza też. Ten chłopak skrywa więcej, niż byłby w stanie kiedykolwiek pokazać. Choćby żył tysiąc lat, nigdy nie ujawni wszystkiego, co ma w sobie. Jest też opanowany. W przeciwieństwie do mnie. Moje ogniste włosy oddają mój charakter. Jestem chodzącym materiałem wybuchowym. Sytuacji nie pomaga też moja ambicja, która przez większość czasu pozostaje jednak ukryta.

Odchylam głowę i kładę ją na ramieniu Chase'a. Zamykam oczy i głęboko oddycham - tak, jak mnie uczył. Chłopak zaczyna cicho pobrzękiwać na gitarze i nucić nieznaną mi wcześniej melodię.

- Kiedy to napisałeś? - szepcę.

- Teraz. Jesteś moją muzą, słoneczko. - mówi równie cicho i cmoka mnie przelotnie w czoło. 

- Nie powinnam zapisywać się na ten turniej taneczny.

- Słoneczko, jesteś absolutnie najlepsza w tym, co robisz. Proszę, uwierz w siebie. Bo ja wierzę.

- Czy ty zawsze musisz być taki irytująco idealny i zawsze musisz powiedzieć w punkt dokładnie to, co potrzebuję usłyszeć? - żartuję, a Chase wybucha śmiechem. Na ten widok od razu się uśmiecham. - Nienawidzę cię.

- Ach tak? - pyta śmiejąc się, a ja mrużę oczy i próbując powstrzymać cisnący się na usta szeroki uśmiech kiwam potwierdzająco głową. Chłopak przybliża się i muska moje usta swoimi, a ja uwalniam uśmiech i łapię Go za policzek, przybliżając Jego twarz bliżej. Nasze usta się ze sobą łączą. Ociekamy cholerną perfekcją.

- Chciałabym dziś znów spać z tobą, ale na ziemi robi się niewygodnie, a nie chcę wracać do domu. - mówię przewracając oczami, gdy do mojej głowy wkrada się widok wiecznie niezadowolonej ze mnie matki. - Gdzie ty tak właściwie mieszkasz?

Chase od razu odwraca wzrok. Łapię więc Go delikatnie za szczękę, by znów patrzył na mnie. 

- Tu i tam. - mamrocze spuszczając głowę.

- Jak to? 

- Niezupełnie mam dom. - patrzy mi w oczy i przekrzywia głowę.

- Co ty mówisz, Chase? Nie żartuj!

- Wiem, że to obrzydliwe, nie chciałem, żebyś wiedziała...

- Nie! Nie chodzi mi o to! Tylko o to, dlaczego mi nie powiedziałeś od razu? Od dziś śpisz w moim pokoju. Zawsze. - od razu Mu przerywam.

- Jennie, nie możesz tego dla mnie robić. Jeżeli twoja matka się dowie...

- Oh, o to się nie martw. Nigdy nic nie doprowadzi do tego, że zacznie się mną przejmować. - znowu Mu przerywam i patrzę na Niego surowym wzrokiem. - A teraz chciałabym się dowiedzieć, jak do tego w ogóle doszło. 

- Ogólnie, to mój ojciec był bardzo bogaty. Dotąd, aż miałem trzynaście lat pamiętam, że wiedliśmy bardzo udane życie. Niczego nam nie brakowało. Ale potem zaczął mieć problemy z alkoholem. Presja prowadzenia ogromnej firmy, która zajmowała się produkcją piosenek i wynajmowaniem studiów do nagrań muzycznych niestety sprawiła, że popadł w kompletny alkoholizm. Tej nocy, gdy pierwszy raz uderzył mamę wsiadł do samochodu mimo obecności alkoholu we krwi i się rozbił. Niedługo potem u mojej mamy zdiagnozowano nowotwór i zmarła dwa miesiące później. Następnie przez chwilę pomieszkiwałem u mojej babci, która też odeszła z racji swojego podeszłego wieku. W ten sposób w cztery miesiące straciłem całą rodzinę. Potem zostałem adoptowany przez jakieś pięćdziesięcioletnie małżeństwo, ale szybko stamtąd uciekłem. Tak oto od półtora roku włóczę się i mieszkam wszędzie. Byłem nawet kiedyś na Hawajach, ale to już inna historia.

Siedzę i patrzę na Niego z wybułaszoynymi oczami. Czekam aż wybuchnie śmiechem, ale to się nie dzieje. Nie mogę w to uwierzyć. Najgorsze jest to, w jaki sposób to powiedział. Z takim spokojem i niewzruszeniem. Tak, jakby kompletnie się z tym pogodził. Ale przecież nie mógł pogodzić się z taką traumą. W wieku trzynastu lat stracił wszystkich bliskich. 

Czuję jego dłonie na policzkach. Ociera moje łzy, które nawet nie wiem kiedy zaczęły płynąć. On ociera moje łzy. Kiedy to Jemu stała się taka ogromna krzywda. To tak bardzo niesprawiedliwe. Wtulam się w niego i całujemy się jeszcze przez dłuższą chwilę. Chcę w taki sposób wyrazić moje uczucia, bo słowami teraz nie umiem. Razem wstajemy i kieruję Go w stronę mojej tymczasowej willi. Splatamy ze sobą dłonie i delikatnie głaszczę Jego jak zwykle zimny wierzch ręki kciukiem. Pasują idealnie. 

Ogień i woda. Przeciwieństwa. Ale paradoksalnie pasujemy do siebie idealnie.

I was your museOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz