4.

341 19 3
                                    

(...) mężczyzna ma przywilej dokonywania wyboru, kobieta tylko możliwość odmowy(...)

Jane Austen „Opactwo Northanger"

Charlie aż do krytycznego momentu nie zdawał sobie sprawy, że popełnił błąd.

Na swoją obronę miał jedynie to, że najwyraźniej stał się ofiarą ogromnego pecha i co za tym idzie niefortunnych zbiegów okoliczności.

Bo cóż, być może sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby wczorajszego wieczoru i właściwie większości nocy, a w zasadzie nawet całego dzisiejszego ranka nie spędził w jednym z najpodlejszych burdeli, gdzie oddawał się bardzo skomplikowanym aktom rozpusty i poza tym niewiele myślał. Może byłoby też inaczej, gdyby przy okazji nie był kompletnie zawiany. Jednak co do tego też nie mógł mieć pewności. Może tak już po prostu miało się stać! Kim był, by dyskutować z przeznaczeniem?

Gdy dotarły do niego wieści na temat Scarlett, znajdował się gdzieś pomiędzy jednym słodkim, francuskim pocałunkiem z jedną z kokot, a drugim z inną. Wtedy też, nieco oszołomiony, jednym uchem wyłapał imię siostry rzucone gdzieś na korytarzu. Nie zdążył nawet założyć kalesonów, tak mu było śpieszno wybiec za drzwi, by dorwać człowieka, który o niej mówił.

Niestety wieści nie były obiecujące. Scarlett miała ogromne kłopoty. Wiedział, że spodziewano się jej rychłych zaręczyn z Brightdale'em i dotychczas stan siostry niezbyt go martwił. Teraz jednak jej dobre imię było zagrożone. Nie wiedział, co powinien zrobić i w jaki sposób uchronić ją przed społecznym ostracyzmem.

Cała sekwencja myśli w rozgorączkowanym umyśle uświadomiła mu, że nagły brak zainteresowania Brightdale'a Scarlett przyniesie za sobą opłakane skutki.

Wiedział jak to działa. Sam przecież wielokrotnie plotkował o damach, które już jedną stopą stały na ślubnym kobiercu, a mimo wszystko zostawały odrzucone: czegoś im brakowało, albo za szybko dały od siebie zbyt dużo. Wątpił, by Scarlett uległa wicehrabiemu i oddała mu się przed ślubem, ale nie liczyło się to w co wierzył Charlie, tylko to, w co wierzyła socjeta – taka panna była już skończona.

Musiał więc jak najszybciej działać. Szkoda tylko, że był zalany w sztok i ledwo kontaktował. Jedyne rozwiązanie, które przyszło mu do głowy, to prosić o pomoc Aidana i tak też właśnie zamierzał uczynić.

Wahał się przez chwilę, czy powinien go w to wszystko angażować. Tyle że Aidan zawsze znał odpowiedź. To on był tym, który planował. Charlie stanowił jedynie narzędzie w jego rękach, posłuszny mu jak miękki wosk – nie dyskutował z jego dyspozycjami, zgadzał się z nim niemal we wszystkim i powierzyłby mu własne życie. Wybór był więc prosty.

Ale z drugiej strony wiedział, że przeszłość, która łączyła jego przyjaciela z siostrą jest dość burzliwa i proszenie go o pomoc stanowiło ogromne ryzyko.

Tylko co robić?

W każdym razie, w przypadku tak wielkiej katastrofy, nie pozostało mu nic innego. Nie miał wielkiej ochoty, by narażać się przyjacielowi o poranku, ale kiedy tylko dotarł do drzwi jego domu, spotkał się z nim w progu. Irving swoim zwyczajem najwyraźniej wybierał się na poranny spacer.

Charlie wiedział, że wiele od niego wymaga i początkowo nieco się jąkał, opowiadając o tym, co usłyszał, ale co by nie było, Aidan był jego przyjacielem i jako przyjaciel powinien go wspierać, prawda?

Charlie mówił, a Irving słuchał. Sytuacja Scarlett była problemem. A problem należało rozwiązać. Najpierw jednak konieczne było zebranie odpowiednich danych. Od tego trzeba zacząć. Aidan wielokrotnie mu to powtarzał. A kto najlepiej te dane zdobywał? Oczywiście, że Irving.

Gorzki listopad [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz