fourteen

1.3K 44 13
                                    

-No gościnna to ty nie jesteś. Chociaż zaproponowała byś herbatę lub kawę.

- To ty mi się wprosiłeś poraz kolejny do domu. - A ja bez żadnego wysiłku siedziałam tutaj dalej z nim, objadając się słonymi przekąskami i oglądając wszystkie filmy które poleciła mi Carmen.

- To słucham cię baletnico. Co tym razem leży ci na twoim serduszku? - Spytał podnosząc się z łóżka.

- Mówiłam, że chce narazie być sama.

- Przecież masz mnie. Pamiętasz? Przyjaźnimy się. - Pablo odparł opierając się o półki z książkami. - Co się stało?

- Rozmawiałam z ojcem. - Ktoś mógłby w tej sytuacji pomyśleć iż to dobra wiadomość ale nie. Nie w tym przypadku.

- Ups... wnioskuje po twojej minie, to chyba nie za ciekawie. Hm?

- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Zrzuciłam z komody ramkę z wspólnym zdjęciem z dzieciństwa mnie, Dolores oraz Jude by wyładować rozlegające się we mnie emocje od początku świtu.

- Chryste, weź się ogarnij i powiedz wreszcie co się stało bo ja nie mam jakiś umiejętności czytania w myślach. A po drugie rozwalanie wszystkiego co ci padnie w ręce to nie rozwiązanie problemu motylku.

Irytował mnie w tym momencie ale to też nie jego wina. Starał się mi pomóc, a ja miałam jeszcze większą chęć mu przywalić nawet za samo to, że wparował mi do domu bez pytania i od rana przesiadywał na moim, wyścielonym łóżku.

- Wyprowadzam się. - Wydusiłam szeptem. - Jesteś na mnie zły?

- Oszalałaś? Dlaczego miałbym być zły za takie coś. Zdradzisz chociaż dokąd?

- Do Hiszpanii na stałe. Tata kupił tutaj jakąś rezydencje. Będę musiała chodzić przez ostatni rok do szkoły w Barcelonie. Rozumiesz to? - Oburzona opadłam plecami o ścianę.

- To chyba dobrze, prawda?

- To znaczy będę bliżej ciebie i reszty więc to pozytyw ale mam dosyć tego, jak za każdym razem podejmuje sam decyzję. Nie spytał nawet o to czy bym chciała iść do nowej szkoły, na litość boską! Nie cierpię go.

Nie wiem w którym momencie zachowywaliśmy się jak dosłownie najlepsi przyjaciele, gdy podszedł do mnie i objął mnie swoimi ciepłymi ramionami.

- Już, w porządku. Porozmawiasz jeszcze z nim. Ja też, za nim nie przepadam. - Dodał, a jego ciemne włosy opadały na moje czoło. - Jest jakiś plus tej przeprowadzki.

- Niby jaki?

- Będę odbierał cię ze szkoły. - Zaśmiał się pod nosem po czym wyczułam jego szybki oddech na moich skroniach.

- Uważaj bo jeszcze fanki zaczną cię napastować.

- Jakoś sobie poradzę. - Poklepał mnie po plecach i sięgnął po parę kulek winogrona które leżały na moim biurku.

- To kiedy oficjalnie będziesz tutaj mieszkać?

- Nie wiem. Papa mówił tylko, że za niedługo ale gdy zacznie się rok szkolny, wszystko będzie już gotowe.

- To chyba trzeba to uczcić. - Ruszył, odbijając się od drewnianego blatu do mojej szafy z ciuchami. - Mogę?

- Jasne nie krępuj się. Ale czekaj, co ty robisz z moimi rzeczami?

- Kiedyś lunatykowałaś i gadałaś, że mam podać ci wino z szafy. - Uśmiechnął się i puścił błyskawicznie oczko w moją stronę.

Szatyn w mgnieniu oka szybko zabrał się za nalewanie czerwonego alkoholu do szła.

from enemies to lovers | Pablo GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz