Rozdział 4

107 4 2
                                    

Zaintrygowana Lily podążała za Jamesem krętymi schodami w dół. Nie miała pojęcia, gdzie prowadzi ją okularnik. Wiedziała, że niedaleko znajdowało się wejście do pokoju wspólnego Hufflepuff, ale zapewne to nie on był celem ich małej wycieczki. Wkoło było pełno beczek, krat i pajęczyn. W końcu brunet przystanął przed obrazem przedstawiającym misę z owocami.

- Jesteśmy na miejscu. - oznajmił radośnie.

Lily popatrzyła na niego, nie rozumiejąc niczego.

- No śmiało, połaskocz gruszkę.

- Że co proszę? - wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. On ewidentnie sobie z niej żartował, więc się zdenerwowała. - To nie jest śmieszne, Potter.

- Spokojnie, skoro ty nie chcesz, to ja to zrobię. - wzruszył ramionami i połaskotał żółty owoc.

Gruszka zachichotała i po chwili zamieniła się w klamkę.

- Panie przodem. - James szarmancko ukłonił się i gestem zaprosił Lily do środka.

- Co to? Jak ty to... - wydukała i z podekscytowaniem otworzyła drzwi.

Na widok wielkiego pomieszczenia pełnego krzątających się skrzatów domowych, aż przystanęła z wrażenia. Rozmiarowo kuchnia odpowiadała Wielkiej Sali i znajdowało się w niej pięć ogromnych stołów. Wyglądało na to, że podczas posiłków, skrzaty po prostu teleportowały jedzenie na górę. To było tak niesamowite, że Lily nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów.

- Witamy w kuchni. - powiedział wesoło James - Na co masz ochotę? Jajecznica, czy naleśniki? A może olejemy śniadanie i przejdziemy od razu do deseru?

Lily powiodła wzrokiem w kierunku wskazanym przez Jamesa i ujrzała mnóstwo ciast, ciasteczek, tortów i innych słodkości. Tyle tu było jedzenia, że sama nie wiedziała na co się zdecydować.

- Nie mam pojęcia. A mogę wszystkiego po trochu? - zaśmiała się.

- Wiem, co czujesz. Mieliśmy tak samo z chłopakami, kiedy weszliśmy tu po raz pierwszy na drugim roku.

- Na drugim roku? Wow. Jak odkryliście, gdzie się znajduje?

- Czysty przypadek, zresztą w taki sam sposób odkryliśmy wiele innych ukrytych miejsc w zamku. Teraz możemy powiedzieć, że znamy go jak własną kieszeń. - to mówiąc, poklepał dyskretnie mapę w swojej kieszeni.

Lily była pod wrażeniem. Zawsze chciała odkryć tajemnice Hogwartu, ale zwykle większość czasu spędzała w bibliotece z nosem w książkach. Nie chciała przecież odstawać wiedzą i umiejętnościami od innych czarodziejów, którzy pochodzili z rodzin czarodziejskich, a nie od... mugoli. Nagle posmutniała, przypominając sobie słowa Avery'ego.

- Co jest? - zmartwił się James, zauważając zmianę w jej nastroju. - Na pewno wszystko w porządku?

- Tak, nic mi nie jest. - westchnęła - Po prostu...dotknęło mnie to, co powiedział Avery. Tam obok łazienki, nie byłam w stanie nic powiedzieć, czy zrobić. To było straszne, ja czułam się strasznie. Jak śmieć, którego nie powinno tutaj być. Słuchałam tylko jak mnie obrażają i nie mogłam się ruszyć. Jakby mnie sparaliżowało.

- Lily, posłuchaj mnie uważnie. - ton jego głosu sprawił, że spojrzała mu w oczy. - Cokolwiek powiedzieli, to nie jest prawda. Ich poglądy są chore i nijak się mają z rzeczywistością. Przecież jesteś najbardziej utalentowaną czarownicą jaką znam. Przewyższasz wiedzą i umiejętnościami niejednego ślizgona "czystej krwi". Chociażby takie eliksiry! Mi to chyba z milion lat by zajęło dojście do takiego poziomu, jaki masz ty. Nie możesz dać im satysfakcji, musisz być pewna swojej wartości. Jestem pewien, że dokonasz wielkich rzeczy, zobaczysz.

Lily i James w Hogwarcie ♥ JILYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz