ROZDZIAŁ 9

18 5 0
                                    

Kuba wróciła do domu po godzinie spaceru w ulewnym deszczu. Mieszkała niestety po drugiej stronie miasta, zachodniej, i podróż z klubu do domu zajmowała dużo czasu. Nie za bardzo o siebie dbała, gdyby nie jej długie, czarne i proste włosy łatwo można by ją pomylić z chłopakiem. Mieszkała w wielkiej willi Stanów Zjednoczonych Ameryki, w której to porównaniu domek Jugosławi w Prisztinie był dwukrotnie mniejszy. Dom miał basen, pole golfowe, dużo pokoi, wielką kuchnię, przedpokój a w tym przedpokoju pod schodami do drugiego piętra, znajdował się... pokój Kuby. Tak. Kuba spała pod jego schodami, podczas gdy jego bracia mieli duże pokoje na miarę tych hotelowych.

Jej skromna sypialnia rozmiarem przypominała schowek na miotły. Mała bo mała, ale dwa metry na trzy metry to zawsze coś. Gorzej by było, gdyby spała na werandzie na zewnątrz, i to jeszcze w takim deszczu. W tym pokoju było poza łóżkiem i biurkiem jedno krzesełko, na ścianach Kuba powiesiła sobie plakaty z palmami przypominającymi jej o krajobrazie kraju, w którym się urodziła i które reprezentuje. Na biurku były niechlujnie ułożone podręczniki bo wciąż się uczyła w liceum, zeszyty, długopisy, kredki i ogólnie wszystko czego po wschodniej stronie miasta nie było. Kuba pod tymi schodami miała jeszcze kaloryfer, więc nie było jej zimno. Pod łóżkiem chowała swoje buty i codziennie sprawdzała po powrocie do domu czy pod poduszką jest wciąż "Manifest Komunistyczny" Karola Marksa. Był to prezent od Związku Radzieckiego, który wyłowił ją podczas swojej podróży poślubnej po całym świecie(tak naprawdę to zdążył odwiedzić tylko kilka miejsc, w tym Australię, ma nawet zdjęcie z kangurami!). Ta książka dla Kuby była niesamowicie ważna, co chwila chowała ją w inne miejsce żeby USA się nie mógł zorientować gdzie w tej chwili może być. Gdy Kuba miała dwanaście lat, USA ją przygarnął, wychowywał ją, a nawet zafundował edukację. Tylko co z tej edukacji gdy Kuba wolała włóczyć się po mieście (nierzadko kraść niedrogie przedmioty ze sklepów) zamiast uczyć? Ona miała swój własny plan na życie. Chciała zostać komunistą-rewolucjonistą i jej się to nawet udało. Jedyne czego się z chęcią uczyła to języków obcych, umiała angielski, hiszpański, a nawet rosyjskiego gdy dołączyła do Bloku Wschodniego. USA nie był tym wszystkim zadowolony, codziennie ją pouczał jak upierdliwy ojciec, a ta robiła i tak co chciała. Odbieranie jej możliwości wychodzenia na zewnątrz, czy kary w postaci sprzątania w domu nic nie dawały. Jedyną metodą, która zdawała się jakkolwiek pomagać było odbieranie jej kieszonkowego. A ona nawet i to obchodziła, sprzedając na ulicy rzeczy które miała. W ten sposób naprzykład udało jej się spieniężyć stary rower i kilka działających lamp ze śmietnika. Kiedy upewniła się co do tego że książka jest na swoim miejscu, USA zawołał ją i swoich braci do stołu, na którym stała wielka brytfanna z pieczonymi, pachnącymi nóżkami z kurczaka.

Stany Zjednoczone Ameryki, znany też jako USA był i wciąż jest obrzydliwie bogaty. Mieszkał we wspomnianej wcześnie willi ze swoimi braćmi. Był synem Wielkiej Brytanii i Francji, dorobił się na sprzedawaniu ropy naftowej, broni (czasami też tej nuklearnej ale niech was ręka boska chroni przed dotykaniem jej!). Urodzony w Waszyngtonie posiadał blond włosy i szare oczy, charakterystyczny akcent, dbał o siebie bardziej niż jakikolwiek mężczyzna na Ziemi, silny też był, a gdziekolwiek się pojawił, nie mógł się nie pokazać w białym garniturze z charakterystycznym wzorem jego flagi, kapeluszu, okularach przeciwsłonecznych oraz wypastowanych butach. Największy wróg Związku Radzieckiego. Panowie się bardzo od czasu zakończenia drugiej wojny światowej pokłócili, i zaciekle rywalizowali o pozycję największego i najważniejszego państwa na całym świecie.

- Cuba, Canda, Mexico, It's dinner time! - zawołał w swoim jedynym znanym narzeczu amerykańskim współlokatorów, ale Kuba nie przyszła. USA zastał ją siedzącą na łóżku i przeglądającą czasopismo o zachodnich samochodach. - Kuba, czemu nie idziesz na dinner?
- Nie jestem głodna, jadłam u Towa... To znaczy u koleżanki byłam na obiedzie i nie jestem głodna...
- Której?
- Um... U Priscilli. - owa Priscilla nie istniała. Było to imię nadane Zwiazkowi Radzieckiemu w celu niepotrzebnego przykrycia jego tożsamości.
- A potrzebujesz czegoś jeszcze?
- Nic takiego. Oprócz błękitnego nieba może. - odpowiedziała, a Stany Zjednoczone sobie poszedł

Stany Zjednoczone wrócił na obiad do swoich braci. Za ten czas Kuba zaczęła czytać o Fidelu Castro [Fidel Alejandro Castro Ruz, 1926 - 2016, kubański rewolucjonista, polityk, żołnierz i adwokat. Przywódca rewolucji kubańskiej. Faktyczny przywódca Kuby w latach 1959 - 2011 -przyp. red.], którego plakat miała nad łóżkiem. Miała, ponieważ został on schowany do szuflady, gdyż Stany Zjednoczone zrobił jej niedawno awanturę o to i powiedział, że jak tak dalej pójdzie to ona nie będzie mogła mieszkać tu i deportuje ją do Hawany, skąd przybyła (jedną, a nie w dwie strony). Później wyszła na przedpokój, i zadzwoniła na telefon. To znaczy... Wzięła Peso i wrzuciła do słoika obok niego. USA go bardzo pilnował. U niego wszystko było płatne, nawet telefon. Gaśnica też! Podczas pożaru, trzeba wrzucić do słoika pod nią sto dolarów (koniecznie amerykańskich!). Wykręciła numer do "Priscilli". W rzeczywistości wymieniała się z towarzyszem tajnymi informacjami i sygnalizowała o tym co się dzieje w posiadłości, podsłuchiwała również rozmowy USA z różnymi poważnymi ludźmi.

- Hola, Priscilla! - powiedziała Kuba do słuchawki. Za nią nasłuchiwał rozmowy USA.
- Jakieś informacje? - powiedział do słuchawki Związek Radziecki najcieńszym głosem jakim umiał wydobyć i zaczerwienił się ze wstydu, że ten plan był żenujący ale innego nie było więc musiał sobie z tym jakoś poradzić.
- A nic, jest okej. Słyszałam jak mój... Mówił coś o jakimś "Związku". Albo czyimś, nie wiem. I że go trzeba rozłupać jak orzech włoski. I dzwonił dokądś, do jakiejś centrali...
- Coś dla ciebie mam zrobić jeszcze?
- Nie, to wszystko na dziś. Mam tylko jedno peso, a dzwonię z automatu. Po. dziesięciu minutach trzeba wrzucić kolejne.
- Aha, to dobranoc!
- Pa! - pożegnała się Kuba z Towarzyszem. Najważniejszym jej zadaniem było posłuchiwanie kolejnych rozmów telefonicznych między USA a "centralą". A może on by nawet zaatakował Związek Radziecki? I wyszłaby trzecia wojna światowa?! Kto wie! Kuba nie może tego przegapić, to było jej marzenie, walczyć w wojsku. Pomagała wcześniej kubańskim rewolucjonistom, brała udział w demonstracjach i była bardzo aktywna politycznie jak na młode państwo. Postanowiła że jednak zejdzie na obiad i coś zje, mimo iż nie byłabym głodna. Zapewne zwabił ją zapach kurczaka.

- No proszę, kto to przyszedł? - spytał USA gdy Kuba podeszła do stołu i zaczęła nakładać mięso na talerz.
- Ja tylko po trochę. - odpowiedziała zabierając ze sobą do pokoju jedzenie, zamknęła drzwi za sobą, usiadła na łóżku i zabrała się za jedzenie. Rzuciła solidnym przekleństwem gdy się okazało, że to jedzenie dobrze pachniało, ale w smaku było mdłe. Wróciła do jadalni ponownie, lecz po sól. Jedzenie, które przyrządzał USA nie było wcale solone ani doprawiane pieprzem, tak żeby każdy sobie sam przyprawiał, a Kuba się za każdym razem wnerwiała, bo chciała sobie od razu zjeść, a nie jeszcze biegać po kuchni w poszukiwaniu głupich przypraw.

✯BLOK WSCHODNI✯✯Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz