Gdy Wiktor zatrzymał się pod domem wyszliśmy z auta niemal w tym samym momencie. Wiktor poszedł wyciągnąć zakupy z bagażnika, a ja ruszyłam do domu. Podeszłam do drzwi aby je otworzyć, ale ku mojemu zdziwieniu były otwarte.
~ Co jest? ~ pomyślałam lekko zaniepokojona.
Weszłam do środka nie czekając na Wiktora. Wewnątrz było nienaturalnie cicho. Zdjęłam kurtkę i buty, po czym poszłam do kuchni. Zaraz za mną przyszedł Wiktor, który najwyraźniej nie zauważył nic nadzwyczajnego.
- Co ty tak ucichłaś? - zapytał zdziwiony.
- Dom był otwarty, a a jestem pewna, że go zamykałeś. Zosi jeszcze nie ma i wydaje mi się, że jesteśmy tu sami, ale mogę się mylić - powiedziałam trochę zdenerwowana.
- Zaczekaj tu - rozkazał, po czym sam poszedł sprawdzić resztę domu.
Nagle usłyszałam głuche uderzenie, a zaraz po nim huk.
- Wiktor! - krzyknęłam i czekałam na odpowiedź - Wszystko dobrze?! - dodałam.
-Tak, ze mną wszystko dobrze Skarbie! - odkrzyknął mężczyzna - Ale twój mąż, a raczej prawie były mąż potrzebuje pomocy! - oznajmił jakby to było normą.
~ Stanisław ~ pomyślałam od razu, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz ~ Tylko co on tu robił i dlaczego? ~ zaczęłam się zastanawiać.
Ruszyłam na górę do Wiktora, a jak tylko tak weszłam moim okazał się widok, którego wolałam nie widzieć. Zobaczyłam Stanisława leżącego na podłodze w kałuży krwi, a obok niego klęczał Wiktor i uciskał ranę na udzie Potockiego.
- Co tu się stało? - zapytałam zszokowana tym, co tak zastałam.
- Chciał mnie zaatakować, ale coś poszło nie po jego myśli i wyszło jak wyszło - tłumaczył mężczyzna ciągle uciskając krwawiącą ranę.
Bez dłuższej rozmowy chwyciłam za telefon i zadzwoniłam po karetkę. Po kilku minutach pod domem stał już ambulans, a Artur, Renata i Kuba pomagali Stanisławowi. Byłam wściekła na Potockiego za wszystko co zrobił mi przez te wszystkie lata, a jednocześnie nie chciałam żeby zginął, a na pewno nie w moim domu. Poczułam ogromną ulgę jak zespół Artura zabrał rannego mężczyznę, a ja mogłam w spokoju posprzątać wszelkie ślady, które zostały na górze. Skończyłam sprzątać i zeszłam na dół do Wiktora. Usiadłam obok niego na kanapie i oparłam się głową o jego ramię.
- Powiesz mi co tak dokładnie tam się stało? Nie uwierzę w to, że celowo to sobie zrobił, bo znam go na tyle, żeby wiedzieć, że nie zrobił by sobie tego, ponieważ stracił by możliwość bawienia się mną - starałam się nie okazywać żadnych emocji ani mojego stanu psychicznego.
- Chciał mi wbić coś w ramię, ale źle obliczył siły i nie przewidział uniku. Takim oto sposobem wylądował z nożem w tętnicy udowej. Mi nic się nie stało, ale jak chcesz możemy to zgłosić na policję, chociaż osobiście uważam, że nie ma sensu się stresować - wyjaśnił i zaczął głaskać mnie po głowie.
- Nie mam siły na łażenie po policji Kochanie - oznajmiłam i zmieniłam pozycję swojego ciała.
Na wpół leżąc położyłam głowę na udach mężczyzny, a on ponownie zaczął mnie głaskać po włosach. Zamknęłam oczy i odpoczywałam po wydarzeniach całego dnia.
- Już dobrze Kruszynko - wyszeptał, a ja poczułam jak bierze mnie na ręce i gdzieś idzie ze mną.
Uśpiona delikatnym kołysaniem odpłynęłam. Obudziłam się na łóżku w sypialni, a z kuchni docierał do mnie kuszący zapach jedzenia. Przypomniał mi on o tym, że byłam bardzo głodna. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół sprawdzić co jest źródłem pysznej woni. Weszłam do pomieszczenia, w którym zastałam Wiktora i Zosię gotujących coś wspólnie i pogrążonych w rozmowie.
- Cześć wam - przywitałam się wyrywając ich z rozmowy.
- Cześć Skarbie - odpowiedział mi Wiktor.
- Cześć Aniu - odezwała się Zosia.
- Co gotujecie? Pachnie cudownie, a ja jestem strasznie głodna - zaśmiałam się.
- Siadaj przy stole Skarbie, zaraz podamy - rozkazał Wiktor, a ja posłusznie usiadłam.
Po krótkiej chwili Zosia przyniosła mi pysznie wyglądające danie.
- Proszę bardzo - powiedziała podając mi talerz i z uśmiechem na ustach wróciła do blatu nałożyć porcję dla siebie.
Razem z Zosią do stołu usiadł Wiktor i w milczeniu zaczęliśmy jeść.
- I jak? - zapytał mężczyzna spoglądając na mnie pytającym wzrokiem.
- Bardzo dobre - pochwaliłam danie - Nie wiedziałam, że potraficie tak dobrze gotować - dodałam po chwili.
Zjadłam i wstałam od stołu w celu posprzątania po sobie naczyń. Mężczyzna wstał zaraz po mnie i podszedł do mnie, gdy myłam naczynia delikatnie położył mi dłonie na ramionach i zaczął masować moje nadal trochę posiniaczone obojczyki. Uśmiechnęłam się czując jego dotyk, był tak przyjemny i kojący.
- Dasz mi chociaż posprzątać? Zawsze jak zaczynam sprzątać nie dajesz mi nawet skończyć - odchyliłam głowę lekko do tyłu tak, żeby się oprzeć o jego ramię.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się gdy nasze oczy się spotkały.
- Może i bym pozwolił abyś dokończyła, ale jesteś tak piękna, że to byłby wstyd. Daj, ja to zrobię, ty musisz odpocząć - oznajmił i zabrał mi z rąk gąbkę i talerz.
- Ej no! Dam radę to zrobić. Wiktor przecież mi nikt nic nie zrobił - tłumaczyłam i spojrzałam na Zosię wzrokiem błagającym o pomoc.
Dziewczyna zaśmiała się tylko, po czym wstała, wzięła talerz i położyła obok zlewu.
- Idę się uczyć, kocham was - oznajmiła i pocałowała w policzek najpierw mnie, a następnie Wiktora i poszła do swojego pokoju.
Skończyliśmy sprzątać i usiedliśmy na kanapie, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zmarszczyłam brwi zdziwiona numerem znajdującym się na nim.
- Szpital - powiedziałam niepewnie i odebrałam telefon.
- Dobry wieczór, Anna Reiter, słucham - przywitałam się i czekałam na odzew.
- Dobry wieczór, mam dla Pani złą wiadomość - odezwał się głos w słuchawce.
- O co chodzi? - zapytałam coraz bardziej zdenerwowana.
- Pani mąż, Stanisław Potocki, nie żyje, przykro mi - oznajmiła osobą po drugiej stronie słuchawki.
~ A mi jakoś nie bardzo ~ pomyślałam i spojrzałam na Wiktora.
- Dziękuję na informacje, do usłyszenia - pożegnałam się, po czym zakończyłam połączenie.
