Powrót

132 9 0
                                        

Gdy wróciliśmy do sali, położyłam Wiktora do łóżka. Na szczęście nikt nas nie widział, gdy wyszliśmy i nie spotkaliśmy przez przypadek lekarza, wyglądającego jak Potocki, więc nie miałam powodu do nerwów. Usiadłam na brzegu łóżka Wiktora i głaskałam go po głowie. Widziałam, że był zmęczony, ale również wiedziałam, że nie powie mi tego i nie pójdzie spać jeśli ja się nie położę przy nim.

- Wikuś... Położysz się? - zapytałam, ciągle go głaszcząc po włoskach. Miałam nadzieję, że się zgodzi, bo widziałam, że naprawdę jest zmęczony.

- Anuś nie chcę... - odpowiedział, co prawdę mówiąc przewidziałam.

- A jak położę się obok ciebie? Widzę, że jesteś zmęczony... - ciągle go głaskałam i czekałam na reakcję.

- Tylko i wyłącznie jeśli obiecasz, że mi nie uciekniesz - posłał mi uroczy uśmiech, a moje serce wywinęło fikołka w piersi.

- No dobrze, obiecuję, że zostanę. Będę cały czas przy tobie - obiecałam i położyłam się przy nim. Od razu się do niego delikatnie przytuliłam, a on głaskał mnie po plecach.

Po kilkunastu minutach poczułam, że przestał mnie głaskać, co dało mi do zrozumienia, że zasnął. Leżałam tak, a w mojej głowie kotłowało się milion myśli. Rozmyślałam o Lekarzu, przez którego bałam się przebywać w szpitalu, o tym, że chcę już Wiktora w domu, żeby nie musieć się martwić. Nie wiem jak długo tak myślałam, ale nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam. Obudziłam się dopiero gdy poczułam, że ktoś zaczął mnie głaskać po głowie. Powoli się podniosłam, a widząc, że Wiktor spogląda na mnie co chwilę, uśmiechnęłam się szeroko i sama zaczęłam go miziać po klatce piersiowej.

- Dzień dobry Księżniczko - uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w czubek głowy.

- Dzień dobry skarbie - przymknęłam oczy czując jego pocałunek na głowie. Chciałam mieć go cały czas przy sobie, bo tylko przy nim czułam się dobrze.

- Wyspana kochanie? - przesunął dłoń z mojej głowy, na plecy.

- Tak, a ty misiu? - prawda była taka, że przez natłok myśli średnio spałam, ale wolałam mu tego nie mówić.

- Dzięki temu, że byłaś obok mnie przez cały czas, wyspałem się lepiej niż przez ostatni czas - widziałam po nim, że mówił prawdę i jest wyspany, co bardzo mnie ucieszyło. - Kiedy mnie stąd wypuszczą?

- Do końca tygodnia na pewno nie będziesz w domu - Odpowiedziałam, chociaż wiedziałam, że nie wytrzyma tyle w szpitalu.

- A szybciej? Pozwolisz mi wziąć wypis na żądanie? - wiedziałam, że o to zapyta, ale jeszcze nie wiedziałam czy to dobry pomysł.

- Pójdę porozmawiać z lekarzem, z tego co wiem, to teraz dyżur ma Michał, więc to ogarnę i się wszystkiego dowiem - obiecałam, ale mimo to dalej się od niego nie odsunęłam.

- No dobrze aniołku - znów zaczął całować mnie po głowie, a ja tylko się uśmiechałam.

Leżeliśmy tak przez jakiś czas, nie odzywając się praktycznie do siebie. Ciągle trzymał usta przy mojej głowie, dzięki czemu czułam się spokojniej. Nie zamierzałam jeszcze wstawać, więc cieszyło mnie to, że jest tak blisko mnie. Kilkanaście minut później usłyszałam, że ktoś wchodzi do sali, więc rozejrzałam się. Przy drzwiach stał Michał, więc skorzystałam z okazji i powoli wstałam, aby z nim porozmawiać. Wyszłam z nim na korytarz i zaczęłam wypytywać o stan Wiktora i o możliwość szybkiego wyjścia mężczyzny do domu. Lekarz powiedział, że jest to nawet możliwe, ale nie szybciej niż za 2 dni, a ja uśmiechnęłam się szeroko i podziękowałam mu, po czym wróciłam do Wiktora. Usiadłam na łóżku i złapałam go za rękę, głaszcząc jej wierzch delikatnie.

- Za 2 dni będziesz mógł wyjść już kochanie - powiedziałam z uśmiechem i pocałowałam jego dłoń. Widziałam jak uśmiech rozkwitał na jego twarzy, dzięki czemu sama się uśmiechałam. - tylko musisz przez te dwa dni grzecznie tu leżeć skarbie, bo cię nie puszczą - dodałam i położyłam się z głową na jego klatce piersiowej.

- A mogę chociaż przed szpital wyjść? Nie chcę być uziemiony przez te dni skarbie - słyszałam w jego głosie błaganie i wiedziałam, że nie lubi siedzieć w jednym miejscu za długo, dlatego pokiwałam głową twierdząco.

Po kilku minutach zaczęłam go głaskać delikatnie, a jego ciało delikatnie się spinało i rozluźniało. Śmiałam się przy tym cicho, bo było to według mnie urocze i dawało mi radość. Po krótkiej chwili zaczął mnie łaskotać, a mój śmiech rozniósł się po całej sali, mieszając się ze śmiechem Wiktora. Kochałam słuchać jak się śmiał, ale teraz nie mogłam skupić się na tym dźwięku, bo łaskotki na moim ciele mi to utrudniały.

- Wiki, stop, proszę - wydusiłam między atakami śmiechu. Na szczęście posłuchał mnie i przestał, ale za to przytulił mnie mocno do siebie. - Idziemy na spacer? - zaproponowałam, żeby nie przyszło mu do głowy, aby znów mnie łaskotać.

- Oczywiście skarbie, jeśli tylko chcesz to idziemy - wiedziałam, że będzie chętny, więc od razu wstałam i zarzuciłam torebkę na ramię, po czym wystawiłam do niego dłoń, którą natychmiast chwycił i wstał.

Wyszliśmy ze szpitala i poszliśmy do parku obok. Często tam chodziliśmy w przerwach na dyżurach. Mieliśmy tu swoje odosobnione miejsce, gdzie rzadko kiedy ktokolwiek chodził. Dotarliśmy na swoje miejsce i usiedliśmy na ławce, a gdy tylko to zrobiliśmy, Wiktor przyciągnął mnie do siebie i tulił, opierając głowę na mojej głowie. Siedzieliśmy tak sobie i patrzyliśmy w niebo. Tak właśnie mijała większość wolnych chwil przez  kolejne dwa dni. Cały czas siedziałam przy nim, a jedyne przerwy to były wyjazdy na dyżurach. Po tych dniach Wiktor dostał wypis, więc zabrałam go do domu zadowolona. Wzięłam parę dni wolnego, żeby móc siedzieć z nim w domku. Cieszyłam się tym, że mam już go przy sobie i nie muszę się martwić o to, że coś mu się stanie przez tego lekarza, przypominającego mojego zmarłego, byłego męża. Cholernie się o to bałam, bo zdążyłam już się przekonać o tym, do czego jest zdolny. Wolałam mieć Wiktora w domu, przy sobie, bezpiecznego.
Był dość późny wieczór, a ja z Wiktorem leżeliśmy przytuleni i oglądaliśmy jakiś serial, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam tym zdziwiona, bo nie spodziewałam się nikogo, a na pewno nie o tak późnej godzinie.

- Poczekaj skarbie, zaraz wrócę, leż tu grzecznie - pocałowałam go delikatnie i wstałam, aby otworzyć. Zarzuciłam na siebie bluzę Wiktora i podeszłam do drzwi.

Otworzyłam je i zamurował mnie widok, jaki zastałam za nimi. Stałam tam tak, nie mogąc się ruszyć, sparaliżowana strachem.

Mimo WszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz