Wstałam i zaczęłam przypatrywać się jajom, czy coś się z nimi dzieje. Po dłuższej chwili nic się nie działo wiec odeszłam od kominka i podeszłam do stołu. Stanęłam przy stole i położyłam dłoń na starą mapę polski, zaczęłam jeździć palcem po jej granicach i myślałam co się by stało gdyby RON jeszcze żył. Spojrzałam na kartkę na której były napisane lasy nadal trzymając palec na granicy. Wzięłam palec z mapy i wzięłam kartkę do ręki, zastanawiałam się czemu te lasy nie są przyłączone do Rosji, a patrząc jakie są duże to jeszcze bardziej się zdziwiłam.
Z moich zamyśleń wyrwał mnie dźwięk zegara który wskazywał północ. Odłożyłam kartkę i poszłam za parawan i zaczęłam się przebierać w jedwabną piżamę, ściągnęłam suknie i szkoda mi trochę było że była po psuta. Ostrożnie położyłam suknie na krzesło obok mnie i spojrzałam na swoje uda czy na pewno nie ma na nich zadrapań, ale nic nie była, zdziwiłam się tym i w pewnym momencie poczułam dziwne uczycie takie jakie towarzyszyła mi kiedy uciekałam przed tym dziwnym butem w ogrodzie. Wzięłam wdech i wydech, wyprostowałam się i spojrzałam na piżamę która leżała na krześle. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam się przebierać, jak się przebierałam to zaczęłam myśleć znów o tej sytuacji z ogrodu i o tym co pisało w książce. Jak skończyłam to wyszłam za parawanu i podeszłam do łóżka na którym następnie się położyłam, przykryłam się kołdrą i zgasiłam świeczkę. Jedynym źrodłem światła był ogień z kominka. Zamknęłam oczy i zasnęłam
~rano~
Obudziłam się przez dźwięk zegara który wskazywał szóstą rano. Nie chętnie wygramoliłam się z swojego wygodnego łoża, położyłam swoje nagie stopy na trochę zimną dębową podłogę i wstałam. Odrazu spojrzałam na kominek gdzie były jaja, z tamtą gdzie stałam zbyt nie była widać czy coś się stało, więc zaczęłam iść w stronę jaj. Podłoga z każdym moim krokiem skrzypiała pod moim ciężarem, odeszłam stół i stanęłam przy kominku. Kucnęłam przy kominku i wtedy dojrzałam na oby dwóch jajach lekkie pęknięcia, przez chwile się przestraszyłam bo myślałam,że coś im się stało, że pękły, ale one były w tej samej pozycji co wcześniej wiec to trochę nie możliwe. W tym momencie przeszła mnie myśl że się wykluwają, -ale to nie możliwe bo smoki nie istnieją od tysięcy lat- powiedziałam w myślach.
Potrząsnęłam głową i wstałam, spojrzałam na drewno obok kominka i dołożyłam kilka, aby ogień nie zgasł. Poszłam za parawan, aby się przebrać w moje ciuchy żeby nie chodzić w piżamie.
Kiedy byłam gotowa zapięłam pasek i pasek z sakwą gdzie znajdował się nożyk.podeszłam do drzwi, aby je otworzyć, ale miałam potrzebę spojrzeć ostatni raz na jaja, wiec tak zrobiłam. Przyglądałam im się krótka chwile,ale szybo odwróciłam głowę i chwyciłam klamkę od drzwi, aby wyjść. Jak wyszłam zamknęłam za sobą drzwi i jednocześnie je zakluczając. Klucz od drzwi włożyłam do sakwy i zaczęłam iść przez korytarz.
Schodziłam ze schodów, kiedy przez okno zauważyłam jak IR rozmawia z Prusami obok ogrodu.-To jest moja szansa-powiedziałam w myślach. Zaczęłam biec w stronę stajni, aby uszykować konia. Po drodze służba pytała się mnie czy coś się nie stało, ale ja nie odpowiadałam tylko skupiłam się na najszybszej drodze do stajni.
Wbiegłam do stajni,trochę zdyszana w tym momencie podbieg do mnie stajenny i spytał się czy wszystko okej.
-szykuj lus, szybko-odpowiedziałam szybko.
On tylko ukłonił się i pobiegł w stronę boksów, a ja stałam w miejscu i nie zbyt wiedziałam co mam robić. Sama z siebie, wzięłam do ręki naszyjniki które miałam na szyi, i zaczęłam myśleć o wszystkim co przez ostatnie lata się stało.-Śmierć matki, ucieczka Węgier, rozbiory Polski,3 ślub IR-zaczęłam wymieniać. Moje myśli przerwał mi stajenny z gotowym koniem.
Przejęłam wodze i podziękowałam, wyszłam ze stajni i wsiadłam. Chciałam wyjechać tylnim wyjściem które prowadzi na pola, ale zawsze jest obstawione. W tedy przyszło mi na myśl wyjście awaryjne, nie jest obstawione i można tylko od strony zamku wyjść lub wejść. Zaczęłam jechać w stronę wyjścia awaryjnego jednocześnie uważając na straż, aby nie zgłosili tego do IR.
Bramy awaryjnej nie było widać z zamku wiec tu miałam trochę przewagi, odjechałam do bramy której na pierwszy rzut oka nie widać bo jest porośnięta krzakami i bluszczami. Siadłam ze konia i podeszłam do bramy która była większa od bramy tylnej, ale mniejsza od bramy głównej. Rozejrzałam się do około czy na murach nie mam dodatkowej straży, spojrzałam na wieży strażnicze, ale na nich nikogo nie ma i dobrze. Chwyciłam za kołatka i zaczęłam pchać bramę która to lekkich nie należały, a do tego krzaki nie ułatwiały mi. Po jakiś 5 minutach w końcu udało mi się w miarę otworzyć, aby koń przeszedł. Podeszłam do konia i chwyciłam wodze do ręki, aby przeprowadzić go. Kiedy udało mi przeprowadzić konia na drugą stronę to popchnęłam drzwi do strony wewnętrznej i teraz lepiej poszła bo już po chwili była. Rozwinęłam wodzę, aby lepiej mi było prowadzić konia bo przez jakiś czas droga prowadziła przez las. Po tej krótkiej chwili wyszliśmy na łąkę na której wzięłam głęboki wdech i wydech, rozejrzałam się i wsiadłam na konia któremu dałam łydkę, aby ruszył galopem przez łąke. Puściłam wodzę i rozszerzyłam ręce jednocześnie zaczęłam krzyczeć, i śmiać co jakiś czas po raz pierwszy od jakiegoś czasu byłam na prawdę szczęśliwa.