Rozdział 13

3.2K 175 19
                                    

POV Alarien


Nastąpiła ta chwila, od której wszystko miało być inne. Chwila, od której całe moje życie miało zmienić się na lepsze. Zaczęliśmy się całować z taką pasja i namiętnością jak jeszcze nigdy. Między nami czuć było jakby iskry, wypływające na zmianę z mojego i jego ciała. Czułam się jak w niebie. Nie liczył się świat wokół, nasza miłość była silniejsza. Przez cały czas nie mogłam uwierzyć, że człowiek tak mądry, zabawny i przystojny od tego momentu należeć będzie do mnie. Mój ukochany, mój król... mój mąż. Z ciężkim sercem odsunęliśmy się od siebie, a z jeszcze cięższym przenieśliśmy wzrok na rozbawionych gości. Dopiero teraz zaczęłam rozpoznawać poszczególne twarze. Wcześniej byłam tak zdenerwowana, że wszyscy mi się rozmazywali. Rozpoczęły się pierwsze życzenia, potem następne i następne. Ja z Thranduilem zostaliśmy rozdzieleni przez grono wesołych krewnych i przyjaciół. Po uściśnięciu jakiś trzydziestu osób straciłam rachubę. Byłam niesamowicie szczęśliwa, ponieważ słuchając ich słów, z każdą chwilą byłam bardziej pewna, że to wszystko nie jest snem. Po nie wiem jak długim czasie, nastąpił koniec. Wreszcie poczułam silne ramiona, owijające się wokół mnie.

-Wyglądasz pięknie- szepnął mi ukochany do ucha.

-Dziękuję- odparłam radośnie- ty również jesteś bardzo przystojny.

-Dziękuję- zaśmialiśmy się cicho.

-Wyjątkowy dzień, nieprawdaż?- zapytałam, rozglądając się wokół.

-Tak, nadwyraz niesamowity- odrzekł, uśmiechając się szeroko- jesteś już tylko moja.

-A ty tylko mój- szepnęłam i pocałowałam go w policzek.

-Chodźmy do gości- powiedział cicho- czekają na nas.

-Masz rację, najdroższy- odpowiedziałam, po czym delikatnie pociągnęłam go do dalszej części ogrodu. Wszyscy zgromadzeni byli już na miejscu. Ceremonia zabrała dokładnie tyle czasu, aby słońce zdążyło schować się za drzewami, i nad nami zapadał teraz powoli zmierzch. Białe girlandy jarzyły się w świetle światełek na drzewach, a kolejne dziesięć tysięcy kwiatów tworzyło przewiewny wonny baldachim ponad parkietem tanecznym ulokowanym na trawie pomiędzy dwoma wiekowymi cedrami. Impreza zwolniła tempa, poddając się nastrojowi ciepłego wieczoru. Tłum rozpierzchł się po ogrodzie, tworząc niewielkie grupki. Nadszedł czas na zabawę i rozmowy. Wszyscy chcieli uciąć sobie z nami pogawędkę, chociaż dopiero co składali nam życzenia.

-Moje gratulacje- rzekł Elrond, schylając się, aby nie uderzyć w jedną z girland. Podszedł do nas razem z żoną. Uścisnęłyśmy się z Celebrianą.

-I wszystko dobrze się skończyło- szepnęła mi do ucha. W odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się. Za dwójką naszych przyjaciół utworzyła się niemała kolejka, więc pomachali nam na pożegnanie i udali się w swoją stronę. Rozmawialiśmy z lady Galadrielą oraz Celebornem, Aryą i jej mężem i wieloma przyjaznymi nam ludźmi. Po znanych mi osobach przyszła kolej na przyjaciół mojego ukochanego. Podeszły do nas dwie piękne kobiety. Pierwsza z nich miała proste, kasztanowe włosy. Natomiast kosmyki drugiej były w kolorze blondu. Obie elfki swą urodą ściągały spojrzenia wielu mężczyzn znajdujących się wokół.

-Ninde! Eladriela!- zawołał radośnie mój ukochany, po czym mocno uścisnął kobiety, które roześmiały się głośno.

-Witaj Thranduilu- odparła blondynka, wyswobadzając się z jego objęć.

-Nasze królątko w końcu znalazło sobie żonę- zaśmiała się druga, a pozostali do niej dołączyli.

-Skoro mowa o żonie- rzekł mój ukochany, łapiąc mnie za rękę- przedstawiam ci moja droga Eladriele- wskazał na blondynkę- i Ninde.

Nad życie (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz