Rozdział 21

2.3K 140 24
                                    

POV Alarien


Od chwili, gdy dowiedziałam się, że będę mamą, minęło ponad sześć miesięcy. Ten czas można by rzec, przywrócił nasze życie do stanu takiego, jaki powinien być. Wygrana w Lothlorien prawdopodobnie przestraszyła orków bowiem, zaczęli się ukrywać i mało kto ich obecnie widywał. Cieszyło mnie to, ponieważ nie chciałam, żeby moje dziecko było w niebezpieczeństwie. Dziecko... drobne słowo, a tak wiele znaczy. Czułam z tą maleńką istotką jakby więź i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym ją stracić. Razem z Thranduilem mieliśmy ciężką przeprawę, a mianowicie wybór imienia. Długo nie mogliśmy dojść do porozumienia, jednak mój ukochany bojąc się, że mnie zdenerwuje, zaproponował rozejm. Według tej umowy on miał wybrać imię, jeśli nasze dziecko będzie dziewczynką, a ja, jeśli będzie chłopcem. Zgodziłam się, ale tylko dlatego, iż czułam, że będzie to chłopiec. Nie potrafiłam rozpoznać po czym, ale po prostu miałam takie wrażenie.

* * *

Obudziłam się, ale nie otwierając oczu, wyciągnęłam prawą rękę w stronę ukochanego. Natrafiłam na poduszkę, więc powoli szukałam jego twarzy. Moje wysiłki poszły niestety na marne, dlatego z niechęcią otwarłam jedną powiekę. Westchnęłam ze śmiechem, ponieważ ciężko jest dotknąć osoby, której po prostu nie ma. Zauważyłam tylko kartkę, leżącą na stoliku, obok łóżka. Sięgnęłam po nią i już po chwili wiedziałam, że Thranduil miał coś ważnego do załatwienia i że postara się wrócić przed moim obudzeniem.

-Nie udało ci się, kochany- szepnęłam, po czym rozciągnęłam się i powoli usiadłam. Moja dłoń odruchowo powędrowała do sporego brzucha. Uśmiechnęłam się szeroko- witaj, maleństwo- wiedziałam, że mój (mam nadzieję) synek mi nie odpowie, ale mówienie do niego było kojące. Odetchnęłam głęboko, następnie bardzo powoli wstałam. Nie mogłam się doczekać chwili, aż urodzę bowiem, czułam się teraz jak trol. Miałam wrażenie, że ważę sto kilo, choć było to pewnie sporą przesadą. No, ale cóż, nic dziwnego, skoro stojąc, nie widziałam swoich stóp i wydawało mi się, jakby moje kroki swym tempem przypominały ślimaka. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie, jak kilka dni temu byłam z ukochanym w ogrodzie i po około minucie Thranduil wziął mnie na ręce, abym się zbytnio nie zmęczyła. Pokręciłam głową.

-Alarien, robisz się sentymentalna- zganiłam się ze śmiechem- i w dodatku mówisz sama do siebie!

Westchnęłam, po raz kolejny tego poranka i zaczęłam się ubierać. Założyłam długą, lazurową suknię, następnie uczesałam włosy i spojrzawszy w lustro, wyszłam z komnaty. Minęłam trzy osoby, które widząc mnie, od razu chciały mi pomóc. Czy skoro jestem w ciąży, to znaczy, że nie potrafię zrobić kilku kroków?Chyba niektórzy tak myślą, na czele z moim ukochanym. Przeszłam jeszcze może z dziesięć metrów, gdy przede mną stanęła kolejna osoba. Ninde spojrzała na mnie uważnie i już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale rzuciłam jej wściekłe spojrzenie.

-Jeśli się zapytasz, czy dobrze się czuję, lub czy mi pomóc, to ci oświadczam, że mimo lekko pokaźnej masy jestem w stanie ci coś zrobić- warknęłam, jednak przez cały czas lekko się uśmiechałam.

-Lekko?- zapytała, unosząc brwi.

-Mówiłaś coś?

-Że ładnie wyglądasz, moja droga- odrzekła szybko- ciąża ci służy!

-Czego chcesz?- powiedziałam, dobrze znając ten jej ton. Zaśmiała się.

-No bo wiesz...- zaczęła, patrząc na mnie błagalnie- ty chwilowo nosisz inne sukienki i w ogóle, więc...

-Którą?

-Tą zieloną z kryształowym gorsetem- wyszeptała prawie z czcią. Teraz to ja się zaśmiałam.

Nad życie (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz