Po tym jak poznałem tamtego chłopaka, to miałem nadzieję.
Przez pierwszy tydzień czekałem, aż znów go zobaczę i usłyszę dobre wieści. Jednak to nie on dawał mi jeść. To nie on do mnie przychodził. Zamiast tego bywał jakiś inny Azjata, którego nigdy wcześniej nie widziałem.
Dawał jeść, a gdy zjadłem, zaczął mnie bić. Zadawał tak wielki ból jak tylko dał radę.
Kopał z całych sił, czasem nawet do krwi, mówiąc, że sam na to zasłużyłem. Raz na jakiś czas przychodził Ki Hong i się ze mnie śmiał, mówiąc jak beznadziejny to ja nie jestem, że tak się mu daje.
Ale próbowałem to przetrwać, bo miałem nadzieję.
W następnym tygodniu miałem już mniejszą nadzieję, ale miałem.
Któregoś dnia Ki Hong postanowił mnie odwiedzić na dłużej. Spojrzał na mnie i powiedział, że ma dla mnie kolejne zadanie. Cholernie się bałem tego, co wymyślił, bo ostatnio wręczyłem list ze zdechłym psem własnemu ojcu. Właśnie. Ojcu. Ciekawe, czy wie, że to ode mnie? Na pewno wie. I pewnie mnie nienawidzi, ale nie miałem pojęcia...
Sam siebie nienawidziłem, za to, co zrobiłem.
Ale prawda była taka, że to, co najgorsze miało być dopiero przede mną.
— Jutro będzie ten dzień, kiedy poczujesz prawdziwą adrenalinę i wolność — mówił jak szalony, a wyglądał na co najmniej opętanego przez narkotyki. — To dzień, kiedy ja wygram, słyszysz? — dodał, a potem kopnął mnie w żebra, więc syknąłem z bólu. — Jutro staniesz się taki jak ja. Niepokonany. Bez emocji. Bez człowieczeństwa.
— Nigdy taki nie będę... — wykrzyczałem, a gdy ten kucnął przy mnie, splunąłem mu śliną w twarz. — Słyszysz?! Nigdy, chory pojebie!
Ki Hong tylko przetarł twarz, a potem spojrzał na mnie ze zwycięskim uśmieszkiem psychopaty.
— Czyżby? — powiedział, poczym wyciągnął telefon i pokazał mi nagranie. Widać było na nim moją byłą dziewczynę i dziecko. Spacerowali po pobliskim parku. Byli tacy niewinni i szczęśliwi, a najgorsze było to, że nie wiedzieli, że są obserwowani. — Jeden mój telefon i im też zniszczysz życie.
Po moim policzku spłynęła łza. Byłem bezsilny. Nieważne, jak bardzo nie chciałem z nim współpracować, to on miał haka, żeby zmusić mnie do tego. Tak bardzo był zapatrzony w zemstę we mnie, że potrafił narazić innych, by tego osiągnąć. Zachowywał się jak totalny psychopata, a co najgorsze on chciał, żebym ja był taki sam.
Wkrótce miałem się o tym przekonać.
Tego dnia straciłem nadzieję.
****
Zamknąłem oczy, a potem je ponownie otworzyłem. Stałem tu w miejscu, w którym się wychowałem, z bronią w kieszeni, czekając tylko na znak, kiedy będę mógł wznieść zamach. Budynek pękał w szwach. Mury się kruszyły, a okna były pełne pajęczyn. Zupełnie jak za moich czasów.
Miałem wyznaczony plan. Wejść tam i postrzelić dłużników Ki Honga. Nie interesowało go, że to wciąż były dzieciaki, które nawet nie miały ukończonych osiemnastych urodzin. Ważne było, że nie dotrzymali warunków umowy. Plus podobno hańbili mafię, którą zarządzał Azjata. Ale to nie powinno oznaczać, że powinni umrzeć. Pamiętając swoją przeszłość, zrobiło mi się ich żal. Też popełnili jeden błąd w życiu. I teraz ten jeden błąd miał ich zabić.
CZYTASZ
➤ Cena Miłości ❱ Dylmas ❱ Zakończone
Fanfiction„Pełna tajemnic, łez i miłość historia opowiadająca o dwóch chłopcach z domu dziecka, którzy w dzieciństwie mają „swój mały" romans. Gdy jedno z nich zostaje przydzielone do zastępczej rodziny, a drugie musi zostać samo w tym miejscu. Sześć lat to...