Rozdział 4

626 51 83
                                    

— Może dziś uda się rozładować cegły? — zapytał dziadek, gdy kilka dni później usiedzieli razem do śniadania.

Cegły czekały na przyczepie, przykryte plandeką, ale z tylko sobie znanych powodów sołtys nie kazał ich rozładowywać, więc i oni czekali, aż da znać.

Dzień zapowiadał się upalny, bo choć była godzina dziewiąta, było już blisko trzydzieści stopni.

— Może — burknął Tae-hyung, nakrywając do stołu. — To czekanie jest irytujące. Nie mogę się ruszyć z domu na krok, a mógłbym robić cokolwiek innego.

Dziadek prychnął rozbawiony.

— Niby co?

Tae-hyung wzruszył ramionami.

— Nie wiem, mało to roboty wokoło? — zapytał retorycznie. — Słyszałem, że Park Jin-hwan, ten wiesz, co mieszka pod lasem i ma konie, potrzebuje kogoś do pomocy przy sianie. Pewnie byłoby zajęcia na ładnych kilka dni, a tak? Siedzę i zbijam bąki, czekając, aż sołtys się namyśli, w który kąt podwórka zrzucić mu cegły — powiedział zirytowany. — Po co mu w ogóle tyle cegieł.

— Dom będzie budował, nie słyszałeś? — zapytał dziadek.

Tae-hyung znieruchomiał na chwilę.

— Dom?

— Tak, Seok-jin wrócił z wojska, pewnie przejmie połowę gospodarstwa i będzie szukał żony — rozwinął dziadek.

— Żony? — prychnął pogardliwie Tae-hyung. — Przecież on jest raptem trzy lata starszy ode mnie.

Dziadek pokiwał głową na boki.

— Zanim dom postawi pewnie ze dwa albo trzy mu przybędzie, a słyszałem, że córka sklepowej się za nim ogląda — stwierdził.

Tae-hyung westchnął. On nigdy nie miał dostać takiej szansy od życia, żeby mu ojciec dom wybudował. Nawet go nie znał. Obraz matki majaczył mu gdzieś w głowie. Pamiętał jej czerwoną bluzkę, gdy raz pojawiła się na podwórku i wyciągnęła do niego ręce. Do dziś pamiętał to uczucie strachu i niechęci, jaką wtedy poczuł, choć był małym dzieckiem.

— Możemy pojechać pod las, jak tak bardzo chcesz — wtrącił się JK. — Dziadek po nas zadzwoni, gdyby sołtys dał znać co z cegłami — zaproponował JK.

Tae-hyung spojrzał na niego, potem na dziadka i się zmieszał.

— Mamy tylko jeden telefon — burknął ledwo dosłyszalnie i postawił mu talerz przed nosem.

Dziadek łypnął oczami na talerz w różowe kwiatki, a następnie szybko na Tae-hyunga, ale on odwrócił wzrok, udając, że nie ma pojęcia, o co chodzi i usiadł na swoim miejscu.

Tak naprawdę czuł skrępowanie. Z powodu telefonu, ale też tego, co zauważył dziadek i teraz żałował, że tak zrobił. Właściwie to czuł się rozdarty. Zagubiony. Z jednej strony chciał tak zrobić, a z drugiej nie chciał, ale musiał, bo babcia zawsze go tego uczyła. Nie rozumiał swoich emocji, a przez wiadomość o budowie domu dodatkowo czuł rozdrażnienie.

— Ale przecież ja mam telefon, więc ten wasz zostanie z dziadkiem i zadzwoni do mnie — wysunął propozycję JK.

— Możemy tak zrobić — zgodził się dziadek.

Tae-hyung westchnął zirytowany jeszcze bardziej.

— Przecież nie umiesz.

— To pokażecie mi jak, najwyższa pora się nauczyć, nie sądzisz? — zapytał z przekorą. — Na naukę nigdy nie jest za późno.

Countryside heart || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz