Rozdział 8

826 52 393
                                    

Wieczór szybko przemienił się w noc, gdy jechali w stronę Daegu, a cisza wypełniała wnętrze samochodu, powodując przyjemne rozluźnienie. Tak przynajmniej odczuwał to JK, bo Kilan skupiony był na drodze i minę miał przy tym poważną niczym orzeł na polowaniu i tylko od czasu do czasu zerkał we wsteczne lusterko, żeby sprawdzić co dzieje się na tylnym siedzeniu.

Tae-hyung z kolei cały czas ściskał JK'a za rękę, jakby się bał, że lada chwila go wysadzi na skraju drogi i zostawi pośrodku niczego. Jemu chyba było najmniej komfortowo, dlatego JK nie śmiał drgnąć małym palcem, żeby go nie zawstydzić i nie spłoszyć, ale uśmiechał się niepostrzeżenie sam do siebie, patrząc w otchłań szybko zmieniającego się krajobrazu pogrążonego w mroku za szybą i pozwalał ściskać mu swoją dłoń do woli, choć palce już zaczynały go mrowić z niedokrwienia.

Zastanawiał się, w co znów się pakuje, wracając na wieś, ale nie miał zbytnio innego wyjścia. Ojciec nie pozostawił mu wyboru. Nie chciał słyszeć, że zostanie w domu, nawet jeśli jego plecy wymagały leczenia. Kara zadana przez ojca była nie do anulowania, jak i teraz, tak i nigdy, ale... on już chyba tego nie odczuwał w ten sposób. Nie jako karę. Gdy zobaczył Tae-hyunga pod szkołą, serce podeszło mu do gardła, bo to oznaczało tylko jedno. On naprawdę chciał, żeby wrócił.

Przyjechał po niego? Można było to tak nazwać i JK chciał to tak nazywać. Pomyślał też, gdy zobaczył go takiego skrępowanego, że Tae-hyung pomimo swoich dziewiętnastu lat i szorstkiego obycia, w rzeczywistości gdzieś głęboko w sobie, jest jak małe dziecko. Słodkie, beztroskie i wbrew wszystkiemu niewinne, choć nieco skrzywdzone gazetami spod materaca. Uwięziony w swoich własnych lękach, jak w potrzasku, jednocześnie wypiera się ich, jakby to był wstyd się bać. On dosłownie wstydził się wstydu i bał się strachu.

Taki paradoks jego osobowości — pomyślał i doszedł do wniosku, że Tae-hyung potrzebuje dobrych rąk i czułego serca, które byłyby w stanie ukoić jego lęki. Pokazać mu, że to, kim jest, wcale nie jest takie straszne i przerażające, jak ten potwór pod łóżkiem, gdy światło gaśnie wieczorem. Że ten strach jest do oswojenia. Jak ten lis z Małego Księcia, którego czytała mu kiedyś Jeong-hee. Bo to przecież nie tak, że strach nie istnieje i są na świecie ludzie, którzy nie boją się niczego.

„Tylko głupiec się nie boi" — usłyszał w głowie słowa siostry i przez chwilę zastanowił się, czy bała się umierać, ale szybko zepchną tę myśl na bok. Znał odpowiedź bardzo dobrze — Oczywiście, że się bała.

Tak samo, jak Tae-hyung bał się strachu i wstydził wstydu, tak ona bała się umierania. Ze strachu przed śmiercią popełniła samobójstwo. To było tak śmiesznie nierealne, a jednocześnie prawdziwe do bólu. Bała się, że w końcu przedawkuje i będzie umierać w męczarniach. Pomimo że ciągle była z ojcem na wojennej ścieżce, wiedziała, że będzie ją ratował za wszelką cenę, nawet gdyby miała żyć jak warzywo. Wolała to ukrócić i umrzeć tak, jak chciała. Szybko i stuprocentowo. Wszystkim chciała oszczędzić swojego cierpienia. Przypomniał sobie nóż przygotowany na stoliku obok, dla kogoś, kto ją miał znaleźć. Sądziła pewnie, że to będzie Kilan. Mieli razem jechać rano coś załatwić. Nie pomyślała, że to będzie on i zupełnie nie będzie wiedział, co z nim zrobić. Dopiero policjant mu to uświadomił, gdy go przesłuchiwał, że ona go naszykowała po to, żeby mógł ją odciąć, gdy już ją znajdzie. Wyrzucał to potem sobie. W panice złapał ją za nogi i uniósł, był pewny, że jeśli ją utrzyma, ona zaczerpnie powietrza i wszystko się ułoży. A ona wisiała tam już ładnych kilka godzin. Nie mieściło mu się to w głowie. Pamiętał tylko ten strach, którego nic do dziś nie umiało pokonać i złość palącą mu żyły, że go zostawiła, która ostygła jak za dotknięciem magicznej różdżki i zmieniła się w to nieprzyjemne zniecierpliwienie, gdy policja w końcu udostępniła mu list napisany przez Jeong-hee.

Countryside heart || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz