Rozdział 11

751 51 216
                                    

Kilka dni później czas było wrócić na pole z truskawkami. Matma jako tako wchodziła JK'owi do głowy, a lakier na paznokciach ich obu wytarł się niemalże całkowicie. Zjedli rano śniadanie, drugie zabierając ze sobą oraz dwie butelki wody i ubrani znów we flanelowe koszule i krótkie spodenki, wyjechali ciągnikiem z podwórka, gdy rosa jeszcze nie wyparowała z trawy. Najpierw jak zawsze jechali asfaltem, potem polną drogą w stronę ściany lasu, a następnie odbili w prawo.

Była siódma rano, a słońce paliło jakby było samo południe. Łany kukurydzy, która jako jedyna została jeszcze na polach, kołysały się trącane lekkim, ale dusznym wiatrem, a owady kręciły się w powietrzu w akompaniamencie śpiewu skowronka.

— No to jak? Co z tą grahamką? — zapytał prześmiewnie Tae-hyung, gdy niemalże byli na miejscu. — Już wiesz, gdzie rośnie?

JK szturchnął go w ramię.

— Złośliwcze — prychnął na niego. — Nie mam pojęcia co to za zboże.

Tae-hyung roześmiał się głośno.

— JK, grahamka to rodzaj bułki nie zboże — wytłumaczył mu jak niespełna rozumu dziecku.

JK spojrzał na niego jak na ducha.

— Ale przecież jest bułka wieloziarnista, żytnia, pszenna, są też ciastka owsiane, to co z tą grahamką?

Tae-hyung roześmiał się na całe gardło i spojrzał na niego przelotnie.

— Ty tak serio? — zapytał dla pewności, ale nie czekał na odpowiedź. Znał ją aż za dobrze. JK mówił serio. — Czasem się zastanawiam, skąd tyś się urwał — prychnął drwiąco. — JK, graham to rodzaj grubo mielonej, razowej mąki pszennej nie zboże. To pszenica, tylko to, w jaki sposób ją zmielą różni ją od tej zwykłej.

JK spojrzał na niego uważnie.

— Jaja sobie teraz ze mnie robisz.

Tae-hyung znów się roześmiał, ale ponieważ zobaczył z daleka, że wszyscy już są na miejscu i czekają na nich, uśmiech zniknął z jego twarzy. To była jego pierwsza konfrontacja zaraz po tej, jaką przeszedł u Jin-hwanga, który mówił, że cała wieś huczy o tym, że łączy go coś z JK'em. Skąd wiedzieli? Pojęcia nie miał, ale spodziewał się tu tylko Yoon-giego, Ji-mina i Nam-joona, bo sądził, że reszta z tych samych powodów co Jin-hwang nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego, ale się pomylił. Wciąż była tu Min-ah, Jin, Ho-seok i jego siostra oraz jeszcze kilka innych osób ze wsi. I sam już nie wiedział, czy wolałby, żeby ich tu nie było i żeby nie musiał patrzeć im w oczy, czy że tu byli co oznaczało, że nie wszyscy są tacy jak Jin-hwang. I niby było to pocieszająca, ale oznaczało, że musi się zmierzyć z ich spojrzeniami.

Kiedy podjechali bliżej, Ji-min, Yoon-gi i Nam-joon jak zwykle podeszli się przywitać, a kiedy Tae-hyung zeskoczył z ciągnika podeszła też Min-ah.

— Jestem tu tylko dlatego, że ojciec mi kazał — powiedziała do niego opryskliwym tonem.

Tae-hyung nie do końca wiedział, o co jej chodzi, ale spodziewał się, że o to samo co Jin-hwangowi.

— Powiedz ojcu, żeby cię nie zmuszał. Poradzimy sobie bez ciebie — odpowiedział jej równie opryskliwie.

To rozjuszyło ją bardziej.

— Widziałam was kilka dni temu nad jeziorem — powiedziała jadowitym tonem.

Tae-hyung zastygł w bezruchu. Teraz już wiedział dlaczego cała wiś huczy od plotek. Omiótł szybko spojrzeniem resztę ludzi.

Może przyszli tu na lincz? — pytanie pojawiło mu się znikąd w głowie i zabrakło mu języka w gębie. Tryby w jego głowie kręciły się już bardzo szybko. Zastanawiał się, co widziała.

Countryside heart || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz