Rozdział 1

1.1K 65 55
                                    

W ogromnym salonie rezydencji Premiera, pomimo wczesnej pory, gdy zegar pokazywał kilka minut przed czwartą nad ranem, panowało spore poruszenie. Ktoś zamykał drzwi, ktoś wyszukiwał kanału z wiadomościami na ogromnym telewizorze zawieszonym na ścianie, a jeszcze ktoś inny zasłaniał okna, zza których błyskały flesze fotoreporterów. Nerwowość sytuacji potęgowały ciche, aczkolwiek rozemocjonowane wymiany zdań.

— Rano trzeba będzie wydać oświadczenie. Daj znać Kim Jun-seokowi, napisze. Jest w tym najlepszy.

— Trzeba go wyciągnąć z łóżka.

— No to go wyciągnij. Jeszcze tego nie zrobiłeś? Na co czekasz? Gnojek znowu narozrabiał. Będziemy mieli kłopoty, jeśli nie wydamy oświadczenia do ósmej.

— Czy nasz rzecznik prasowy już tu jest?

— Tak, właśnie przyjechał. W spodniach od piżamy.

— Kamera bierze kadr tylko do pasa. Znajdź mu jakąś marynarkę i będzie dobrze.

JK siedział na skórzanej sofie, przykładając do opuchniętego policzka lód zawinięty w ręcznik i nie myślał o niczym. Czekał na ojca i jego karcące słowa w asyście dwóch jego osobistych ochroniarzy. Kilana i Boo. I o ile ten pierwszy miał dla niego jeszcze jakiś margines tolerancji, o tyle drugi był bezwzględny. Wciąż jeszcze czuł jego dłoń zaciśniętą na swoim ramieniu i słyszał w głowie jego ciche przekleństwa, jakich mu nie szczędził, gdy wyciągał go z rozwścieczonego tłumu.

Kiedy w korytarzu rozbrzmiały odgłosy kroków, JK nie mógł zaprzeczyć, że ten dźwięk przyprawił go o dreszcz na plecach, który spotęgował się, gdy w salonie nastała cisza jak makiem zasiał. Wszyscy obecni w salonie zamilkli i zastygli w bezruchu. Słychać było tylko reporterkę w telewizji.

„Po raz kolejny nieletni syn premiera partii demokratycznej Jeon Suk-yeola rozpętał bójkę w nocnym klubie. Świadkowie zeznali, że był pod wpływem alkoholu i być może substancji psychotropowych. Premier znów będzie musiał złożyć wyjaśnienia. A oto krótka relacja nagrana przez jednego ze świadków" — zapowiedziała, a salon wypełniły jego pijackie krzyki i szamotanina.

„Spierdalajcie ćwoki! Mój ojciec się z wami policzy!"

— Pierdolone szczury — syknął pod nosem JK.

Nie spostrzegł, że ojciec zatrzymał się tuż obok niego.

— Licz się ze słowami — warknął i podszedł do sofy naprzeciw.

Palcami podciągnął nogawki eleganckich spodni i usiadł ciężko. Skórzana sofa wydała z siebie charakterystyczne skrzypnięcie, a telewizor zamilkł. Ktoś go wyłączył. JK pomimo palącej frustracji i rozeźlenia, nie miał śmiałości spojrzeć ojcu w twarz.

— Wyjaśnisz mi to? — zapytał szorstko ojciec.

JK zagryzł zęby i przycisnął ręcznik wypełniony kostkami lodu mocniej do policzka.

— Nie — bąknął cicho, ale buntowniczym tonem.

Ojciec oparł łokcie o kolana, nachylając się tym samym w jego stronę.

— Przynosisz mi wstyd — upomniał go surowo. — Nadwyrężasz moją cierpliwość i szargasz moją reputację.

JK wykrzywił usta w grymas.

— Nie pierwszy i nie ostatni raz — zakpił. — Przecież i tak to wszystko zamieciesz pod dywan. Nie rozumiem, o co się tak pieklisz?

Ojciec chwilę milczał.

— Idą wybory — powiedział rzeczowo. — Twoje zachowanie nie sprzyja mojej kampanii.

— Mogę się powiesić jak Jeong-hee, to będziesz miał problem z głowy.

Countryside heart || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz