4. Szron

352 24 2
                                    

Warszawa, listopad 1941

Nucąc pod nosem, energicznie ścierała kurz z wyższych półek, gdzie przechowywali maści przeciwzapalne. Tego dnia wypadały cotygodniowe porządki, więc miała pełne ręce roboty.

Dzwoneczek rozbrzmiał w pomieszczeniu. Szybko odwróciła się w stronę drzwi i ze zdumieniem rozpoznała w nowoprzybyłej Wiolettę Kuczyńską, jej sąsiadkę. Młodsza od niej dziewczyna zamknęła za sobą drzwi mocniej aniżeli było potrzeba i zawołała drżącym głosem:

– Ania?

– Tu jestem – odkrzyknęła i pomachała do niej z drabiny.

Dziewczyna zadarła głowę, dzięki czemu Anna mogła dojrzeć jej twarz w półmroku apteki. Wszelkie ślady uśmiechu opuściły twarz Różańskiej na widok zaczerwienionych i opuchniętych oczu sąsiadki oraz strug łez, obficie spływających po policzkach. Usta dziewczyny drżały w niemym szlochu, a nozdrza rozszerzały się przy każdym głośnym pociągnięciu nosem.

Jednym słowem Wioletta wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście.

Anna zeskoczyła z ostatniego stopnia i zmarszczyła z przejęciem brwi. Podeszła do kontuaru, o który tamta oparła się chwiejnie i zapytała cicho:

– Co się stało, Wiolu?

Podała jej pudełko z chusteczkami, które ta ochoczo przyjęła i otarła oczy. Na nic to się zdało, gdyż napłynęły do nich kolejne łzy. Serce Anny ścisnęło się na ten żałosny widok.

– Czy Tolek mówił ci o tej ich akcji? – zapytała łamiącym się głosem.

Cień przemknął po twarzy Anny, a dłonie zacisnęły się pod kontuarem w pięści. Już czuła, do czego zmierzała ta rozmowa.

– Ta na kolei, jak mniemam? – upewniła się z rezerwą.

Na te słowa Wioletta wybuchła płaczem. Anna z troską przeszła wokół lady i objęła ją, aby dać jej trochę otuchy. Poza tym bała się, że filigranowe dziewczę upadnie pod wpływem dreszczy, które wstrząsały jej drobnym ciałem.

– Zabrali ich! – wyszlochała i dopadła do niej. Anna zamarła, gdy objęła ją mocno i przytknęła twarz do jej koszuli, mocząc ją łzami. – Większości udało się uciec, ale Zyga...

Ciało Anny zamarło, a oczy rozszerzyły się nieznacznie. Serce ścisnęło się z szoku, a w skroniach szumiało.

– A Tolek? – wykrztusiła, bojąc się najgorszego.

– Uciekł – wychrypiała w jej pierś. – Udało mu się... – Anna nie mogła nie wychwycić gorzkiej nuty w jej głosie.

W odpowiedzi mocniej ścisnęła sąsiadkę, walcząc z napływem ulgi, która zalała jej ciało. Szybko skarciła się za to, ponieważ narzeczony Wioletty zapewne cierpiał na komendzie Gestapo, gdzie – jak powszechnie wiadomo – torturowano przesłuchiwanych.

Wioletta oderwała się i spojrzała na nią żałośnie, lecz z pewną dozą nadziei.

– Co ja mam teraz zrobić, Aniu? – łkała. – Jak ja go mogę stamtąd wyciągnąć?

Anna spojrzała posępnie na dziewczynę i objęła ją mocno. Nie widziała wyjścia z tej sytuacji. Bała się, że jeśli Zygmunt trafi na Pawiak, nie uda się go stamtąd wydostać.

Jeszcze nikomu się nie udało. Nie bez przyczyny to miejsce uważano za kaźń.

– Musisz być silna – szepnęła jej do ucha i ucałowała po matczynemu w głowę. – Coś pomyślimy...

Oparła policzek o jej miękkie włosy i kołysała w swoich ramionach, aż tamta nieco się uspokoiła.

– Pytałam już tych jego koleżków z ich grupy – wyznała i oderwała się od niej, aby wziąć chusteczkę. Anna przyglądała się jej z litością. Nic nie zostało z pozytywnej, nieco roztrzepanej dziewczyny, którą znała. – Pytali, czy nie mam jakichś oszczędności, to może udałoby się przekupić któregoś z tych gestapowców, którzy go zabrali, ale wiesz, że po wymianie na młynarki nie zostały nam żadne pieniądze...

SzronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz