1. Stal

814 35 0
                                    

Warszawa, listopad 1941

Franz Langer często miewał koszmary. To właśnie te mary senne stały się powodem jego bezsenności. Stanu, podczas którego leżał nieruchomo w zimnym łóżku, nie mogąc zmrużyć oka, a jednocześnie będąc zbyt zmęczonym, by zrobić cokolwiek użytecznego.

Gdzieś w głębi duszy miał świadomość tego, że nie było to normalne. Nie miał jednak siły, aby się leczyć. Ledwie mógł wstać z łóżka.

Okrutna podświadomość kreowała najgorsze lęki mężczyzny ani na chwilę nie pozwalając mu zaznać błogiego stanu sennej nieświadomości. Złośliwy umysł torturował go, tworząc coraz to makabryczniejsze obrazy.

Langer odczuwał niejakie wrażenie, iż był więźniem w klatce zbudowanej przez własny umysł. Swoista kara za wszelkie porażki, których dokonał.

Czasem w te bezsenne noce rozmyślał nad tym, czy aby nie był masochistą, a jego podświadomość z premedytacją pragnęła zrewanżować się za wszelkie złe czyny, które wyrządził.

A cóż lepiej nie dawało cierpienia niż nienawiść do samego siebie, która wyżerała człowieka od środka? Jad, który działał boleśnie zabójczo, doprowadzając do udręki swą ofiarę, lecz o działaniu na tyle powolnym, aby popadł w szaleństwo.

Boże, naprawdę miał problemy z głową...

Nigdy nie usłyszał podobnych myśli od nikogo, a przecież każdego dnia spotykał niekiedy większych potworów niż on bądź ludzi o równie skrzywionym umyśle. Czy wszyscy przeżywali ów koszmar od środka, czy może to on zwariował? Sam już nie wiedział...

Niemalże w każdym śnie – a ściśle mówiąc koszmarze – przybierał rolę kata bądź bezdusznego obserwatora, który z niewzruszeniem oglądał scenę wykreowaną przez własny umysł. To właśnie w nich wydobywało się z niego to, co najgorsze.

Nieludzka beznamiętność do otoczenia.

Tej nocy podświadomość działała automatycznie. Odziany w mundur stał w jednym z nieznanych sobie zaułków. Wszędzie unosiła się gęsta mgła, a mroźny wiatr przeszywał skórę nazbyt realnie. Zwykle akcja toczyła się nocą, gdzie na niebie nie widać było ani jednej gwiazdy.

Mrok, który otaczał go ze wszelkich stron stanowił świetną analogię jego pokręconego mózgu.

Za jego plecami rozległ się zgrzyt. Odwrócił się na pięcie i przystanął jak wryty. Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, a twarz pobladła.

Przed nim klęczała na bruku kobieta, którą otaczała mgła, dziwnie krążąc wokół niej, lecz nie dotykając. Jak gdyby to ona ją wydzielała. Pomimo przykrytej włosami twarzy, bez trudu zdołał ją rozpoznać. Trzęsła się z zimna, a dla odrobiny ciepła próbowała objąć się ramionami. Jej skóra wydawała się niebieskawa, jak gdyby zamarzała.

Widząc ją taką wyziębioną, mundur palił skórę mężczyzny wstydem, którą przeszyły dreszcze.

Mimo iż znał sen na pamięć, nienawidząc każdego niuansu, w szoku nie mógł orzec słowa. Nogi przywarły mu do podłoża, toteż nie potrafił do niej podbiec i wziąć w ramiona, aby oddać jej swoje ciepło.

Zamiast tego stał jak kołek, jedynie obserwując.

Drgnął, kiedy ciężar dłoni spadł na jego ramię. Zwiesił głowę, mrugając gwałtownie. Łzy w jego oczach szybko zamarzały, wywołując szczypanie.

Wiedział, jak miało się to skończyć. Przeżywał ów koszmar tysiące razy. Nie tylko tutaj, a schemat zawsze pozostawał ten sam.

Mężczyzna, który stał za nim, kazałby mu zabić kobietę przed nim, a on niczym posłuszna maszyna, którą tamten sterował, wykonałby polecenie.

SzronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz