6. Fantasmagoria

430 28 9
                                    

Warszawa, listopad 1941

W jednym z mieszkań pewnej kamienicy na Żoliborzu panowała głucha cisza. Stłumione za dnia tykanie wiekowego zegara w jadalni było w tamtej chwili nader słyszalne, podobnie jak dobiegające z góry kroki sąsiadów.

Ową ciszę rozdarł cichy trzask zamykanych drzwiczek lodówki. Zaraz po nim rozległo się skrobanie noża w akompaniamencie głośnego przełykania.

Tymczasem drzwi frontowe otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Nowoprzybyła zamknęła je na wszystkie spusty i nachyliła się, by ściągnąć zabłocone trzewiki. Znieruchomiała, kiedy usłyszała hałas upadającego sztućca z głębi mieszkania.

Anna zmrużyła powieki i powoli wyprostowała się, kładąc buty w kąt. Nikt jej nie powitał, lecz i tak tego dnia nie oczekiwała tego. Jej ojciec po pracy udał się na tajne komplety, macocha zaś do sąsiadki, której męża zamordowano niedawno w łapance.

Złośliwa ironia losu. Złapali go ulicę dalej od kamienicy, w której mieszkał.

Ironia, która kosztowała ludzkie życie.

Nogi same zaprowadziły ją do kuchni, z której dobiegał stłumiony dźwięk chrobotania noża. Z pamięci omijała każdą skrzypiącą deskę, kiedy skradała się we własnym mieszkaniu niczym jakiś złodziej.

Po drodze zerknęła w stronę pokoju Krzysztofa, syna jej macochy, który aktualnie odbywał swoją zmianę w miejscowej fabryce Wedla. Drzwi były lekko uchylone, toteż przystanęła i odchyliwszy je palcami, zajrzała do środka.

Pustka.

Anna zacisnęła usta, a jej ramiona opadły. Znała już przyczynę dźwięku.

Nim dotarła do kuchni, zacisnęła z frustracji pięści. Oparła się o framugę drzwi i skrzyżowała ręce na piersi. Krew zagotowała się w jej żyłach na widok, jaki zastała.

Jej wzrok stopniowo twardniał, gdy obserwowała w milczeniu młode dziewczę o kruczych lokach i wydatnych kościach policzkowych. Zwrócone do niej tyłem, pochłaniało w zawrotnym tempie asortyment lodówki. 

Anna dostrzegła na blacie kuchennym resztki chleba, który miał starczyć im na kolejny dzień.

Z głębokim oddechem przymknęła powieki, by ostudzić kotłującą się w jej wnętrzu wściekłość.

W zasadzie nie odkryła tendencji przyszłej szwagierki dopiero w tamtej chwili. Już dawno podejrzewała u niej problem z kompulsywnym objadaniem się pod nieobecność pozostałych lokatorów w mieszkaniu. 

Już raz przyłapano ją na gorącym uczynku, lecz – jak widać – problem nie minął.

Krucze loki podskakiwały na drobnych ramionach, ilekroć dziewczę sięgało pośpiesznie do ust, w których przeżuwało sporych rozmiarów kęsy ostatniej kromki chleba. Anna zacisnęła palce na swoich ramionach i zacisnęła usta w bladą kreskę.

Wtem brunetka zastygła, po czym przeżuła ostatni kęs i obróciła się powoli w stronę nowoprzybyłej. Anna uniosła brew na wpół zirytowana, na wpół współczująca, zważywszy na stan dziewczyny, której ramiona opadły, a głowa pochyliła się posępnie.

– Przepraszam – wykrztusiła drżącym głosem.

Twarz Anny stężała, gdy blada ręka podążyła do nabrzmiałego brzucha, jak gdyby w celu ochrony przed zagrożeniem. Dziewczyna pociągnęła nosem i starła z policzka zbłąkaną łzę.

– Aniu, ja... – ciągnęła stłumionym przez łzy głosem. – Tak bardzo cię przepraszam. Chciałam tylko kromeczkę, ale... nie mogłam...

– Się powstrzymać – dokończyła blondynka beznamiętnie.

SzronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz