Mortown. Tak dawno nie widziałam tego miasta. Stworzone było dla ludzi takich, jak my. Pełno w nim rabusiów, innych piratów, pijaków czy oszustów. Jednak to nadal nasz dom. Zanim wyruszyliśmy w morze, to właśnie na tej wyspie się panoszyliśmy. Nie zliczę tych zabaw w karczmach, pijackich wybryków i spania pod gołym niebem na drewnianych dachach naszych domów. Nikt obcy nie śmiałby się nawet zapuścić w te strony. Pewnie od razu zostałby napadnięty i okradziony. Dlatego całe miasto pozostawione było samo sobie, żadnych straży, żadnego królestwa, żadnych zasad, żadnych zakazów. Można by rzec, że to idealne życie dla mnie, jak i dla wszystkich tamtejszych mieszkańców. Dla naszej załogi w szczególności. Nie lubią się podporządkowywać nikomu, prócz kapitanowi: mojemu ojcu. To on stworzył nas. Załogę Złotego Feniksa. Ten ptak został naszym znakiem rozpoznawczym, a flaga z nim została wywieszona na samym czubku masztu. Z dzioba Feniksa wydobywał się czerwony płomień, układający się w kształt korony. Od dawien dawna, zanim jeszcze urodziłam się ja, to właśnie Feniks strzegł naszego statku i naszej wesołej kompani. I tak zostało do dziś.
Czekała nas długa droga. Od roku podróżowaliśmy od jednej wyspy do drugiej kradnąc złoto, a potem wymieniając je na zapasy niezbędne do wyprawy. Liny, beczki z piwem, woda pitna, jedzenie, narzędzia, broń. Na morzu czuliśmy się jak w domu, dlatego też większość czasu spędzaliśmy na statku. Był wystarczająco duży, by wszyscy się pomieścili.
Załogę traktowałam jak rodzinę, od najmłodszych lat wiedziałam, gdzie moje miejsce, i że kiedyś zastąpię mojego ojca w roli kapitana. O ile mój brat nie ukradnie mi wcześniej tego stanowiska. Jednak nasz ojciec kiedyś powiedział, że to jego najstarsze dziecko zajmie w przyszłości jego miejsce, z czego byłam bardzo zadowolona, za to mój brat niekoniecznie. Był, co prawda młodszy ode mnie o parę miesięcy, jednak i tak sprawiało mi przyjemność wypominania mu tego w każdej sprzeczce. Mimo to i tak byliśmy ze sobą bardzo blisko i od zawsze nawzajem się wspieraliśmy. Zastępował mi najlepszego przyjaciela, którego nigdy nie miałam. I za to tak mocno go kochałam.
***
Siedziałam przy swoim biurku w kajucie należącej do mnie i mojego brata. Próbowałam narysować mapę z każdą wyspą, na której byliśmy. Jednak przy dłuższych pociągnięciach kreski łamał mi się węgielek, więc musiałam za każdym razem go wymieniać. W pewnym momencie wydałam z siebie jęk niezadowolenia i cisnęłam szkicownikiem o ścianę obok drzwi, przy których pojawił się mój brat. Na moment schował się za drzwiami, obawiając się czy nie zamierzałam rzucić czymś jeszcze. Po chwili jednak podszedł do mnie z zawadiackim uśmieszkiem na ustach.
- Został nam tydzień drogi - zaczął, a ja pokiwałam głową, po czym oparłam brodę na otwartej dłoni, wpatrując się w okrągłe okienko przede mną. - Zły dzień?
Spojrzałam na niego spode łba, a on uniósł ręce w geście obronnym. Związałam swoje rude włosy klamrą.
- Dostałam miesiączkę - odparłam i wstałam z krzesła. Potem skierowałam się do swojego łóżka.
- Może cygaro na odstresowanie? - mój brat wyjął dwa cygara z kieszeni spodni, zapalniczkę oraz obcinarkę. Sprawnie usunął końcówkę i zapalił oba. Wyciągnął jeden w moją stronę, a ja go przyjęłam i włożyłam do ust. Pociągnęłam i aromatyczny smak rozpłynął się na moim podniebieniu. - I co, lepiej?
- Zdecydowanie - mruknęłam i wstałam, by zgarnąć popielniczkę z biurka i położyć ją na podłodze przy moim łóżku. - Myślisz, że coś się zmieniło na Mortown?
- Wydaje mi się, że nie. Pewnie dalej na ulicach pałęta się dużo pijaczków - powiedział Nicolas, a ja zaśmiałam się cicho i znów pociągnęłam cygaro. Na co dzień nie paliłam chyba, że zdarzały się takie słabsze dni. Szklanka rumu też pomagała. - Ojciec coś mówił, że na jakiś czas tam zostaniemy.
CZYTASZ
Złoty Enigmat
FantasyI część trylogii: Wyspy Mysterium Marina, córka słynnego pirata i złodzieja, odkrywa pewne zapiski dotyczące jej matki i ogromnego skarbu na jednej z pradawnych Wysp Mysterium, na których zło czai się w każdym zakamarku. Tajemnicze lądy i niebezpie...