IX

36 3 0
                                        

- Wstawaj, Lisico! - pierwsze co ujrzałam to twarz Killiana, znajdującą się zbyt blisko mojej. Zerwałam się za nadto szybko, gdyż przydzwoniłam czołem o jego, przez co zatoczył się do tyłu, śmiejąc się pod nosem. - Nie musisz mnie tak atakować z rana.

- To mnie nie budź - złapałam się za pulsujące czoło i wstałam z łóżka. Dzień już zawitał, a na zewnątrz słychać było rozmowy przechodniów i rżenie koni.

- Nie chciałem cię wyrywać z twego pięknego snu, jednak czas nas nagli - zgarnął parę pergaminów i pióro do torby.

- Nic mi się nie śniło - odpyskowałam, tracąc ochotę na jakąkolwiek rozmowę z tym półgłówkiem.

- Ach, tak? Wydawać się mogło, że coś majaczyłaś. Mniej więcej tak: ,,O, Killianie, jesteś ucieleśnieniem Boga, zaśpiewaj dla mnie jeszcze raz!".

Chwyciłam za poduszkę i rzuciłam w niego wściekła.

- Rzucę cię na pożarcie rekinom, jeśli będziesz mnie denerwował - warknęłam i wstałam, by założyć buty.

- To dość słaba zemsta. Nie wolałabyś mnie najpierw torturować?

- Nie, bo byłabym zmuszona do słuchania twoich jęków.

- Jeśli chcesz to możesz...

- Nawet. Nie. Kończ - pogroziłam mu palcem i chwyciłam za pas z mieczem. Przewiązałam go przez biodra i ruszyłam do drzwi.

Na dole prace w kuchni już wrzały. Czuć było zapach świeżej pieczeni i ziemniaków. Poczułam burczenie w brzuchu, więc poprosiłam o jedną porcję obiadu oraz kubeł wody. Ledwo usiadłam przy stoliku, a grajek już z powrotem się przypałętał.

- Wiesz, że jesteś na mnie skazana? - zasiadł na krześle na przeciwko mnie, odchylając się lekko i przeczesując kilkudniowy zarost.

- Ale nie musisz wszędzie za mną łazić - prychnęłam z arogancją.

- A jeszcze wczoraj mówiłaś, że się martwiłaś - założył ręce na piersi. Obserwowałam jego przedramiona, ozdobione tatuażami.

- Nie martwiłam się. Jak już znajdę wskazówkę i mapę oraz odzyskam moją pozytywkę, pozbędę się ciebie jak robaka.

- Pyskata z ciebie kobieta - uśmiechnął się półgębkiem, lustrując mnie od góry do dołu.

Gdy dostałam swój obiad, Killian wstał i dygnął lekko.

- Jak skończysz jeść, wasza miłość, proszę, abyś towarzyszyła mi dziś w drodze do ,,Starego Zwoju".

- Idź już, gdzie masz iść - mruknęłam i ugryzłam kawałek mięsa, rozkoszując się jego smakiem. Był soczysty, czuć było aromat czosnku i innych ziół, tworząc przyjemną eksplozję na moim podniebieniu. Dawno nie jadłam tak dobrego posiłku.

Grajek zniknął z gospody, lecz tym razem wiedziałam, że beze mnie nigdzie się nie ruszy. Może i był arogancki, jednak wątpiłam w to, by mógł mnie zostawić. Po wczorajszym wieczorze nie chciałam się przyznać, że w jakiś sposób mnie zaintrygował. Jednak wolałabym wymazać to z pamięci i skupić się na istotniejszych kwestiach.

Interesowała mnie ta wyspa. Farland w opowieściach od zawsze była tajemnicza, jednakże nikt nie wspominał o niej z takimi szczegółami. W powietrzu czułam coś dziwnego, zupełnie innego, niż na Mortown czy innych lądach. Jakby czas płynął wolniej, a wiatr był lżejszy i niosący ze sobą coś enigmatycznego. Wyparłam z siebie słowo, które było najbardziej adekwatne do tej zagwozdki. Bo to nie było możliwe i w to nie wierzyłam.

Na świecie nie było magii. Tylko oszustwa, śmierć i wojny. Gdyby istniała, już dawno ktoś by to odkrył i wszystko stałoby się lepsze. Od małego ojciec powtarzał, że czary są tylko w baśniach dla dzieci i, że w rzeczywistości można spotkać tylko zło i oszczerstwa. Choć już w jednej kwestii mnie okłamał. Może nie była to jedyna rzecz, którą przede mną zataił.

Złoty EnigmatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz