Epilog

32 2 0
                                        

Mglisty Ocean. Miejsce, od którego wszyscy żeglarze trzymają się z daleka. Gdy wpływali tam z czystej ciekawości, ginęli z niewiadomych przyczyn. W głębinach czaiły się straszliwe potwory, które czyhały na kolejne statki i połykały w całości, jakby były zaledwie przekąską. Na niebie szalały przeraźliwe, cieniste monstra. Nikt jednak nie wiedział jak one wyglądały, gdyż każda styczność z nimi kończyła się śmiercią. Było to skupisko najgroźniejszych potworów, które zostały tam zesłane przez samych Bogów, by światu nie groziło niebezpieczeństwo. Tak bynajmniej mówią legendy. Lecz nawet bóstwo nie potrafiło przewidzieć, że któregoś dnia uda im się wydostać.

I to stanie się już wkrótce.

Wyspa na Mglistym Oceanie była przerażająca sama w sobie. Pomijając straszliwe stwory, znajdowały się tam zakażone rośliny, których dotyk powodował natychmiastową śmierć. Światło tam nie docierało, gdyż cały obszar przykryty był mgłą tak gęstą, że nie można było dostrzec ziemi pod swoimi stopami.

Tam, w ruinach zamku armia złowrogich istot szykowała swe siły, by w końcu wydostać się z koszmaru, w którym utkwili. Już raz niektórym udało się uciec, jednak potem mgła zabrała ich z powrotem. Mówi się, że gdy ich przywódca spotka na swojej drodze Ignis, która złoży na jego ustach ognisty pocałunek, mgła zniknie i monstra w końcu odzyskają wieczną wolność.

Przy popękanym stole zasiadły dwie zakapturzone postacie. Ich palce były długie i wychudzone, zakończone ostrymi szponami. Twarze mieli szare i podziurawione, a oczy białe, niczym śnieg, pozbawione źrenic i tęczówek. Gdy się uśmiechali, można było ujrzeć ich spróchniałe zęby. Wyglądały, jak śmierć. I to właśnie nią się żywili.

- Galthranie, czy masz jakieś wieści od naszego króla? - zapytała jedna z istot, w szarym płaszczu.

- Wiem tyle, że dalej poszukuje Ignis, Nigreosie - odpowiedział drugi.

- To trwa zbyt długo - jęknął Nigreos. - Pragnę krwi.

- Cierpliwości, Król wie co robi. Idź zapoluj na jakiegoś ptaka.

Nigreos wstał gwałtownie, wbijając swoje szpony w kamienny stół i obnażając zęby.

- Mam dość tego paskudztwa. Chcę prawdziwej krwi. Minęło dwadzieścia jeden lat od naszego ataku na Nord. Pragnę wrócić do zabijania. Dlaczego Szpiedzy Cienia mogą podróżować po wyspach, a my musimy tkwić tu?

- I może minąć nawet dwa razy tyle, a my będziemy czekać na naszego Pana - upomniał go Gelthran. - Szpiedzy nie są objęci mgłą. Tak jak nasz Król.

- A może nasz Król zapomniał o nas i żyje beztrosko na jakiejś wyspie, zabijając dla siebie? Dlaczego mgła tak długo trzyma go na wolności? Ile ma jeszcze czasu?

- Tyle, ile będzie potrzebował. A Mgła, Nigreosie, może wypuścić jedną istotę pod warunkiem, że nie zabiję żadnej ludzkiej istoty. Jeśli to zrobi, z powrotem go tu zabierze. Chyba znasz słowa przepowiedni?

- ,,Mgła zasadę jedną ma, by wypuścić jednego z was. Kto krew ludzką przeleje, tego sroga kara zaleje. Lecz, gdy Ignis spotka Cień, Mgła zniknie, a świat pokryje czerń".

- Widzisz wszakże, że nie ma innego rozwiązania. Bądź cierpliwy, a wkrótce opuścisz to miejsce.

Nigreos ucichł. Wtem ze ścian przemówił upiorny głos:

- Słudzy!

- Tak, Panie? - odezwały się jednocześnie dwie istoty.

- Ignis żyje. I dotarła do Wysp Mysterium.

Nigreos i Galthran zawyli głośno, waląc pięściami o kamień. Głos ucichł, a istoty wyszczerzyły paskudne zęby w uśmiechu.

- Niech żyje Diaval! Największy i najpotężniejszy Król Mglistego Oceanu!

Z dali rozbrzmiał szyderczy śmiech, który zagłuszył wiwaty Nigreosa i Galthrana. Potem przemówił, zimnym jak lód, tonem:

- Nastała pora Cienia.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Złoty EnigmatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz