XV

26 3 1
                                        

Na niebie wzniósł się już księżyc, który swoją poświatą oświetlał ściany ceglanych budynków, a z dala słychać było głośne wiwaty, które zapewne oznaczały początek jarmarku. Wiał delikatny ciepły wiatr. Ubolewałam nad tym, że nie miałam nawet dodatkowych ubrań, które zostały na statku. O ile jeszcze tam stał.

Killian siedział opodal na drewnianych skrzynkach, paląc jakiegoś śmierdzącego papierosa, którego w między czasie kupił na targu. Z niecierpliwością czekaliśmy do zamknięcia karczmy oraz wyjścia kobiety, która mogła pomóc nam w odkryciu prawdy. Jednak nikt nie wyszedł. Mijały godziny, a żadna postać nie wyszła z gospody. Obeszliśmy budynek od tyłu, gdzie znajdowały się prawdopodobnie drzwi pracownicze, jednakże i tam nikt się nie pojawił. Zaczęłam się niepokoić. Domyślałam się, że ludziom tutaj surowo zabraniają mówić o czymkolwiek, co nie jest związane z Luxen. W głowie rozbrzmiewały mi słowa kobiety: ,,Należycie do Szpiegów Cienia?'', ,,Nie jesteście stąd... dlatego was zaatakował". Chciałam poznać więcej szczegółów. Wiedziałam, że to coś ważnego. O Cieniu mówił także Aldred. Zaczęłam żałować, że nie poprosiłam go o więcej informacji.

- Nad czym tak myślisz, Lisico? - odezwał się Killian, czym wyrwał mnie z amoku. Spojrzałam na niego wrogim spojrzeniem za to, że przerwał moją poważną analizę.

- Dziwię się, że ty nie myślisz - parsknęłam, przymykając oczy z rezygnacji.

- Skąd wiesz, że nie myślę?

- To widać na pierwszy rzut oka.

Killian westchnął i rzucił niedopałek papierosa na kamienny chodnik.

- Czy nie lepiej po prostu... pójść na ten jarmark i dowiedzieć się czegoś tam?

- Zaraz wyjdzie - mruknęłam cicho, wpatrując się w żelazne drzwi.

- Nie wyjdzie - zaprzeczył Killian.

- Wyjdzie, kurwa... wyjdzie!

- Nie, posłuchaj - podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona. - Nie ma sensu czekać tu dłużej. Może mieszka nad gospodą. Albo wyszła tym drugim wyjściem od karczmy. Albo jest na jarmarku.

Kiwnęłam lekko głową, jednak poczułam zawód. Tak bardzo pragnęłam zdobyć informacje, że zaczęłam popadać w obłęd i paranoje. Killian miał rację. Nie było sensu czekać na cud, kiedy na jarmarku moglibyśmy dowiedzieć się czegoś o wiele ważniejszego.

Wstałam z krawężnika i zrobiłam krok do przodu, jednak ze środka usłyszeliśmy hałas tłuczonego szkła. Dźwięk dobiegał z zaplecza gospody. Spojrzałam na Killiana, który pokręcił głową.

- Nawet o tym nie myśl - warknął. - Widziałaś tych facetów. Kto wie do czego są zdolni.

Nie słuchałam go, tylko ruszyłam w stronę drzwi.

- Co za nieusłuchana dziewucha - mruknął do siebie grajek, jednak puściłam to mimo uszu.

Chwyciłam za klamkę i pociągnęłam lekko. Drzwi były otwarte. W środku było ciemno, a do moich nozdrzy dotarł zapach pieczonego mięsa. Cisza odbijała się głucho od ścian, kiedy przekroczyłam próg pomieszczenia. Killian nieudolnie próbował odciągnąć mnie do wyjścia, klnąc przy tym pod nosem. Prócz pieczeni czułam coś jeszcze. Metaliczny zapach rozniósł się po zapleczu, drażniąc mój zmysł. Z każdym krokiem stawał się intensywniejszy.

A wtedy zamarłam.

Kobieta, z którą rozmawialiśmy rano leżała na marmurowej posadce. Kałuża krwi otoczyła jej klatkę piersiową. Powstrzymałam krzyk, który ugrzązł mi w gardle, niczym ostra kość. Odór był nie do wytrzymania, jakby leżała tam już parę godzin. I umierała w samotności. Nie wiedziałam co w tej chwili czułam; rozpacz czy złość. Ci barbarzyńcy zamordowali pracownicę w biały dzień. We własnej karczmie. Po plecach spłynął mi zimny pot.

- Jak można coś takiego zrobić? - szepnął Killian. Przez szok, który poczułam, zupełnie zapomniałam, że dalej za mną stał. Szumiło mi w uszach, a nogi odmawiały posłuszeństwa.

Pierwszy raz zobaczyłam martwą osobę. Martwą i zakrwawioną, która była niewinna i zginęła przez nas. Przeze mnie. Za to, że powiedziała nam coś, czego nie powinna. Naraziłam ją na śmierć i nic nie mogłam zrobić. Musiałam ją stąd zabrać. Pochować jak należy, by mogła odejść w spokoju.

Gdy wyciągnęłam przed siebie ręce, trzęsły mi się jak galarety.

- Lisico, ktoś tu idzie - Z tyłu głowy usłyszałam niewyraźny głos Killiana. Jednak ja zapatrzona byłam w nicość, w której utknęłam. Dusiłam się. I nikt nie mógł mnie z niej wyciągnąć. - Marina!

Ocknęłam się i usłyszałam głośne tupanie i krzyki:

- Kto tu jest?!

Killian pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi.

- Nie możemy jej tak zostawić - protestowałam, łkając.

- Zrozum, jeśli stąd zaraz nie wyjdziemy, skończymy jak ona - mruknął Killian, uporczywie walcząc, bym ruszyła się z miejsca. - Proszę cię.

Gdy odzyskałam czucie w kończynach pozwoliłam prowadzić się Killianowi do wyjścia i potem ruszyliśmy biegiem. Poczułam narastającą adrenalinę i panikę, gdy oddalaliśmy się od karczmy. Dalej łkałam i dławiłam się łzami, jednak nie zwolniłam tempa.

Uciekaliśmy tak długo, że straciłam orientację i nie wiedziałam, jak daleko od gospody byliśmy. Wokół były tylko ciemne i puste uliczki. Wszyscy zapewne zabawiali się na festynie i nie byli świadomi, że w ich mieście popełniono zbrodnie, którą prawdopodobnie zatuszują, by nikt się o tym nie dowiedział.

Zastanawiałam się, czy ta kobieta miała jakąś rodzinę, a jeśli tak, to jak zareagują na wieść o utracie ukochanej osoby. Czy miała dzieci, które z niecierpliwością wyczekiwały jej powrotu z pracy. Czy miała męża, który zamartwiał się, że jego żona długo nie wraca.

Nie mogłam się uspokoić. Łkałam i dławiłam się powietrzem, którego w tej chwili zaczęło mi brakować. Jakby i ze mnie uchodziło życie. Czułam do nich wstręt. I miałam ochotę zakończyć tę szaloną grę, w którą sama się wpakowałam. Gdy chciałam odkryć prawdę o mamie, nie sądziłam, że będzie to tak bardzo trudne. Chciałam po prostu wrócić do domu.

Tylko gdzie był dom?

- Marina - odezwał się Killian drżącym głosem. Z początku nawet nie zwróciłam uwagi, że nazwał mnie po imieniu.

Spojrzałam na niego szklanymi od łez oczami.

- Mam dość - szepnęłam, a moje wargi delikatnie drgnęły. - Chcę wrócić. Nie zamierzam dalej w tym uczestniczyć. Dlaczego dalej jesteś taki spokojny? Naprawdę nie ruszyło cię to? Nie ruszyło cię pieprzone martwe ciało?!

- Nie wiesz, co siedzi w mojej głowie - mruknął ponuro. - Cała ta sytuacja mnie kurewsko przeraża. Ale ty tego nie widzisz, bo umiem to ukrywać. Widzisz we mnie tylko aroganckiego dupka, który ma gdzieś wszystko i wszystkich. Ale tak kurwa nie jest.

Zaskoczyło mnie to, co powiedział. Naprawdę wydawać się mogło, że nie obchodzi go kompletnie nic, że ma serce z lodu i nie ma w nim ani grama współczucia. Jakby był skałą nie do przebicia. A pod tą skorupą fala emocji rozbijała się o ściany, by móc się ulotnić. I właśnie teraz się ulotniła.

- Zaszliśmy tak daleko - powiedział już spokojniejszym tonem. - Nie poddamy się rozumiesz? Nie, kiedy do wygrania jest tak wiele.

- Właściwie co jest dla ciebie wygraną? Po co tu ze mną jesteś? Po co ci wiedza o Nord? Raczej wątpię w to, że tylko złoto cię interesuje.

Przez chwilę nic nie mówił, jakby analizował moje pytania i próbował znaleźć odpowiedzi. W końcu odparł tak cicho, że ledwie go usłyszałam:

- Moi rodzice też żyli na Nord.

Złoty EnigmatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz