Usłyszałam ciche szmery, które wybudziły mnie ze snu. Powoli otworzyłam oczy. W pokoju było ciemno, więc musiałam przyzwyczaić wzrok do ciemności. Potem rozbłysła świeca i zobaczyłam, że przede mną siedział mężczyzna ze znanym mi błyskiem w oku.
- Coś się stało? - zapytałam półprzytomna i przetarłam dłonią twarz. Strasznie bolała mnie głowa.
- Nie - odpowiedział mój ojciec, kładąc świecę na drewnianej szafce przy łóżku. - Zapadł już zmrok, więc ruszamy do karczmy.
- Rozumiem - mruknęłam i dźwignęłam się z łoża do pozycji siedzącej. - Jeszcze przed wyjściem umyje twarz.
- Posłuchaj - zaczął Jack, więc spojrzałam na niego. - Nie chcę się z tobą kłócić. Od ostatniej sprzeczki w ogóle nie rozmawialiśmy.
Westchnęłam i złapałam go za dłonie.
- Ja też nie chcę się kłócić. Trochę mnie poniosło. To było egoistyczne.
Ojciec uśmiech się lekko, chwycił moje dłonie i ucałował. Rzadko okazywał miłość w sposób fizyczny. Zazwyczaj działo się tak po kłótniach. Ja również nie byłam nigdy skłonna do okazywania uczuć, dlatego też relacje z jakimikolwiek mężczyznami kończyły się po jednej, spędzonej nocy. Nie przywiązywałam się do żadnego z nich. Wiele chciało zbudować ze mną coś poważnego, jednak ja za każdym razem w takich sytuacjach uciekałam. Po prostu bałam się związków, przypisania do drugiej osoby, przyszłość z nią. Nie mogłam siebie wyobrazić z nikim. Dlatego do tej pory nie znalazłam nikogo, kto by mógł to zmienić. I kto zachwyciłby mnie tak, bym mogła rzucić wszystko, byleby być przy nim.
- To zrozumiałe, że mogłaś się poczuć zraniona. W końcu obiecałem ci całe życie na statku. Ale wiesz, że wszystko może się w każdej chwili zmienić.
- Po prostu zapomnijmy o tym - uśmiechnęłam się do niego i wstałam z łóżka, kierując się do drzwi, a ojciec podążył za mną.
***
Miasto po zmroku wydawało się jeszcze straszniejsze i bardziej niebezpieczne niż za dnia. Jednak te główniejsze ulice były oświetlone przez latarnie, dzięki czemu można było widzieć, gdzie się idzie. W tych pobocznych nie paliło się żadne światło i to tam różni i dziwni ludzie chowali się, by czyhać na jakichś bezbronnych przechodniów. Na szczęście karczma była dość blisko od naszej chatki, więc zanim się obejrzeliśmy, wchodziliśmy do środka gospody.
Była dość obskurna; stare i drewniane stoły, ściany z odchodzącą już farbą i zniszczona posadzka, pokryta błotem od butów. W rogu, na podwyższeniu ludzie grali na lutni i koncertynie, obok nich znajdował się kawałek parkietu do tańczenia, a wokół niego stoły, przy których siedziało pełno starych facetów z piwami w rękach. Rzadko widywało się w nich kobiety, jak już były to jakieś tancerki, które pod wpływem alkoholu lubiły się pozbywać zbędnych ubrań i łazić roznegliżowane od stołu do stołu. Czasem zapominały, że burdele są po drugiej stronie ulicy.
Zerknęłam w stronę podwyższenia z orkiestrą, gdzie parę z tych tancerek już wywijało spódnicami. Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę baru, zajmując jeden z wysokich stołków. Poprosiłam o kubeł piwa, który po chwili dostałam.
Wtem usłyszałam znany mi głos za plecami:
- A niech to! Rodriguez powróciła na stare śmieci! - krzyknął Ryland, kiedy się do niego odwróciłam. Uśmiechnęłam się szeroko i wstałam z krzesła, by mógł mnie zamknąć w niedźwiedzim uścisku.
- Też miło mi cię widzieć, Rylandzie! - odpowiedziałam, ledwo łapiąc oddech. Kiedy mnie puścił zajęliśmy miejsca obok siebie. Mój ojciec i brat gdzieś zniknęli. Szczerze, nie zdziwiłabym się, jakby poszli odwiedzić słynny dom publiczny po drugiej stronie ulicy, o którym wcześniej wspominałam. - Jak minęła podróż? Wiele zwiedziłeś?
![](https://img.wattpad.com/cover/342161069-288-k564625.jpg)
CZYTASZ
Złoty Enigmat
FantasíaI część trylogii: Wyspy Mysterium Marina, córka słynnego pirata i złodzieja, odkrywa pewne zapiski dotyczące jej matki i ogromnego skarbu na jednej z pradawnych Wysp Mysterium, na których zło czai się w każdym zakamarku. Tajemnicze lądy i niebezpie...