Siedział przy stoliku w kawiarni, dłubiąc skórkę przy kciuku. Jego dłonie były suche i popękane. W natłoku pracy przy chemikaliach zapominał o dbaniu o najbardziej narażone na niebezpieczne substancje miejsca. Przynajmniej zakładał okulary, bo inaczej już dawno by oślepł, a tak mógł ubolewać tylko nad piekącą skórą w miejscach zgięcia palców i na przerażająco widocznych knykciach. Miał bardzo chude dłonie. Właściwie to cały przypominał bardziej niedoszły szkielet z odrobiną powłoki nadającej żywotności.
Spojrzał na zegarek w swoim telefonie po czym zgasił ekran i przyjrzał się swoim mysim włosom, czy są dobrze ułożone, czy żaden kosmyk się nie zbuntował i pokonał siłę żelu, który przysporzył młodemu mężczyźnie niemały kłopot, bo doświadczenie miał z nim żadne. Do pracy nie potrzebował aż tak się stroić, a w pracowni wygląd był najmniej ważnym elementem.
Poprawił kołnierz czarnej koszuli, która podkreślała bladość jego cery i westchnął nieco znudzony. Miał tendencję do przychodzenia długo przed umówionym czasem i potem musiał czekać. Nie chciał niczego zamawiać, bo brudne talerze od razu zdradziłyby czas oczekiwania na osobę, z którą miał się spotkać. Jednocześnie ślinka ciekła mu po brodzie, kiedy wpatrywał się w ciasta ułożone za szklaną witryną. Wyglądały tak dobrze i pysznie, a on najchętniej wykupiłby całą kawiarnię, bo uwielbiał słodkości.
Dzwonek przy drzwiach zadzwonił, gdy do środka wszedł kolejny gość. Kal podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko na widok swojego starszego brata — Theo. Ten od razu dostrzegł rozpromienionego szczeniaka, który w jego oczach zaczął merdać szczęśliwie ogonem. Bracia byli niemal nierozłączni, od dziecka mieli wyśmienity kontakt i rozłąka była dla nich bolesna, ale konieczna. Mężczyźni dorośli i musieli pójść w swoje strony.
— Długo musiałeś czekać? — zapytał Theo, zdejmując beżowy płaszcz, a pod nim skrywała się biała, satynowa koszula. Trzydziestolatek zawsze wiedział, jak się ubrać, no i miał pieniądze na ubrania najlepszej jakości. O jego wypchanym po brzegi portfelu świadczył też zegarek na lewej ręce, na który zerknął, by upewnić się, że nie spóźnił się na umówione spotkanie z bratem.
Kal był odrobinę zazdrosny o życie, jakie prowadzi Theo. Przełknął ciężko ślinę, widząc nowy zegarek, ale postanowił przemilczeć ten temat. Nie musiał wiedzieć, gdzie tym razem pojechał, by zdobyć to cudo. Piąte w tym miesiącu.
— Krzesło ci wygrzałem, chcesz? — zapytał Alchemik.
— Tobie musi być chłodniej — mruknął w odpowiedzi jego brat. — Zawsze miałeś apetyt za trzech, a wcale nie przytyłeś. Martwię się o ciebie. Dobrze się odżywiasz?
— Tak, nie martw się. Jem jak zwykle, nie pomijam posiłków. Taki już mój urok.
— Zapytam znajomego o jakąś suplementację dla ciebie. Na pewno masz za mało witamin. Wyglądasz jak śmierć, kosy ci tylko brakuje.
— Nie przesadzaj, waga ładnie się trzyma.
Nagle przy stoliku pojawiła się kelnerka. Nie miała przy sobie kartki i długopisu. Kal zawsze był pod wrażeniem niebywałej pamięci osób pracujących w gastronomii.
— Mogę przyjąć zamówienie? — zapytała.
— Dwie kawy i dwa najlepsze ciasta, jakie macie w ofercie — odpowiedział Theo.
— Już podaję — odparła kobieta z ciepłym uśmiechem i odeszła.
CZYTASZ
Łza Koszmaru [BL]
FantasyVenatorzy sieją postrach wśród największych grzeszników tego świata, wykorzystując swoje wierne cholemy - kreatury, które żywią się negatywnymi emocjami i zmarnowanymi duszami. O ich istnieniu wiedzą jedynie Alchemicy, którzy przysięgli pokonanie wr...