Marzec, dwa lata później. Jay został oficjalnie mianowany następcą klanu. Nie wpłynęło to szczególnie na jego życie. Udało mu się wpoić siostrze, jak ważna jest praca Łowcy, dzięki czemu wspólnie mogli ratować świat przed cholemami. Blue zrozumiała, że jej zadanie ma sens i z radością uwalniała śmiertelników od koszmarów. Brat próbował przekonać ją do bezpośredniej walki, ale jej uwielbienie do łuku nigdy nie minęło, a wręcz się pogłębiło. Stała się najlepszą łuczniczką i skrytobójczynią, przynosząc dumę swojej rodzinie. Wyszła z cienia Jay'a.
Rodzeństwo wybrało się na polowanie w mieście. Blue uwielbiała spacerować wśród śmiertelników, kochała ich kuchnię i rzeczy, które sprzedawali na bazarkach. Te często odwracały jej uwagę i choć Jay starał się ją upominać, sam nie raz przyłapał się na dłuższym przypatrywaniu się któremuś ze stanowisk. Gdy był mały, Harrier przynosił dla niego i siostry ręcznie robione przez śmiertelników zabawki i słodycze. Wtedy marzył, by kupić wszystko, co się da, ale ojciec uświadomił mu, że afiszowanie się pieniędzmi tylko zwróciłoby na niego niepotrzebną i niebezpieczną uwagę.
— Kupisz mi lizaka? — odezwała się Blue, odrywając brata od wspomnień.
— Masz swoje pieniądze.
— Oszczędzam na nowy łuk.
Jay wywrócił oczami i podszedł do stoiska z lizakami. Cukrowa masa była na miejscu zakręcana wokół drewnianego patyka. Niektóre dalej były ciepłe, inne zdążyły wystygnąć i stwardnieć. Wystawione też były zwierzątka z karmelu. Blue spodobał się króliczek, a Jay postawił na prostego zawijańca. Zaopatrzeni w słodką przyjemność, skierowali się w stronę jednego z wyższych budynków w mieście. Trzymając lizaki w zębach, wspięli się na dach i usiedli na jego krawędzi. Kiedyś Blue bała się wysokości, ale z pomocą brata przezwyciężyła strach, choć dalej wolała czuć grunt pod nogami. W przeciwieństwie od Jay'a, który uwielbiał zdobywać dachy.
— Ciekawe, gdzie się ukrywają, nie? — zaczęła Blue. — Kiedy ich nie widzimy.
— Starszyzna mówiła, że mają gdzieś swoje leże.
— Może pod ziemią?
Chłopak pokręcił głową.
— Nie mają fizycznego ciała, nie mogą przesuwać rzeczy. Ziemi tym bardziej nie przekopią, żeby zrobić sobie tunele. Żaden łowca nie dotarł do ich leża, ale nawet nie wiem, czy ktokolwiek się tego podołał. W księgach niczego nie ma na ten temat.
— Zlikwidowanie leża rozwiązałoby problem. — Blue spojrzała na brata, ale ten zdawał się nie traktować jej słów poważnie. — Znajdę je. Znajdę i zniszczę wszystkie cholemy. Spalę je w ogniu lazurytu.
— Nie wiesz, gdzie zacząć poszukiwania. Nie mamy żadnych informacji, nie wiemy nawet, skąd się wzięły. Daj sobie z tym spokój.
— Przecież skądś muszą wychodzić — szła w zaparte. — Wystarczyłoby znaleźć cel i za nim iść.
— Chcesz śledzić cholema? — Prychnął. — Wybij sobie ten pomysł z głowy albo sam ci go...
Kiedy urwał nagle, Blue natychmiast podążyła za wzrokiem brata. Na dachu paręnaście metrów dalej stała jakaś osoba. Była niebezpiecznie blisko krawędzi, a tuż obok niej był ktoś jeszcze. Jay nie mógł tak stać, podał Blue swojego lizaka i kazał jej na niego poczekać. Jeśli się nie mylił, jego siostra nie mogła tego zobaczyć.Biegł po dachach najszybciej jak potrafił. Zeskakiwał z jednego na drugi, za chwilę musiał wspiąć się na wyższy. Bał się, że nie zdąży. Kiedy dotarł na sąsiedni dach, wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Młody chłopak, niewiele młodszy od niego. Stał, wpatrując się w ciemną otchłań. Gdzieś tam na dole był twardy grunt, który miał zakończyć jego życie. Jego ramiona trzymał Vireo. Każdy głupi pomyślałby, że Łowca próbuje odwieść śmiertelnika od samobójstwa, ale Jay doskonale wiedział, co się święci.
— Vireo! — zawołał.
— Mieliśmy nie wchodzić sobie w drogę, Bluejay — odparł spokojnym tonem. Śmiertelnik ich nie słyszał, ani nie widział.
— Tak było. Dopóki nie stałeś się zagrożeniem.
— Zagrożeniem? Ja? — zadrwił i odsunął się od niedoszłego samobójcy. Nie odwracał od niego wzroku i wyciągał do niego rękę, jakby chciał go popchnąć. — Z niego i tak nic będzie. Spójrz na niego, jest żałosny. Przekonany, że bez niego wszystkim będzie żyło się lepiej. I wiesz co? Będzie.
— Jego ojciec znęca się nad jego matką, kiedy zrobi coś źle. Nie jest żałosny. Potrzebuje pomocy.
Vireo tknął chłopaka palcem wskazującym.
— Przecież mu pomagam. I tak nie trafi do stwórcy, będzie idealną pożywką...
— To dlatego zniknąłeś na dwa lata. Karmiłeś swojego pasożyta.
— Nie jest pasożytem.
Jay zeskoczył na dach i podszedł do nich. Nie wiedział, ile zostało mu czasu, ale nie mógł pozwolić, by na jego oczach ktoś się zabił. Zbliżył rękę do jego talii, by w razie móc złapać śmiertelnika.
— Stałeś się jego podwładnym. Robisz wszystko, co ci każe. Zabijasz bezbronnych ludzi. Wcześniej stałem z boku, ale teraz, kiedy wiem, co robisz, musisz stanąć przed radą.
Blondyn zaśmiał się i w tym samym momencie szturchnął człowieka, by ten spadł. Jay w ostatnim momencie go złapał i niemal zawisnął z dachu wraz z nim. Gdy się odwrócił, Vireo już nie było.
— Trzymaj się — stęknął do śmiertelnika i wciągnął go na górę.
— Skąd... Skąd się tu wziąłeś?
— Nieważne. — Jay podał mu kawałek złotego serca. — Weź to i sprzedaj. Ucieknij z mamą jak najdalej. Rozumiesz?
— Ale...
Nie dokończył, bo jego wybawca zniknął za budynkami.Jedną z najważniejszych zasad Łowców był kategoryczny zakaz rozmowy ze śmiertelnikami. Istniało zbyt duże ryzyko, że prawda na temat Stwórcy i całej reszty wyjdzie na jaw. Ludzie mieli już swoich bogów, wystarczy. Kiedyś tej zasady nie było, stąd dawno temu był wysyp wiedźm.
Jay zawsze przestrzegał łowiecki regulamin. To był pierwszy raz, kiedy go złamał, jednak nie uważał, że zrobił coś karygodnego. O Łowcach nikt się nie dowiedział, a on tylko uratował człowieka przed śmiercią. Dał mu też nadzieję na lepszą przyszłość, a czy z niej skorzysta — to już zależało wyłącznie od niego.
Vireo uciekł, a Jay nie miał na niego żadnych dowodów. Gdyby spróbował to zgłosić, wyśmianoby go. Bo przecież jak Łowca może nosić w sobie cholema i karmić go, by rósł w siłę. W całej ich historii nie wydarzyło się nic podobnego, więc i teraz również było to niemożliwe i absurdalne, dlatego na razie chłopak musiał działać na własną rękę.
Wrócił do siostry, która czekała na niego zniecierpliwiona. Jeszcze trochę i pobiegłaby za bratem, jednak postanowiła zaczekać i usiąść na krawędzi dachu. Rozglądała się za nim, a gdy go zobaczyła, wstała natychmiast i pobiegła w jego stronę. Spotkali się na środku. Blue patrzyła na niego pytającym wzrokiem, ale Jay nie chciał o tym rozmawiać, wolał nie ryzykować, że ta znowu wszystko wygada.
— Co się stało? — zapytała w końcu, podając chłopakowi lizaka.
— Uwidziało mi się coś — odpowiedział i włożył słodką kulkę do ust. Przesunął ją językiem w stronę policzka. — Chciałaś śledzić cholema, nie?
Blue zmarszczyła czoło.
— Chciałeś wybić mi ten pomysł z głowy.
— Świetnie, podtrzymuję to. Wracajmy do domu.
Jay chciał zeskoczyć z dachu, ale siostra chwyciła go za ramię. Spojrzał na nią, unosząc brwi.
— Naprawdę mi nie powiesz, co widziałeś?
— Uwidziało mi się — powtórzył. — Nie drąż tematu.Dziewczyna jeszcze przez kilka dni próbowała wyciągnąć z brata prawdę. Wiedziała, że kłamał i bardzo chciała dowiedzieć się, co takiego przed nią ukrywał. Ten jednak trzymał język za zębami i zbywał ją. Po jakimś czasie przestał kręcić i szczerze zaczął jej powtarzać, że po prostu jej nie powie. W końcu Blue poddała się i już nigdy więcej o tym wspomniała. Tymczasem Jay planował, jak pozbyć się problemu. W międzyczasie trenował i dzielnie brał udział we wszystkich misjach, które mu powierzono. Walczył z cholemami, pokonywał je z zimną krwią. Każdemu, bez względu na poziom, przebijał serce swym ostrzem. Kreatury nie miały z nim szans, poznał ich ruchy, powtarzające się ataki, zaczął rozpoznawać ich schematy walk. Był niepokonany i kochał tę robotę.
CZYTASZ
Łza Koszmaru [BL]
FantasyVenatorzy sieją postrach wśród największych grzeszników tego świata, wykorzystując swoje wierne cholemy - kreatury, które żywią się negatywnymi emocjami i zmarnowanymi duszami. O ich istnieniu wiedzą jedynie Alchemicy, którzy przysięgli pokonanie wr...