Ironia

245 14 29
                                    

Kiedy podeszłyśmy do szafek, ktoś na mnie wpadł. Z moim szczęściem tym kimś okazał się być mój największy wróg.

- Ogarnij się i patrz, jak chodzisz, Noah — syknęłam, będąc już blisko tego, żeby się na niego wydrzeć.

- Widzę, że bardzo ci się podoba udawanie węża — zaśmiał się mimo tego, że wiedział, jak łatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi. Szczególnie kiedy był takim debilem i baranem.

Noah był tą jedną osobą w szkole, którą gdybym tylko bez konsekwencji mogła zabić, już dawno bym to zrobiła. Długo i boleśnie.

Znamy się właściwie od początku szkoły i już pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy, zaczęliśmy się kłócić. Jest tym typem osoby, której nigdy nie wbijesz do tego pustego łba, że czasem wypada się zamknąć.

Jest przystojny. To muszę niestety przyznać. Wysoki brunet z ostrymi rysami twarzy i pięknymi brązowymi oczami.

Niestety wygląd nie idzie w parze z rozumem.

- Czy twoim jedynym ciekawym zajęciem jest wkurwianie mnie? - mruknęłam kiedy już szłam do klasy.

Dopiero teraz przypomniałam sobie, że Mad, która ze mną przyszła odeszła i patrzy na nas, śmiejąc się z Mattem. Oczywiście.

- A was co tak śmieszy — tym razem syknął Noah, a ja już chciałam mu przypomnieć, że też bawi się w żmiję, ale przerwał nam nasz przyjaciel.

Jeśli chodzi o Matta, był bratem mojej kochanej Madison, ale jednocześnie naszym przyjacielem. Może i czasem miał swoje odklejki, ale go kochałyśmy.

Nie różnił się od niej jakoś bardzo. Miał lekko kręcone włosy, niebieskie oczy i podobne rysy twarzy jak Mad. Jedyne, w czym się różnili to styl. Matt ubierał się dużo bardziej elegancko niż mad.

- Zachowujecie się jak jakaś skłócona para — dodała Mad, a ja zapisałam sobie w pamięci, żeby ją za to ochrzanić, a następnie zrobić jej krótki wykład, dlaczego powinna stać po mojej stronie.

Zrobiłam moją popisową minę idealnie opisującą to jak byłam wkurzona na dwójkę.

- Prędzej bym zrezygnował z gry w kosza, niż chodził z tą wariatką — prychnął a ja, mimo że po części się z nim zgadzałam to za to jak to sformułował, miałam ochotę mu przyjebać.

No tak, zapomniałam powiedzieć jeszcze, że był kapitanem drużyny koszykarskiej w naszej szkole. Miał na tym punkcie obsesję!

- Tak sobie to tłumacz — zachichotała Mad, a ja miałam kolejny powód do mojego wspaniałego wykładu.

- Ja uważam, że moi przyjaciele powinni ze sobą chodzić, a nie wyzywać się jak małe dzieci- dodał Matt i przybił piątkę z siostrą.

Oczywiście kretyn musiał wspomnieć o tym, że się z nim przyjaźni. Jakby nie mógł się go jakoś pozbyć, nikt by po nim nie płakał, a przynajmniej nie ja.

- Po moim trupie — wymamrotałam właściwie sama do siebie, bo zadzwonił dzwonek na lekcje, więc rozdzieliliśmy się: ja i Madison, Noah debil Mayer i Matt.

***
Przez całą lekcję spałam, bo wczorajszą noc spędziłam, oglądając jakieś horrory, bo ta debilka mnie zmusiła.

Chwile przed dzwonkiem obudziła mnie przyjaciółka, tak jak ją o to poprosiłam.

- Tess, obudź się — szeptała — jak nie wstaniesz, to naprawdę zaraz oberwiesz...

- Przerwałaś mi sen, w którym pozbyłam się tego debila Mayera — jęknęłam.

- Jest moim znajomym i całkiem go lubię, ale na pewno jest to lepsze niż słuchanie skrzeku naszej nauczycielki.

- Nadal nie rozumiem jak można słuchać tego jak próbuje nam tłumaczyć algebrę i myśli, że coś zrozumiemy — zgodziłam się z nią.

Spakowała wszystko do plecaka i zapisałam sobie w telefonie, co było zadane.

Kiedy zadzwonił dzwonek, prawie wybiegłam z klasy.

- Tesso Morgan! - już kolejny raz usłyszałam głos Madison, która wypowiadała moje pełne imię i nazwisko, dopiero wtedy zwolniłam i zaczekałem, aż do mnie podejdzie.

- Madison Davis — powiedziałam poważnie i zaśmiałam się, ale już po chwili zmieniłam mój ton na normalny — Przepraszam, jakoś nie chciałam dłużej siedzieć w tej klasie — powiedziałam i trochę zrobiło mi się głupio, bo ona zawsze na mnie czekała. Tak, tak nawet jeśli dopiero się budzę.

- Nie ma problemu, rozumiem — odpowiedziała.- idziemy na lunch?

- Oczywiście, że tak. Jedzenia nigdy nie odmawiam- zaśmiałam się, ale tak było, może jakaś gruba nie byłam, ale było to po mnie widać.

Ruszyłyśmy tym razem w stronę stołówki, a ja przypomniałam sobie, że dzisiaj po szkole razem miałyśmy wyjść.

- Po co ty właściwie idziesz na zakupy- powiedziałam, ale widząc, że nie zrozumiała, sprostowałam swoją wypowiedź, żeby nie wyglądało to tak. Jakbym nie chciała iść. Bo chciałam — chodziło mi o to co chcesz kupić i po co.

Od razu zauważyłam, że się uśmiechnęła i wiedziałam, że coś jest na rzeczy.

- Co się tak szczerzysz jak mysz do sera?- mruknęłam, ale szczerze mówiąc to, byłam zaciekawiona. Niestety oba jak zwykle przeciągała odpowiedź — No mów!

- No bo...  Pamiętasz o tym, że za tydzień w piątek po lekcjach jest ten mecz — ciągnęła.

- No pamiętam — mruknęłam kiedy dalej szłyśmy przez korytarz.

Matt gra w drużynie koszykarskiej razem z Noah i ciągle nam przypomina wszystkich wydarzeniach.

- No i potem jak zawsze robią imprezę... Tym razem jesteśmy na nią zaproszone — powiedziała cicho, a ja na chwilę przystanęłam.

- Mad, ja wiem, że jest jeszcze prawie tydzień, ale dobrze by było gdybyś takie rzeczy mówiła mi od razu.

- Ja wiem, ale bałam się, że nie będziesz chciała ze mną iść- miała rację, bo nie lubiłam tego typu imprez szczególnie z osobami ze szkoły.

- Dobrze. Podaj mi jeden dobry powód, dlaczego miałabym tam iść — mruknęłam średnio zaciekawiona.

- Na przykład taki, że będziesz się świetnie bawić?- to było głupie, ale już wtedy wiedziałam, że i tak pójdę, bo zaraz znajdzie jakiś naprawdę dobry argument wiec wolałam już nie próbować.

- Pójdę tam z tobą. Ale — szybko uniosłam  palec to góry — jeśli będę się źle czuła albo z kimś się pokłócę, od razu wracam. Podejrzewałam, że tak się stanie.

Zabrzmi to głupio, ale Mad zaczęła dosłownie skakać z radości. Po jakiejś chwili tych wygłupów podeszła do mnie i się przytuliła.

Nie lubiłam przytulania, ale ona była jedną z niewielu osób, którym na to pozwalałam.

- Kocham cię głuptasie — mruknęłam w jej włosy.

- Ja ciebie też.

***

Dzień dobry!

Jestem aktualnie na targach książki w Warszawie, ale staram się coś wrzucać.
Wiem, że pisarką nie jestem dobrą, ale warto próbować. Rozdziały może nie są długie, ale od czegoś trzeba zacząć.
Na razie prawie 1000 słów.

Kocham was i do następnego<3

Wasted wishesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz