Przyjaźń?

194 12 26
                                    

Kiedy po odsiedzeniu lekcji w ławce grając w kółko i krzyżyk razem z Mad wyszłyśmy ze szkoły i czekałyśmy na Matta, który miał nas podwieźć.

- Jak to szybko zleciało. Za dwa tygodnie są już wakacje — zaczęła.

- Ten mecz w piątek będzie ostatnim i najważniejszym w tym roku — mruknęłam, bo nasz przyjaciel cały czas nam o tym nawijał.

- Tak, mają teraz mnóstwo treningów — wszyscy to odczuliśmy, ostatnio spędzamy razem mniej czasu.

Już miałam znowu zapytać o to czy zawiezienie nas to nie będzie dla niego problem, bo to ona się z nim o tym rozmawiała, ale naszą rozmowę przerwał wrzask Matta.

- Dziewczyny, ruszcie się, bo zaraz jedziemy na trening — krzyknął.

- Jacy my? - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego.

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, bo z auta wyskoczył nie kto inny jak... Noah

Noah Debil Mayers.

- Co on tu robi? - spytałam wkurzona.

- Mamy niedługo trening a was odwozimy po drodze — powiedział Matt jak gdyby nigdy nic mimo tego, że wiedział, jak bardzo się nie lubimy.

- No już nie obrażaj się Morgan — mruknął Noah.

- Ja się nie obrażam! - krzyknęłam co było dowodem na to jak łatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi. Znowu.

Oczywiście w naszych przepychankach to on wychodził na tego poważnego i spokojnego tylko dlatego, że nie krzyczał. Nie, on tylko dolewał benzyny do ognia. Palant.

- A ty jak zawsze zachowujesz się jak dziecko — mruknął.

Na końcu języka miałam już ripostę, ale wymianę zdań przerwała nam Mad.

- Chodźmy, bo zaraz się jeszcze bardziej pokłócicie, a oni nie zdążą na ten jebany trening — wtrąciła.

- Robię to tylko dla Matta. Ale! - uniosłam palec do góry — nie siedzę obok tego debila. Nie wiem, czym mogę się zarazić.

- Nie ma opcji — odpowiedziała mi ta jędza.

***

Oczywiście postawiłam na swoim i siedziałam z przodu obok Matta.

Droga zajęła nam ponad czterdzieści minut, bo w mieście było kilka galerii, ale moja przyjaciółka musiała jechać do tej największej i chyba jednej z najbardziej oddalonych od szkoły. Nie wiem jakim cudem oni mieli po drodze nas odwozić, ale pewnie nasz przyjaciel się zlitował.

Berkeley High School nie było na końcu miasta, wręcz przeciwnie znajdowało się  bardzo blisko centrum ale jeśli chodzi o to konkretne centrum handlowe, nie było żadnych dobrych połączeń.

Kiedy nasz przyjaciel zaparkował, wzięłam swoje rzeczy, pożegnałam się i na koniec, kiedy już odjeżdżali, wystawiłam do tego skończonego debila środkowy palec i się uśmiechnęłam. Musiałam to zrobić, niby w trakcie drogi dużo mi nie dogryzał, to było silniejsze ode mnie.

Byłam dziecinna.

W tym czasie Mad zaczęła opowiadać mi plan naszych zakupów.

- Oczywiście nasze wyjście musimy zacząć od dobrej kawy — może zabrzmi to głupio, ale naszą tradycją było to, że przed zakupami zawsze chodziłyśmy coś zjeść albo chociaż wchodziłyśmy wypić coś do kawiarni.

- Jak zawsze masz racje — zaśmiałam się i dopowiedziałam — tylko w tym przypadku, przeważnie to ja jestem mózgiem tej przyjaźni.

Obie się śmiałyśmy i nawzajem sobie jeszcze chwile dogryzałyśmy i się wygłupiałyśmy, aż dotarłyśmy jednego z wejść i zmienił się temat naszych rozmów.

Kiedy już byłyśmy w środku, musiałyśmy znaleźć rozkład galerii, bo chociaż byłyśmy tu często, to wcale nie wiedziałyśmy, gdzie są jakie sklepy.

Chwile później czekałyśmy już na jedną z wind.

- Dobra. Plan jest taki, najpierw szukamy sukienki dla mnie, potem coś dla ciebie a na samym końcu chcę jeszcze wejść do kilku sklepów — powiedziała, wchodząc do windy i znowu zmieniając taktykę.

- Możemy tak zrobić, ale chciałabym jeszcze dobrać buty do sukienki, bo przydadzą mi się jakieś nowe.

Nie byłam z tych osób, które kupują jakieś ubrania tylko po to, żeby je raz założyć albo nawet wcale. Nie lubiłam zakupów i starałam się je ograniczyć. Oczywiście wyjście z Mad to co innego. Ale tym razem naprawdę potrzebowałam kupić coś nowego.

- Kobieto! - ryknęła a jakaś pani, którą mijałyśmy, spojrzała na nią z czymś w rodzaju politowania.

- Proszę cię. Mów pół tonu ciszej — zazwyczaj nie obchodziła mnie opinia innych ludzi, ale kultura jednak nas obowiązuje.

- Jak możesz mówić mi o tym dopiero teraz, mogłam nie kupować swoich butów tak wcześnie przez internet — powiedziała już dużo ciszej. - Kupiłybyśmy jakieś razem.

- Jakoś o tym zapomniałam. Hmm... może dlatego, że wcześniej nic o tym nie wiedziałam!- zażartowałam, ale trochę byłam za to na nią zła.

Impreza na zakończenie roku po meczu była czymś w rodzaju tradycji. Od zawsze tak było.

Najczęściej urządzał ją ktoś z drużyny koszykarskiej, w tym roku nie było inaczej bo to Oliver wszystko organizował.

Cieszyłam się, że nie padło na Myersa, bo pewnie nie miałabym tam wstępu, jeśli chodziło o Olivera, to całkiem się lubiliśmy.

Moja przyjaciółka coś odpowiedziała, a resztę drogi do Starbucksa minęłyśmy na plotkowaniu o ludziach z naszej szkoły.

***

Dawno niczego nie wrzucałam, ale chcę tę historię pisać bez jakiegoś zmuszania się i pisania na siłę. Lepiej zrobić coś dobrze;)
Rozdziały są krótkie, bo takie mi się lepiej pisze, ale spróbuję pisać dłuższe.
Na razie 800 słów

Kocham was i do następnego<33

Wasted wishesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz