5.

16 5 2
                                    

Patrzę na zegarek, jest jedenasta. Męża nie ma, pewnie już wstał. Czuję lekki ból głowy, pewnie od wina i stresu. Muszę jednak przyznać, że jestem wyspana. Przeciągam się i wędruję na dół do kuchni. Tutaj także go nie ma. W zlewie leżą brudne naczynia, nie pamiętam, żeby Patryk kiedykolwiek po sobie pozmywał. Nastawiam ekspres na kawę i biorę się za sprzątanie. Po chwili kuchnia lśni czystością, a ja wychodzę z kubkiem na taras i próbuję dodzwonić się do Patryka, ten jak zwykle nie odbiera. Wzdycham i siadam na schodku, odstawiam kawę na bok i zapalam papierosa. Chciałabym rzucić, w obecnej sytuacji jest to jednak niemożliwe. Nikotyna wdychana razem z dymem daje mi chwilę ukojenia i uspokojenia. Traktuję to jako taką chwilę dla siebie, chwilę na wyluzowanie. Bez tego chyba bym zwariowała do reszty.
,,Jestem w pracy, szef mnie wezwał, wrócę późno.'' – Czytam wiadomość na ekranie smartfona. Patryk poszedł do pracy? W niedzielę? Jaki zakład mechaniki samochodowej działa w niedzielę? Mąż wspominał, że z jego szefa jest niezły świr i stawia pracę ponad wszystko. Co trzeba mieć w głowie, żeby dzwonić do pracowników w niedzielę rano i kazać im przyjść do pracy? Przecież to chore. Dobrze, że ja mam w miarę normalne kierownictwo. Gaszę peta i dopijam kawę, jest gorzka, nie kupiłam wczoraj cukru i mleka. Wyciągam odkurzacz i biorę się za sprzątanie, to zawsze pomaga mi wyłączyć myślenie. Włączam głośno muzykę i tańczę po całym domu, udając, że odkurzacz to świetny partner. Czuję się beztrosko, nawet trochę śpiewam. Gdy podłoga lśni czystością, biorę do ręki telefon i widzę dwa nieodebrane połączenia. Zapomniałam, że wczoraj go wyciszyłam. Chyba za szybko pochwaliłam swoją pracę, czego szef może chcieć ode mnie w niedzielę? Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek dzwonił do mnie w weekend. Zaniepokojona oddzwaniam.
- Dzień dobry, oddzwaniam szefie.
- Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam w niedzielę, ale chciałem tylko zapytać jak tam prezentacja. Potrzebujesz może jakiejś rady czy pomocy?
O Boże, prezentacja. Jutro do firmy przyjeżdżają bardzo ważni klienci, których trzeba przekonać, że nasza agencja najlepiej zajmie się reklamą ich biznesu. Na zrobienie jej miałam prawie dwa tygodnie, odkładałam to jednak z dnia na dzień. Aż w końcu zupełnie o tym zapomniałam. Mam za swoje, jestem wściekła i pali mnie twarz.
- W porządku, dziś mam zamiar dopiąć ostatnie elementy i sprawdzić całość. Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze. – Te ostatnie słowa wypowiadam chyba dla siebie. Chcę się pocieszyć, chcę uwierzyć, że dam radę zrobić to w kilka godzin. Przecież to jest nierealne. Szef wspomina tylko, że cieszy się, że może na mnie liczyć i życzy mi miłej niedzieli.
    Stoję w bezruchu i gapię się przed siebie. Jak mogłam o tym zapomnieć, przecież wszyscy w biurze trąbią o tym kontrakcie od miesiąca. Jestem beznadziejna, nie dość, że mam nieudany związek, w którym daję sobą pomiatać, to jeszcze zawalam robotę. Czuję, że łzy napływają mi do oczu. Siadam na podłodze i pozwalam im swobodnie płynąć. Czytałam kiedyś artykuł na temat płaczu. Podobno czasem dobrze jest się porządnie wybeczeć. Rozładowujemy emocje, nawilżamy oczy i oczyszczamy je z toksyn. Dodatkowo wydzielają się jakieś tam hormony poprawiające nastrój. Same plusy, uśmiecham się, analizując te informacje. Ja to jednak mam czarny humor. A jaki mogę mieć w tej sytuacji? Wzdycham i wstaję z kolan.
- Do dzieła, Inez. Kto jak nie ty – mówię do siebie pokrzepiająco i idę w stronę lodówki. Wyciągam energetyka, biorę laptopa i siadam przy kuchennym blacie. Nie lubię pracować przy biurku i dlatego kupiłam wysokie krzesła barowe. Idealnie komponują się z ogromnym stołem. Włączam sprzęt i sprawdzam portal społecznościowy.
,,Siema, jak tam? Bardzo zły?" - Wiadomość od Mai. Jednak trochę się o mnie martwi, na sercu robi mi się ciepło. Potrzebuję zainteresowania, potrzebuję, żeby ktoś się o mnie troszczył. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo. Mam ochotę ponownie się rozryczeć. Karcę się jednak w duchu i biorę łyk napoju. Jak będę tak co chwilę płakać, to jutrzejszy dzień będzie porażką. Nie dość, że zawalę prezentację, to jeszcze będę wyglądała jak życiowe nieszczęście.
,,No był, ale chyba już mu przeszło, zresztą nie ma go od rana, pracuje." - spoglądam na zegarek. Dochodzi osiemnasta. Gdzie on do cholery jest? Zaraz zacznie robić się ciemno, czy ten debilny szef każe im za chwilę naprawiać auta w nocy?
,,O kurczę, to słabo, w niedzielę... Współczuję :(" - Komu ona współczuje? Jemu czy mi? Czasem naprawdę nie rozumiem swojej siostry. Ja tam się cieszę... Spędzam względnie spokojny dzień, spokojny aż do telefonu szefa.
,,Lecę, muszę coś ogarnąć, pa." - Przypominam sobie o prezentacji i kończę rozmowę. Nie czekam nawet na odpowiedź, wyłączam okno przeglądarki i zabieram się za szukanie informacji, obliczania i przygotowywania.
     Dochodzi dziewiętnasta, a ja mam gotowy tylko wstęp, oczy strasznie mnie już bolą od gapienia się w monitor. Nie mam zamiaru znowu ryczeć, aby je nawilżyć. Wstaję i robię sobie kawę. Wychodzę na taras i zapalam papierosa. Dawno nie jarałam. Zaczyna się powoli ściemniać, a niebo zmienia kolor na pomarańczowo fioletowy, Patryka nadal nie ma. Mam ochotę do niego zadzwonić, ale się powstrzymuję. Po ostatniej sytuacji to on powinien mnie przeprosić, nie mam zamiaru się płaszczyć. Jeszcze niedawno spędziłabym cały dzień na wydzwanianiu i wysyłaniu wiadomości. Chodziłabym nerwowo po całym domu i co chwilę wyglądała przez okno. Teraz jest mi wszystko jedno, nie wiem, czy to dlatego, że ja jestem silniejsza, czy może dlatego, że już mi tak nie zależy. Zaciągam się papierosem i patrzę w niebo, widać już delikatny zarys księżyca. Noc zapowiada się na bezchmurną.
    Dawno temu prawie codziennie leżeliśmy na trawie z Patrykiem i patrzyliśmy się w gwiazdy. Mąż pokazywał mi gwiazdozbiory, których ja nigdy nie potrafiłam dojrzeć. Pamiętam, jak zobaczyłam spadającą gwiazdę, pomyślałam sobie wtedy, że mam już wszystko, czego mi trzeba. I żeby to wiecznie trwało. Niestety, nic się nie sprawdziło. A może to ja źle sformułowałam życzenie? Nieraz zasypialiśmy wtuleni w siebie i budziliśmy się późno w nocy. Szliśmy wtedy do łóżka, a ja byłam tak zmarznięta, że zasypiałam ponownie w bluzie męża dodatkowo w niego wtulona. Uwielbiałam te nasze wspólne wieczory. Nawet nie pamiętam, kiedy dokładnie się to wszystko skończyło. Myśląc o tym teraz, mam wrażenie, że nigdy nie miało miejsca. A ja to sobie wszystko ubzdurałam. Jak mogłam spędzać tak cudowne chwile z mężczyzną, który teraz codziennie mnie rani. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
    Patrzę na zegarek, już późno, a ta przerwa trwała zdecydowanie za długo. Gaszę peta i wracam do komputera. Oczy trochę mi odpoczęły. Zabieram się ponownie do pracy, myśli zajmuję tabelkami i wykresami. Nie wiem nawet, ile czasu minęło, gdy słyszę zgrzyt klucza w zamku.
- Która godzina? - Teraz ja przejmuję rolę zdenerwowanego małżonka. Nie przesadzam jednak, bo role bardzo szybko mogą się odwrócić.
- Nie pytaj, tego buca chyba pojebało. Mam nadzieję, że to ostatni raz .– O dziwo, głos Patryka nie jest wściekły, może jedynie lekko poddenerwowany. Czyżby zaczął uczyć się panować nad emocjami? Może jest jeszcze dla nas jakaś nadzieja?
- Ratę dziś trzeba zapłacić, może jak tyle pracujesz, to teraz ty to zrobisz? - Nie pamiętam, kiedy Patryk ostatnio zapłacił rachunki. Jego wkład finansowy w nasze życie ogranicza się do kupienia ziemniaków i mielonego na obiad.
- Nie mam, robiłem wczoraj zakupy. Myślisz, że mechanik zarabia tyle, co Ty w ciepłym biurze? - Tak jak myślałam. Znam już ten tekst. Ja zarabiam więcej i to ja powinnam nas utrzymywać. Nie mam siły się z nim kłócić, jeszcze względnie spokojny dzień zakończy się awanturą. A tego naprawdę nie wytrzymam.
- No tak, biedny Patryś... – wyrywa mi się. Widzę wzrok męża i gryzę się w język. – W lodówce masz makaron. Ja idę pracować.
Bez słowa otwiera lodówkę i odgrzewa jedzenie, nawet nie zapyta, czy mi także nałożyć. Biorę laptop na kanapę i ponownie zanurzam się w świecie cyferek.
    Gdy podnoszę wzrok, w pokoju panuje ciemność. Patryk musiał już dawno położyć się spać, nawet tego nie zauważyłam. Patrzę na zegarek, jest po drugiej. Prezentacja jest gotowa, ale nie jestem z siebie dumna, wiem, że gdybym zabrała się za to wcześniej, wizualnie wyglądałaby dużo korzystniej. Zapisuję plik i loguję się do banku. Płacę ratę kredytu i rachunki. Nazbierała się duża suma, mimo to na koncie wciąż mam sporo pieniędzy. Cieszę się, że Patryk nie zabiega o wspólne konto. Wtedy na pewno mielibyśmy problemy finansowe. Nie wiem, na co on wydaje swoją wypłatę. Może ma jakieś uzależnienia? Może gra na pieniądze? A może po prostu żyje mu się wygodnie i zbiera oszczędności na przyszłość? A ja jestem taka głupia, że go utrzymuję. Zamykam laptop i idę na górę, przebieram się w piżamę, prysznic wezmę rano. Dochodzi trzecia w nocy, a ja ledwo stoję na nogach. Wsuwam się pod kołdrę, mąż, czując to, przytula się do mnie. Kiedyś w jego ramionach czułam się tak bezpiecznie. Teraz najchętniej odsunęłabym się na sam koniec łóżka, byleby tylko go nie dotykać.

Bez HamulcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz