17.

3 1 0
                                    

   Cholera, zaspałam. Zegarek koło łóżka wskazuje jedenastą trzydzieści. Dlaczego wczoraj nie nastawiłam budzika? Przypominam sobie o minionym dniu i od środka wypełnia mnie przyjemne ciepło. Szybko jednak karcę się w duchu.

- Nie rób sobie nadziei – szepczę do siebie i otwieram szafę w poszukiwaniu wygodnego dresu. Jeszcze tylko jakieś dziesięć godzin i będzie po wszystkim. Wstyd mi, że tak myślę, ale nic na to nie poradzę. Nie mam ochoty na przyjmowanie gości. A tym bardziej naprzyjmowanie rodziny Patryka. Nic dziwnego, że ich synek się tak zachowuje. Rozpieścili go do granic możliwości i od małego pokazywali, że wszystko mu się należy. Na samą myśl o jego ojcu robi mi się niedobrze. Nadęty bufon, któremu wydaje się, że pozjadał wszystkie rozumy. Odsłaniam rolety i do pokoju wpada trochę światła. Zielona dioda miga wesoło na ekranie smartfona. Krzywię się na samą myśl otrzymywania miliona głupich wierszyków z życzeniami pobranymi z internetu.

,,Nasze życzenie się spełniło i mamy śnieg na Wigilię :)" - Uśmiecham się do siebie i zerkam na drzwi. Nie chciałabym, żeby Patryk zapytał, z kim piszę, a co gorsza wyrwał mi telefon. Siadam na łóżku przodem do wejścia i czytam wiadomość jeszcze raz. I kolejny, i kolejny.

,,Oj tak." - Piszę i usuwam. Niby proste zadanie, a sprawia mi dużo trudności. Nie mam pojęcia co napisać.

,,Tak, właśnie widziałam!" - Usuwam, głupie i płytkie. Przecież to logiczne, mam w domu okna i też widzę, że pada śnieg. Wstaję i wciągam na siebie domowe ciuchy. Podchodzę jeszcze raz do okna, jakieś dzieciaki lepią bałwana, dalej ktoś ciągnie małego chłopca na sankach, to chyba jego ojciec.

,,No widzisz, czasem życzenia się spełniają. Pocieszające :D" - Klikam szybko przycisk wysłania wiadomości i schodzę na dół. Już na schodach dociera do mnie maślany zapach jajecznicy. Tak, jak lubię. Mam wyrzuty sumienia z powodu zakłopotania, w jakie wprawiła mnie przed chwilą wiadomość od Łukasza. Ale to przecież tylko głupi esemes, prawda?

- Hej kochanie, nałożyłem ci. Nie mamy bułek, ale rozmroziłem chleb. – Otwieram szerzej oczy, nie jestem przyzwyczajona, że Patryk wstaje przede mną. I do tego robi śniadanie.

- A tobie co się stało? - Powiedziałam to na głos? Niepotrzebnie mi się wyrwało.

- Wczoraj się napracowałaś, to chciałem zrobić ci przyjemność... Ale dobra, już nie będę.– Naburmuszył się, w sumie śmiesznie wygląda z tą miną w moim fartuszku i z patelnią w ręku.

- Oj daj spokój, po prostu jestem zaskoczona.

- Ale chyba na plus?

- Tak... – Szczerze to sama nie wiem. Może wolałabym, żeby był taki jak wcześniej? Żebym miała pretekst do rozmowy z Łukaszem. Jestem podła.     

Jemy w milczeniu, Patryk próbuje coś zagadywać, ale tłumaczę mu, że obmyślam plan rozstawienia potraw na stole. Tak naprawdę myślami jestem w sypialni, przy telefonie. Czy postanowił mi napisać coś jeszcze? Pochłaniam jajecznicę z prędkością światła i idę z powrotem na górę.

- Idę po opłatek, bo potem zapomnimy.

- Już go przyniosłem. – Świetnie. Muszę wymyślić coś innego. Mówię, że idę umyć zęby i zanim się odezwie, jestem już schodach. Wchodząc do pokoju, widzę znajome zielone światełko. Tak, jest wiadomość! Chwytam telefon i zamykam się w łazience. Czuję się jak głupia nastolatka kryjąca się przed rodzicami.

,,A jakie Ty masz życzenie? Podobno w Wigilię jest większa szansa na spełnienie :)" - Jak to jakie? Żebyś po mnie przyjechał i żebyśmy spieprzyli stąd jak najdalej! Wyobrażam sobie, jak pospiesznie wybiegam z domu i wskakuję do auta Łukasza. Sprowadzam się szybko na ziemię, on nie ma auta. Moglibyśmy równie dobrze pojechać moim. Boże, o czym ja myślę!

Bez HamulcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz