18.

3 1 0
                                    

   Kolejne dni świąt minęły w spokojnej atmosferze. Starałam się schodzić mężowi z drogi i zająć się sobą. Nadrobiłam zaległości w czytaniu książek i śmiało mogę stwierdzić, że odpoczęłam. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Obyło się także bez awantur, Patryk dostał od brata jakąś nową grę i ta zupełnie go pochłonęła. Dojadaliśmy resztki ze świąt, a ja ograniczyłam domowe obowiązki do zmywania naczyń, które mój mąż zostawiał w zlewie. Cieszę się, że chociaż potrafił je tam po sobie wynieść.

- To ja lecę, umówiłam się z Klarą na spacer. – Odpowiada mi tylko ciche mruknięcie. 

Powinnam być wdzięczna Karolowi za spokojne święta. Mam wyrzuty sumienia z powodu tych środków przeczyszczających, ale w końcu to nie był przecież mój pomysł. Tylko Klara może wpaść na coś tak szalonego i okropnego. Wychodzę na mroźne powietrze i mocniej naciągam czapkę na uszy. Wieje, a z nieba prószy delikatny śnieg. Jest naprawdę zimno. Po chwili rozcieram ręce wewnątrz auta i przykładam je do ciepłego powietrza płynącego z nawiewu. Siedząc w takim samochodzie, nie muszę czekać, aż się nagrzeje. Wnętrze momentalnie robi się ciepłe i przyjemne. Odpalam silnik i wstukuję w nawigację adres zakładu pracy Patryka. Parkuję przed budynkiem przypominającym ogromny garaż. Jest otwarty, a z wnętrza słyszę głośne rozmowy i bluźnierstwa. A więc to tu przez ostatnie lata pracował mój mąż. Nigdy tu nie byłam, Patryk nie lubił odwiedzin w pracy. Twierdził, że to wstyd, żeby baba przyjeżdżała do swojego mężczyzny, gdy ten pracuje.

- Dzień dobry, mogłabym rozmawiać z szefem?

- A może ze mną byś chciała porozmawiać piękna? - Co za burak. Nie dziwię się, że mój mąż tak się zachowuje. Przebywał z tymi idiotami ostatnie kilka lat, codziennie.

- Dziękuję, ale nie skorzystam. Czy jest szef? - Ponawiam swoje pytanie, bo chyba za pierwszym razem nie dotarło do jego pustego łba. Facet wzrusza ramionami i pokazuje mi drzwi na końcu garażu. Bez słowa ruszam w tamtym kierunku i mocno pukam w blachę.

- Wejść!

- Dzień dobry, jestem żoną Patryka, pracował u pana kilka lat.

- Dzień dobry, w czym mogę pani pomóc?

- W czym? - Zaczynam się denerwować. – Pan jeszcze pyta w czym? Proszę oddać mojemu mężowi pieniądze, które jest mu pan winien. W tym może mi pan pomóc!

- Słucham? - Mężczyzna otwiera szeroko oczy i uśmiecha się drwiąco.

- To ja słucham. Odda pan pieniądze polubownie, czy spotkamy się w sądzie? Proszę mi wierzyć lub nie, mam naprawdę dobrego prawnika. - To oczywiście kłamstwo. Nie mam żadnego prawnika. Ale jeśli będzie potrzebny, to znajdę najlepszego w mieście!

- Proszę usiąść. – Odpowiadam, że postoję. – No dobrze, pan Patryk pracował u mnie kilka lat, owszem. Jednak niecały rok temu coś zaczęło się psuć. Pani mąż co chwilę brał wolne na żądanie, czasem nie pojawiał się w pracy bez żadnego słowa. Przykro mi, moja cierpliwość w końcu dobiegła końca. Musiałem mu podziękować i nie przeczę, jestem zadowolony ze swojej decyzji. Zatrudniłem teraz nowego chłopaka... – Rzucam mu ostre spojrzenie i mrużę oczy. – Ah, w sumie, co to panią interesuje, prawda? Przejdźmy dorzeczy. Pan Patryk ma u mnie dług, trzy tysiące złotych. Więc ta sytuacja jest co najmniej śmieszna. Albo ktoś nieźle zrobił panią w balona i naopowiadał bredni. Proszę spojrzeć. 

Były szef wyciąga z szuflady jakąś kartkę. Biorę ją do ręki i tym razem muszę jednak usiąść. Czuję, że nie utrzymam się na nogach. Mimo zimna, jakie tu panuje, płoną mi policzki. To jest umowa. Umowa pożyczki, którą własnoręcznie podpisał mój mąż. Poznaję jego charakter pisma, poza tym tłumaczenie mężczyzny wydaje się prawdziwe.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 09 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Bez HamulcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz