11.

4 2 0
                                    

     - Co jest? Gdzie ja jestem? Co się stało? - Rozglądam się wkoło zdezorientowana. W pomieszczeniu panuje półmrok, rozświetla je tylko kilka kolorowych żarówek. Na przeciwko mnie siedzi Klara i patrzy na mnie pytająco.

- Co ty gadasz? Sama chciałaś przyjść do tego baru i świetnie się bawiłaś. 

Wstrząsa mną dreszcz i robi mi się niedobrze. Próbuję cokolwiek sobie przypomnieć. Byłyśmy w szpitalu u Mai. Tak, to pamiętam. Potem przyjaciółka namówiła mnie na drinka i pojechałyśmy do klubu niedaleko mojego domu. Pamiętam, jak wznosiłam toast. Zamykam oczy i próbuję przypomnieć sobie, co było dalej. Niestety, nic to nie daje. Mam w głowie czarną dziurę. A to może oznaczać, że...

- Boże, Klara. Ktoś mi chyba coś dosypał!

- Nie wygłupiaj się, byłam z tobą cały czas. Tańczyłaś na parkiecie, później chciałaś przenieść się na bar, ale cię powstrzymałam. Wiedziałam, że imprezowa z ciebie dziewczyna, ale że aż tak? - Przyjaciółka zanosi się śmiechem, a ja wcale nie mam ochoty go odwzajemnić. Boże, co ja znowu narobiłam.

- Ile wypiłam? - Skoro nikt mi nic nie dosypał, to oznacza, że znowu przesadziłam z alkoholem. Muszę z tym skończyć, kolejny raz robię z siebie idiotkę. Dziwię się, że Klara nadal chce się ze mną zadawać. Albo mnie lubi, albo jest jej mnie szkoda, albo jest tak samo powalona, jak ja.

- Pijesz czwartego drinka. Nie sądziłam, że aż tak cię sponiewiera. To pewnie zmęczenie. Wracamy? Dochodzi druga. 

Co!? Druga w nocy? Wyjmuję telefon z torebki i patrzę na ekran. Dwanaście nieodebranych.

- Przepraszam... - Biegnę do toalety i zamykam się w kabinie. Odór jest straszny, zapach moczu miesza się z potem, chyba w ogóle tu nie sprzątają. Wymiotuję kilkukrotnie do muszli, raz nie trafiam i na wpół strawiony obiad ląduje na kamiennej posadzce. Trudno, w tym syfie i tak nie zrobi to różnicy. Wychodzę i kieruję się w stronę umywalki. Wyglądam okropnie, tusz zupełnie mi się rozmazał. Obmywam twarz wodą i biorę do ust miętową gumę. Muszę doprowadzić się do porządku. Czeszę włosy i związuję je w kucyk. Pudruję twarz i wychodzę do dusznego pomieszczenia.

- Może zatańczymy piękna pani? - Obleśny, pijany typ łapie mnie za rękę.

- Spierdalaj. – Ucinam krótko i ruszam szukać przyjaciółki. Dobrze, że jest napruty. Bez problemu udało mi się wyswobodzić i go odepchnąć. Co to za okropne miejsce, nie wierzę, że sama chciałam tu przyjechać.

- O jesteś! Zamówiłam ci taksę, już czeka.

- Bardzo ci dziękuję. – Jestem jej naprawdę wdzięczna. Tak to musiałabym czekać jeszcze jakieś kilkanaście minut. A teraz wydaje się to wiecznością. Ledwo stoję na nogach i jedyne, o czym marzę to położyć się do łóżka.

- Dobry wieczór. – Witam się z taksówkarzem i podaję adres. Miły pan, na oko po sześćdziesiątce, próbuje mnie zagadywać. Pyta, jak spędziłam wieczór i czy dobrze się bawiłam. Odpowiadam półsłówkami i koleś w końcu daje mi spokój. 

     W kuchennym oknie pali się światło. A więc Patryk nie śpi, czeka na mnie. Łapię się za brzuch, chyba za chwilę znowu zwymiotuję. Wizja mnie wymiotującej pod domem wydaje się przerażająca. Ze wstydu nie wyszłabym chyba na zewnątrz przez kolejny miesiąc. Zamykam oczy i biorę kilka głębokich oddechów. Już mi lepiej. Drzwi od domu się otwierają. Wzrok Patryka mówi sam za siebie. Jest wściekły. Idę powoli w jego stronę ze spuszczoną głową.

- W końcu. Księżniczka postanowiła wrócić do domu? - Cedzi przez zęby.

- Przepraszam, zasiedziałam się z Klarą. – Szepczę. Mam wrażenie, że zaraz się przewrócę. Mijam męża i idę w stronę łazienki.

Bez HamulcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz