12.

7 3 0
                                    

     Otwieram powoli oczy, w salonie jest już jasno, ponieważ w nocy nie zaciągnęłam zasłon. Przez chwilę zastanawiam się, jaki mamy dziś dzień tygodnia. Powoli wszystko zaczyna do mnie docierać. Jest niedziela, wczoraj była sobota. Przypominają mi się wydarzenia minionego wieczoru i chowam głowę pod kocem. Zdecydowanie moją ulubioną częścią dnia jest poranek, chwila po przebudzeniu. Kiedy wyrywam się ze snu, przez jakieś dwie minuty, no może trochę mniej, mam czystą głowę, bez zmartwień i ponurych myśli. Niestety, gdy się rozbudzam, problemy z powrotem trafiają do mojej głowy. Niczym kubeł zimnej wody lub uderzenie młotkiem. Tak jest i dzisiaj. Te dwie minuty to zdecydowanie mój ulubiony czas z całej doby.        

     Podnoszę się na łokciach i patrzę na zegar. Dochodzi dziesiąta. W domu panuje martwa cisza. Uśmiecham się pod nosem na myśl, że jestem w nim sama. Wstaję i kieruję się w stronę kuchni. Jestem głodna jak wilk. Wyjmuję z lodówki jajka i nastawiam ekspres. Rozpuszczam masło na patelni i kroję cebulę. Na dworze jest piękna pogoda i postanawiam, że śniadanie zjem na zewnątrz. Słysząc kroki na schodach, zamieram w miejscu, on też tu jest. Cała drżę, odwracam się i patrzę w oczy mojemu oprawcy. Widząc mnie, Patryk przystaje na białej podłodze. Nic nie mówi, tylko się na mnie gapi. Chcę coś powiedzieć, ale nie jestem w stanie. Nie po tym, co się tu wczoraj wydarzyło.

- Cześć, wyspana? - Odzywa się pierwszy. Znów zachowuje się, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Ostatnio nawet przestał mnie przepraszać. Wcześniej po takich akcjach wpadał do domu z bukietem kwiatów i prosił o wybaczenie. Teraz już tego nie robi.

- Tak... - wydaję z siebie zachrypnięty dźwięk. Patryk przechodzi obok mnie i siada na barowym stołku przy blacie. 

– A ty nie jesteś w pracy? 

Musiałam coś powiedzieć, ta cisza jest okropna.

- Dziś niedziela, mam wolne. Pewnie wolałabyś, żeby mnie tu nie było, co? - Jego głos jest łagodny. Widocznie złość już mu przeszła, ale myślę, że nie ma mowy o żałowaniu tego, co zrobił. Nie wiem co odpowiedzieć, nie chcę, żeby znowu wpadł w szał. Zmieniam więc temat i pytam, czy napije się kawy. Czuję się jak w jakiejś pieprzonej, taniej komedii. To, co się tu dzieje jest po prostu chore. Nalewam mężowy kawy i nakładam śniadanie. Biorę swój talerz i kieruję się w stronę ogrodu. Sadowię się wygodnie na krześle i widzę, że Patryk siada naprzeciwko mnie. Przeżuwam powoli jajecznicę i skupiam wzrok na swoim talerzu. Nie mam chęci i odwagi na niego patrzeć.

- Dlaczego unikasz mojego wzroku Inez? - Chyba już go totalnie powaliło.

- Hmm, niech pomyślę... - rzucam ironicznie i za chwilę tego żałuję.

- Wiem, trochę mnie poniosło. Ale ty też nie powinnaś wracać tak późno do domu, w dodatku w takim stanie. Martwiłem się. 

Trochę go poniosło? Trochę? Czy on siebie słyszy? Nie mam jednak zamiaru dalej dyskutować. Z jednym jednak ma rację, gdybym nie wróciła wczoraj tak późno, to nie byłoby całej tej sytuacji. Gdybym tylko nie poszła na tego cholernego drinka.

- Musiałam jakoś odreagować, ta sytuacja z Majką, z mamą. Do tego doszło zmęczenie, powinnam dać ci znać. – Czuję się jak gówno przez to, że się przed nim tłumaczę. Jak nikt. Jakbym była nic niewartym zlepkiem ludzkich organów.

- Dobrze, chyba oboje wynieśliśmy lekcję z tej sytuacji. 

Opuszczam wzrok na talerz, chociaż wszystko się we mnie gotuje. Nie chcę kontynuować tej żenującej rozmowy. Przestaję odczuwać głód, a przecież zjadłam zaledwie połowę i tak już małej porcji. Wstaję i bez słowa kieruję się do środka. Wyrzucam nadjedzone śniadanie do kosza i dopijam kawę. Mam ochotę stąd wyjść. Byle gdzie, byle jak najdalej stąd. Jak najdalej od tego psychola. Przechodząc przez korytarz, spoglądam na nasze zdjęcie ze ślubu. Stoimy objęci przed kościołem i szczerze się uśmiechamy. Pamiętam, jaka byłam wtedy szczęśliwa. Gdybym tylko mogła cofnąć się w czasie... Spoglądam w lustro. Widzę zapadnięte policzki i smutne, nieobecne oczy. Co się z nami stało na przestrzeni tych kilku lat? Co stało się ze mną? Biorę podkład i nakładam go na twarz. Maluję także usta i rzęsy. Rozpuszczam i rozczesuję włosy. Teraz wyglądam nieco lepiej. Pośpiesznie chwytam torebkę i kieruję się w stronę drzwi.

Bez HamulcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz