JEDEN

31.9K 832 246
                                    


Kilka tygodni później...

Z trudem dopinam zamek w walizce, w którą musiałam spakować cały swój dobytek. Rozglądam się po pokoju świecącym pustkami. Z przykrością stwierdzam, że nie przypomina już sypialni nastolatki. Białe ściany pozbawione plakatów w towarzystwie nudnych mebli wyglądają nijako, ale razem z mamą musiałyśmy przygotować nasz dom po wynajem. Same właśnie przeprowadzamy się do jej świeżo upieczonego narzeczonego.

Z Rogerem spotkałam się kilka razy i wydaje się być naprawdę miłym gościem. Czasami jednak zastanawiam się, czy matka przypadkiem bardziej nie zakochała się w luksusie, jaki jej ofiaruje, niż w nim samym. Ale nie mnie to oceniać. Zawsze będzie mnie cieszyć widok jej szczęścia, czymkolwiek nie byłby spowodowany. Przez tyle lat wychowywała mnie samotnie, więc teraz należy jej się coś od życia.

Wstaję na równe nogi, podnoszę walizkę i po raz ostatni omiatam swój dawny pokój spojrzeniem. Czuję nieprzyjemne ukłucie w sercu. Zostawiam tutaj naprawdę masę wspomnień i trochę ciężko jest mi się z tym rozstać, ale wierzę, że wyjazd do San Diego daje mi dużo więcej perspektyw. Przykro mi, że zostawiam tutaj najlepszą przyjaciółkę, choć jednocześnie pocieszam się tym, że będą nas dzielić niecałe dwie godziny drogi.

Odwracam się na pięcie i opuszczam pomieszczenie. Przystaję przed wejściem na schody, chwytam walizkę za rączkę i ostrożnie schodzę na parter. W salonie czeka na mnie mama, która na mój widok szeroko się uśmiecha.

– Nie mogę uwierzyć, że to dziś – piszczy radośnie. Przyciąga mnie do siebie jednym ramieniem i mocno obejmuje. – W końcu nie będziemy już same.

Silę się na uśmiech. Początkowo byłam nieco zła, kiedy mama oznajmiła mi, że zamieszkamy z jej nowym facetem. Nie chciałam zostawiać przyjaciół, ani zmieniać szkoły w ostatniej klasie. Parę razy próbowałam ją przekonać, by przełożyła przeprowadzkę do czasu, aż skończę liceum, ale ona była tak bardzo podekscytowana, że wreszcie uległam.

– Mam nadzieję, że będziemy tam szczęśliwe – rzucam pod nosem.

– Na pewno. Roger to wspaniały facet, a samo miasto ma nam wiele do zaoferowania.

Lekko się od niej odsuwam i na nią spoglądam.

– Tylko dlatego dałam się na to namówić.

Twarz mamy wykrzywia się w grymasie niezadowolenia, lecz zaraz potem zaczyna chichotać.

– Jedźmy już, bo spóźnimy się na obiad.

***

Trasa przebiegła bezproblemowo i już po niecałych dwóch godzinach mama parkuje swojego starego forda na podjeździe, który jest co najmniej dwa razy większy niż nasz cały dom. Wysiadam z pojazdu i z szokiem przyglądam się rezydencji, która ma być moim nowym domem.

– Sky, pomóż mi! – woła mama, siłując się z wyjęciem walizek z bagażnika.

Zbliżam się do niej w kilku krokach.

– A czy nie powinien zrobić tego za nas jakiś osobisty lokaj?

Kobieta piorunuje mnie spojrzeniem.

– Tłumaczyłam ci już wiele razy. Wilsonowie może i są bogaci, ale się z tym nie obnoszą.

Wyjmuję jeden bagaż, a w oddali dostrzegam mężczyznę zajmującego się ogrodem.

– Jasne. A ten facet koszący trawę to z pewnością syn Rogera – kpię z rozbawieniem.

Wzdycha, gromiąc mnie spojrzeniem.

The secret we hide | PREMIERA 3.06Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz