| 01.06. Stopnie ryzyka |

49 5 2
                                    

  

Piętnasto godzinny lot do Stanu Kalifornii, został nadrobiony całodniowym spaniem. Każdy z drużyny czerwonej - prócz Playera, dawno drzemiącego przy biurku - jak zombie powędrowali do swoich apartamentów, padając na łóżka natychmiast odlatując.

Crystal nie pamiętała kiedy ostatnio tak długo spała. Niezbyt miła melodia alarmu obudziła ją równo o piątej popołudniu. Potrzebowała trochę więcej czasu, żeby się zmusić do wstania.

Ubrała się w luźne spodnie i granatową bluzę z kapturem. Trzeba wracać do "pracy".  Zapukała w drzwi apartamentu zajętego przez Carmen.

Raz, drugi trzeci, nie odpowiadała. Wyjęła z kieszeni zapasową kartę. Odblokowała drzwi, weszła do środka. Brunetka dalej spała, mamrocząc i przewracając się z jednej strony na drugą.

— Carmen. Carmen! — chwyciła ją za ramię próbując wyrwać ją z koszmaru.

— Płaszcz był pusty, prawda?! — zerwała się do pionu zlana potem.

Crystal do niedawna sądziła, że tylko ją gryzą sprawy z przeszłości. Jednak Carmen pobiła rekord. Od opuszczenia wyspy VILE dręczy ją wspomnienie oblanego egzamin u Shadowsana we snach.

— Nie. Znowu ten koszmar, co?

— Koszmar sugeruje, że to sobie wymyśliłam, a to było naprawdę.

— Oczywiście...

Dalej nie wierzyła w spiskową teorie o oszustwie Shadowsana.

— Czemu tak się tym przejmujesz? Z dobrej strony gdybyś zdała, jak ja, pracowałybyśmy dla nich i dalej byśmy żyły z różowymi okularami. A w tym wypadku zielonymi.

— Masz rację, ale... Może to dlatego, że nigdy nie dowiedziałam się gdzie była ta jednodolarówka? Wciąż czuję jakbym musiała coś udowodnić.

Dziewczyna podeszła do zielonkawych zasłon wpuszczając jasność do ciemnego pokoju. Crystal stanęła obok wpatrując się w mgliste miasto San Francisco.

O ile dało się w ogóle zobaczyć jakikolwiek kształt wieżowca. Trochę żałowała, że nie udało się zdobyć pokoi w hotelach które gwarantowały widok na most Golden Gate.

— Nie masz czego. I oddaj mi kartę do pokoju.

— Nie umiesz się bawić.

Czarnowłosa schowała kartę tym razem do lewej kieszeni bluzy zostawiać w niej rękę.

— Umiem i będę się dobrze bawić wydając pieniądze VILE, na szczytne cele. Jak na wieczornej aukcji charytatywnej dla dzieci.

W wolnym czasie, czekając na kolejne zlecenia w przeszkadzaniu VILE, Crystal wydawała ich pieniądze dla tych co bardziej ich potrzebowali.

— Wybrałaś już sobie kreacje? Ja polecam płaszcz. Idealny na mglistą noc.

— Kuszące, ale powinnam się ubrać bardziej elegancko.

Będąc w swoim pokoju, otworzyła szafę z białego drewna wyjmując ciemno granatową suknie wieczorową, z zwiewnym rękawem do łokcia, głębokim dekoltem kopertowym i rozcięciem na lewą nogę.

Już wiedziała jakich użyć dodatków, jak się pomalować i uczesać. Lecz musiała pamiętać o priorytetach. Zeszła do reszty przyjaciół rozkoszując się ciepłym posiłkiem, podanym przez hotelową restauracje na kolację.

|•|•|•|•|

Wnętrze ratusza w San Francisco wyglądało tak samo jak inne ratusze, jakie widziała Crystal.

²Nie Powinaś Komplikować Mi Wspomnień² |Graham Calowey|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz